Arzach Rhapsody

Dawno, dawno temu, w numerze 10 naszego magazynu, popełniłem artykuł traktujący o albumie, będącym jednym z fundamentów kanonu komiksu europejskiego, a mianowicie "Arzach'u", autorstwa Jean "Moebiusa" Girauda. Wspomniałem przy tej okazji o pracach, mających na celu przeniesienie postaci tegoż bohatera na ekrany monitorów i telewizorów, a to za sprawą tworzonego wówczas w technologii Flashä animowanego serialu o przygodach tegoż bohatera. Jakiś czas temu w końcu udało mi się dotrzeć do tej produkcji, a oto krótka recenzja.

Przyznam, że mój apetyt na obejrzenie tegoż serialu był całkiem spory. W końcu do moich rąk miało trafić dzieło jednego z moich ulubionych komiksowych twórców! Miałem jednak pewne, jak się później okazało uzasadnione, obawy co do tego, czy animowana kontynuacja dorówna papierowemu oryginałowi, ale po kolei... Serial składa się z 14 epizodów. Poszczególne odcinki, podobnie jak historie przedstawione w komiksowym pierwowzorze, prawie całkowicie pozbawione są dialogów. Przemawiają do widza głównie obrazami, które są podstawowym czynnikiem budującym nastrój opowieści. Swój udział ma tu także dźwięk, trudno by było w dzisiejszych czasach, żeby produkcja multimedialna była go pozbawiona zupełnie, jednak podstawowym czynnikiem pozostaje obraz. Moebius stworzył projekty i scenariusze do wszystkich epizodów, podobnie jak to miało miejsce w przypadku komiksu. Serial zostały zrealizowane w studiu filmowym "Wolfland". Początkowo planowano, że głównym źródłem jego dystrybucji będzie Internet, dlatego właśnie zastosowano wspomnianą już technologię, firmy "Macromedia", która pozwala na prezentowanie materiałów multimedialnych poprzez sieć, a pliki w niej stworzone nie zajmują zbyt dużo miejsca, co jest dużą zaletą, szczególnie przy małych przepustowościach łączy. Wracając jednak do tematu, to koniec końców, serial "Arzach Rhapsody" miał swoją premierę na kanale telewizyjnym "France2"...

Kim jest tak właściwie tytułowy Arzach? Otóż jest on ostatnim ptero-strażnikiem, latającym na dziwnym stworzeniu, przypominającym połączenie ptaka i latającego dinozaura. Podróżuje przez tajemniczą krainę (w niektórych źródłach natrafiłem na nazwę "Kraina wstającej jutrzenki"). Strażnik Arzach toczy niekończącą się walkę o utrzymanie abstrakcyjnej równowagi. Tak naprawdę wszystkie opowieści skonstruowane są w taki sposób, że fabuła nie ma tu większego znaczenia. Ważny jest natomiast nastrój i motyw nieustannej podróży, która jest pretekstem do opowiadania kolejnych epizodów opowieści. Podczas swej serialowej wędrówki, Arzach spotyka wiele dziwnych postaci, zarówno nowych jak i takich, które czytelnicy mogą znać z papierowego pierwowzoru.

Obrazy przedstawione w tej produkcji "niosą ze sobą wiele graficznych metafor"... tak przynajmniej możemy przeczytać w opisach, reklamujących ten film. Jeśli nawet coś takiego jest tam zawarte, to dla mnie osobiście takie smaczki są nieczytelne. Nie wiem czy mieliście kiedyś do czynienia z oryginalnym komiksem? Było tam widać rękę prawdziwego mistrza - piękna kreska, misterne zdobienia stron, zachwycające szczegółowością i przepychem, oraz dobrze dobrane, stonowane kolory. Wszystko to (i kilka jeszcze innych rzeczy) sprawiało, że komiks był dziełem przez duże 'D'. Tymczasem "Arzach Rhapsody" wypada w tym porównaniu raczej blado... Nie widać tu tej starej solidności Moebiusa w opowiadaniu historii. Kreska jaką rysowane są poszczególne kadry animacji jest bardzo uproszczona. Obrazu całości dopełnia kolorowanie komputerowe poszczególnych elementów, co znacznie ułatwia i przyspiesza proces produkcji, jednak jednocześnie sprawia, że cały obrazek wygląda dosyć płasko. Mało tego, jest wiele takich miejsc, gdzie kolory są tak dobrane, że aż rażą w oczy. Nie wiem czy był to efekt celowy, jednak w moim mniemaniu wygląda to bardzo nieciekawie. Aby nie być gołosłownym, zamieszczam tutaj jeden z kadrów, na którym widać to o czym mówię.


Kadr z komiksu "Arzach" (po lewej) i skrajny przypadek rażących w oczy kolorów z "Arzach Rhapsody". Na szczęście tylko w niektórych miejscach.

Wydaje się, że całość animowanego serialu została stworzona jako dzieło niezbyt solidnego rzemieślnika, a nie artysty. Nie widać tu dbałości o szczegóły, widać natomiast wiele niedoróbek. Wiążą się one też z ograniczeniami, jakie niesie w sobie technologia Flash. Wygląda na to, że technika cyfrowa, pomimo tego że pozwala na znaczną akcelerację procesu tworzenia, odciążając człowieka na polu tak wtórnych rzeczy, jak konieczność rysowania od zera kolejnych kadrów animacji czy ich kolorowania, sprawia, że ludzie bardzo się rozleniwiają. Nie chce im się bardziej dopracować dzieł nad którymi pracują. Z jednej strony na statycznych kadrach serial ten wygląda prawie jak "klasyczny Moebius", z drugiej jednak, kiedy widzimy te animacje w ruchu, to nie prezentuje się zbyt dobrze. Widać pewną nienaturalność animacji, czy może po prostu jej niedopracowanie. Oczekiwania co do produkcji przygotowywanej przez człowieka uważanego za jednego z mistrzów komiksu były znacznie wyższe. Na zdecydowaną pochwałę zasługuje jedynie muzyka skomponowana przez Franck'a Bruneau, przy czynnym udziale Moebiusa. Dobrze oddaje ona klimat opowieści i stanowi dla niej wyśmienite tło. Trudno nazwać "Rapsodię Arzacha" chłamem, mimo moich narzekań nie jest to bowiem serial zły. Z drugiej jednak strony oczekiwania czytelników (a także widzów) co do kontynuacji dzieła, którego publikacja uznawana jest za kamień milowy w historii komiksu, były zdecydowanie dużo większe.

Źródła:
http://werewolf71.club.fr/arzak/index.html - na tej stronie można znaleźć krótkie opisy wszystkich epizodów
http://werewolf71.club.fr/arzak/index.html
http://www.mangaitalia.it/board/viewarticle.php
http://commeaucinema.france2.fr

aegirr