|
Wyciągnijcie trupa z szafy
czyli... trois regards sur Frederic Bezian
"I don't currently
plan to make a story with anyone else,
but should that happen, it will be with Bézian."
Andreas
Do
tego tekstu zbieram się tak chyba od ponad dwóch lat, czyli niemal od początku
swojej działalności kazetowej. Jednak łatwiej zaplanować niż wykonać, gdyż
twórczość Beziana, mroczna jak ciało doskonale czarne i zakręcona jak słoik
z azbestem, niełatwo daje się opisać słowami. Nie ułatwia też sprawy fakt,
że jego komiksy rozchodzą się szybciej niż wydawcy wyrabiają z dodrukami,
a ekskluzywne wydania mimo braku świateł i homologacji są rozprowadzane
tylko wśród czytelników mogących pochwalić się minimum dwoma wcześniejszymi
albumami w swych księgozbiorach. A przynajmniej tak by było, gdyby Beziana
wydawał Porsche.
Powiedzieć, że autor ten jest mało znany w Polsce, to tak jakby powiedzieć,
że z Jurgiela marny jest minister. Bezian jest kompletnie nieznany w Polsce,
a we Francji jego postać okrywa nieprzenikniona mgła tajemnicy. Przy Bezianie
Gaiman to postać z dobranocki a Frank Miller to stateczny starszy pan z
wąsikiem (no dobra, Frank Miller nie ma wąsików, ale bardziej pasuje mi
do porównania niż Papcio Chmiel). Helene Chantereau - agent reprezentujacy
kilku twórców komiksowych, w tym Beziana, pisze, że jest on czarnym aniołem
komiksu francuskiego (mimo, że jest on Belgiem i publikował w A Suivre,
a to chyba o czymś świadczy), ale lepszym określeniem byłoby - piąty jeździec
komiksowej apokalipsy. Bezian jest dla francuskiego komiksu tym, kim jest
Józef Popiel dla szczecińskiej szkoły ichtiologii, krótko mówiąc jego wkład
trudno jest przecenić a z dorobkiem ze wszech miar należy się zapoznać.
Po tym trochę przydługim wstępie przejdę do konkretów, jeszcze tylko zaznaczę,
że artykuł ten powstał dzięki niezwykłemu uaktywnieniu się rysownika w ciągu
ostatniego roku. O ile wcześniej jedyny jego dostępny w sprzedaży tytuł
stanowiła trylogia "Adam Sarlech", w przeciągu zaledwie kilku
miesięcy ukazały się dwa kolejne albumy do scenariuszy Simsolo i Sfara/Trondheima.
Trilogie Adam Sarlech
"Trylogia Adam Sarlech"
Les Humanoides Associes
Genewa, 2002
168 stron
plansza
Duże uznanie należy się oficynie Humanoides Associes, za ten miłosierny
uczynek zebrania całości cyklu w jednym, słusznej objętości tomie. Cena
może nie oszałamia niskością (33 Euro), ale i tak jest znacznie niższa od
sumy trzech tomów (50 Euro), nie mówiąc już o tym, że nakład wszystkich
tomów się wyczerpał. "Adam Sarlech" to opus magnum Beziana - jego
największe dzieło i to nie tylko objętościowo, ale także i przede wszystkim
fabularnie.
Najgorsze w pisaniu o takim komiksie jest to, że właściwie niczego nie
wolno tu zdradzić. Kiedy zaczynałem czytać ten album, znałem tylko jego
autora i tytuł - cała reszta stanowiła dla mnie wielką niewiadomą i taki
stan jest chyba najwłaściwszy do rozpoczęcia lektury. Komiks bowiem oddziałuje
na wielu poziomach, począwszy od oszałamiającej grafiki, przez posępny i
monumentalny scenariusz, aż do mrożącej krew w żyłach konkluzji, po której
nic już nie jest takie samo. Każdy z trzech tomów trylogii stanowi odrębną
całość, a jednak splatają się ze sobą na trzy różne sposoby (tylko nie fabularnie).
Mimo, że brak tu jakiejkolwiek ciągłości zdarzeń, wszystkie tomy spina postać
doktora Emile Spitznera - aktywnego narratora, który pełni tu rolę trochę
Sherlocka Holmesa tropiącego niezwykłe zagadki, a trochę Johna Watsona,
przyglądającego się im z szeroko otwartymi ze zdumienia oczyma. Jednak to
nie bohaterowie serii są tu istotni, lecz atmosfera - posępna, wiktoriańska,
gęsta od kłębiącej się czarnej magii i odrażających wyziewów zła. Jednak
nic nie przygotowało mnie na szok po przeczytaniu pierwszego tomu, kiedy
to misternie splecione tło okazało się metaforyczną konstrukcją wyniesioną
w celu ukazania najgłębiej skrywanych zakamarków ludzkiej duszy, w sposób
tak obojętny i zarazem jednoznaczny, że zimna artykulacja autora pogrąża
czytelnika w odrętwieniu, zadumie i najprawdziwszej rozpaczy.
Czy po takim początku można oczekiwać czegoś więcej niż tylko odcięcia
kuponu? Sklecenia stylistycznej i fabularnej kontynuacji w celu ponownego
zwrócenia uwagi na błyskotliwy początek? Czy można się dziwić, że do kolejnego
epizodu ("Komnata Ślubna") podszedłem po długim wahaniu, targany
przemożnymi wątpliwościami? Na nic jednak zdała się ta ostrożność - Bezian
całą koncepcję trylogii musiał mieć opracowaną od początku do końca w najdrobniejszych
szczegółach, ponieważ siła rażenia kolejnego tomu tylko minimalnie ustępuje
części pierwszej. Autor znów wywleka bezceremonialnie nasze najgłębiej skrywane
lęki i frustracje, a robi to w sposób tak ekwilibrystyczny, że mija dłuższa
chwila, nim w opisywanym protagoniście odkrywamy siebie. Teraz już bez chwili
zwłoki rzucam się na ostatnią część cyklu "Testament pod Śniegiem",
odkładam go tylko na krótkie chwile gdy brak znajomości jakiegoś słowa zmusza
mnie do wertowania słownika i po pewnym czasie, sam nie wiem - długim czy
krótkim, znam już wszystkie odpowiedzi. Moim oczom ukazała się ostateczna
prawda o ludzkiej podłości, małości, cała nikczemność naszego gatunku wyziera
z dwojga pomarszczonych, świdrujących oczek, a jednak wiem, mam tą druzgocącą
świadomość, że taka jest prawda, że tacy właśnie jesteśmy, a jeśli tak,
to czy to wszystko ma jakiś sens? I wtedy komiks wędruje na półkę, ale długo,
jeszcze bardzo długo każdy kolejny będzie przelatywał przez palce, jak miałki
piasek z rozbitej klepsydry w saunie fińskiej.
A wszystko to w momencie, kiedy sądziłem, że definitywnie i ostatecznie
wyrosłem z czytania beletrystyki.
Ne Touchez a Rien
"Niczego Nie Dotykać"
Albin Michel
Paryż, 2004
88 stron
plansza
Kiedy nic nie zapowiadało, że mizerna sytuacja z dostępnymi w sprzedaży
komiksami Beziana może ulec zmianie, zupełnie bez żadnego ostrzeżenia pojawił
się w spisie nowości wydawniczych listopada 2004 roku nowy komiks do scenariusza
Noela Simsolo (to nazwisko dotąd nic mi nie mówiło). Komiks zbierał świetne
recenzje we Francji, kilka przykładowych plansz prezentowało się nad wyraz
okazale. Pojawiła się tylko mała wątpliwość - po co rysownik, który tworzy
doskonałe scenariusze decyduje się na trzyletnią (tyle trwały prace nad
albumem) współpracę z kompletnie nieznanym autorem?
Aby nie trzymać dłużej czytelników w niepewności od razu wyjaśnię - po
to, by stworzyć komiks lekki, łatwy i przyjemny, jakiego Bezian sam by raczej
nie narysował. Być może też po to, by powalczyć o szerszy rynek francuski,
który jest hmm... dość specyficzny. O czym za chwilę.
Po trylogii Adam Sarlech komiks ten może się wydawać musztardą po obiedzie,
ale jest to najlepsza musztarda sarepska, więc zamiast wybrzydzać - warto
zasiąść do lektury i podzielić się wrażeniami.
Wrażenie pierwsze - czy znany jest Wam taki gatunek literacki jak horror
zaangażowany społecznie? Mnie dotąd nie był i próbkę przedstawioną w tym
komiksie powitałem z nieukrywanym zdumieniem. Wyobraźcie sobie stylistykę
w rodzaju: "nie może być tak, żeby emeryt nie miał na lekarstwa. Godne
życie w konstytucji, Balcerowicz musi odejść. A teraz wszyscy zginiecie".
Już wystarczy, żeby spojrzeć na otaczający nas świat zupełnie nowym spojrzeniem.
Wrażenie drugie - Bezian rzeczywiście nadaje na podobnych falach co Andreas.
Ten album przypomina mi graficznie "Raffington Event Detective" -
prawdziwie artystyczna robota, można usiąść i kartkować, nawet nie trzeba
czytać dymków. A obrazy wiszące na ścianach - czysta poezja. Jeśli planujecie
kupić obraz tego rysownika - zróbcie to szybko, zanim stanie się niewyobrażalnie
sławny i drogi. Drugiej okazji nie będzie.
Wrażenie trzecie - Simsolo kompletnie nie czuje komiksu. To znaczy, precyzyjnie
- czuje komiks lat sześćdziesiątych, czerpie nieukrywaną radość z odkrywania
na nowo rozwiązań stylistycznych, które były wyeksploatowane i jałowe
już parę dekad temu. Komiksowi laicy powinni być zadowoleni, ale my
- starzy
wyjadacze też przeczytamy to z zadowoleniem, a przy okazji - świadomie.
Trochę poważniej mówiąc - brakuje mi tu tła fabularnego, postacie pojawiają
się tylko po to by niezdarnie odegrać powierzone im zadania. Wątki poboczne
występują w liczbie zero. Akcja postępuje liniowo, scenarzysta mówi co
ma do powiedzenia i kończy, mając nadzieję że rysunki się podobały. No i w końcu scenariusz - jest bardzo, jakby to ująć, alterglobalistyczny.
To jest tak stereotypowo francuski komiks, że ktoś nieobeznany bliżej z
tą kulturą (jak np. ja) może z początku nie uwierzyć, że jest to na poważnie.
Zbierzmy do kupy ekologów, Arabów, artystów, socjalistów, pederastów, spiszmy
ich manifest i nadajmy mu postać komiksu. To co otrzymamy może zostać bez
trudu opublikowane a we Francji uzyska najpewniej status bestsellera. I
nie mówię tu tylko o Clichy-sous-Bois, zresztą każdy kto ma radio wie co
się nad Sekwaną teraz dzieje. Ten album jest więc właściwie dobrym załącznikiem
do nerwowej sytuacji w kraju trójkolorowych. Może nawet jakimś wytłumaczeniem,
usprawiedliwieniem... Tak, myślę, że Białorusinom długo trzeba byłoby tłumaczyć...
Donjon Monsters 10 - Des Soldats d'Honneur
"Poczwary Kazamatów - Żołnierze Honoru"
Delcourt
Paryż, 2006
48 stron
plansza
Seria Donjon Monsters to właściwie seria dziecięco-młodzieżowa. Co tu robi
Bezian? Wiele dobrego. Ale najpierw o czym innym. Do napisania tego tekstu
potrzebna mi była jakaś reprezentatywna próbka prac autora, dotychczasowe
teksty o Comesie, Pratcie i Baudoinie pisałem na podstawie trzech wybranych
albumów. Z Bezianem było trudniej, bo jego dorobek nie jest jeszcze tak
doniosły jak trzech wymienionych, komiksy trudniej dostępne a liczba tytułów
niewielka (o mizernych nakładach już wspomniałem). Na moich oczach wyczerpał
się nakład "Archipelagów", próba zamówienia "La Danse des
Morts" zakończyła się odbiciem od ściany, choć na bdnet.com album jest
ciągle w ofercie, nawet antologie z udziałem tego twórcy są trudno dostępne
(ostatnio Delcourt wznowił zbiór "Derives", o ktorym juz pisalem
do Kazetu, ale o kupnie "Noire est la Terre" wydawnictwa Autrement
można tylko pomarzyć). I tu nagle w styczniu na stronie bdselection.com
pokazuje się informacja o nowym albumie serii Donjon Monsters (znanej mi
wcześniej z tomu 3 narysowanego przez Andreasa) z grafiką właśnie Beziana.
W dodatku komiks dostał 5 gwiazdek na 5 i z miejsca trafił na prestiżową
listę Selection BD pośród ponad 200 komiksów ocenionych równie wysoko spośród
wszystkich recenzowanych w ciągu ostatnich kilkunastu lat. No to czego jeszcze
trzeba, żeby wysupłać te parę Euro z kieszeni i zabrać się do lektury?
Donjon Monsters to cykl, w którym każdy kolejny tom rysowany jest przez
innego rysownika. Jest to odprysk cyklu Donjon opisujący przygody drugoplanowych
postaci serii podstawowej. Bezian zdradził w wywiadzie,
że narysowanie tego albumu zajęło mu 7 miesięcy. Jest to właściwie odrębny
album, opowiada bowiem o losach dwóch strażników Grand Khana - komiksowego
czarnego charakteru, postaciach całkowicie epizodycznych, jednak wziętych
pod lupę, zapewne w celu pogłębienia tła opisywanego świata.
Autorami scenariusza są Sfar (Kot Rabina) i Trondheim (Przygody Mikołajka),
więc należy oczekiwać pomysłów co najmniej na przyzwoitym poziomie. Aha
- wszystkie występujące tu postacie to mówiące ludzkim głosem zwierzaki.
Teraz możemy przejść do szczegółów.
Tak, jest to komiks dla dzieci. Pod warunkiem, że nie przeszkadza Wam,
że dzieci zasypiają tylko przy zapalonym świetle, budzą się w nocy z
krzykiem
i używają tylko czarnych kredek. Komiks ukazał się w cyklu 'humeur de
rire', jednak momentów śmiesznych, czy choćby zabawnych jest tu mało.
Bezian ukazuje
świat stworzony przez Sfara i Trondheima w sposób przytłaczający i to
nawet nie dla dziecka, ale dla każdego odbiorcy. Te rysunki mają niezwykłą
moc
oddziaływania na odbiorcę, choć rysownik zupełnie odszedł od swojej zwykłej
maniery, która sama w sobie jest dość klimatyczna. Gdyby ten styl przypominał
sterylną kreskę z "Ne Tochez a Rien", o ile bardziej pasowałoby
to do innych tomów serii. Jednak właśnie taki sposób prowadzenia ołówka
jest tu najwłaściwszy, ze względu na smutny i okrutny w wymowie scenariusz.
Bezian cieniuje tu kadry przy pomocy tuszu, wszystko jest zamazane, ciemne,
pozornie niedbałe lecz zdecydowanie artystycznie przemyślane. Niemałą rolę
odgrywa tu też kolorystyka Waltera - pokaz prawdziwego malarskiego kunsztu.
Walter kładzie kolory planszami - plansza czerwona, niebieska, żółta - doskonale
oddaje to zawirowania scenariusza, barwy znakomicie zgrywają się nie tylko
z tuszem, ale też z opowiadaną historią (to warto podkreślić, gdyż Bezian
z reguły sam kładzie kolor w komiksach, jeśli nie są czarno-białe). Jako
ciekawostkę podam, że na czerwiec planowany jest specjalny bonus świata
Donjon - czarno-biała wersja tego komiksu Belga, na którą warto chyba zaczekać,
aby podjąć decyzję, jaką wersję lepiej kupić. Myślę, że podobnie jak w przypadku "Szninkla",
czerń i biel mogą spotęgować jeszcze bardziej efekt tego komiksu, ale tego
nie dowiemy się przed emisją Delcourtu.
Wspomniałem o nietypowym scenariuszu i muszę to jeszcze raz napisać - jest
on naprawdę zaskakujący. Nie jestem wielkim miłośnikiem horrorów dla dzieci,
ale ten ma w sobie coś specjalnego. Przy "Żołnierzach Honoru", "Wilki
w Ścianach" upodabniają się do "Piątku z Pankracym", a animorficzni
bohaterowie Usagiego Yojimbo mieszają się z postaciami z Misia Koralgola.
Tak się właśnie pisze komiksy dla dzieci w roku 2006 i z całą pewnością
dzieło trójki autorów wytycza tu nowe, nieprzemierzone ścieżki.
Mógłbym podać wiele świetnych przykładów wprost z kart komiksu, opisywać
nastrój w jaki wprawiło mnie zakończenie, zacytować jakiś wpadający w ucho
fragment, zaprezentować streszczenie komiksu lub bodaj jego fragment, ale
nie - to co napisałem niech da pewne wyobrażenie o albumie, który polecam
z czystym sumieniem każdemu. Wszystko inne zepsuje przyjemność czytania,
a liczę, że tak znakomita seria znajdzie kiedyś polskiego wydawcę.
Arek Królak
Lambiek: http://lambiek.net/artists/b/bezian.htm
Bibliografia Beziana
Seria "Adam Sarlech" [Humanoides Associés]:
1989: Adam Sarlech
1991: La Chambre Nuptiale
1993: Testament sous la Neige
2002: Trilogie Adam Sarlech (wydanie zbiorcze)
Pojedyncze albumy:
1982: L'Etrange Nuit de Monsieur Korb [Magic Strip]
1982: Ginette, Martine, Josiane... [Futuropolis]
1983: Fin de Siecle [Magic Strip]
1984: Galerie de cimetieres [Librairie d'Ailleurs]
1986: Totentanz / La Danse des morts [Magic Strip]
1986: Muret 1213, ma Bataille [Ville de Muret]
1997: Archipels [PMJ]
1999: Chien-Rouge Chien-Noir [PMJ]
2004: Ne Touchez a Rien [Albin Michel]
2006: Donjon Monsters 10: Soldats d'Honneur [Delcourt]
Antologie (udział):
1991: Derives [Delcourt]
1996: Noire est la Terre [Autrement]
1999: Paroles de taulards [Delcourt]
2001: Paroles de taule [Delcourt]
2001: Les Cauchemars
d'Halloween [Albin Michel]
2004: 50 Years Around the Rock (+2CD) [Editions Nocturne]
Inne (wybór):
1999: Carte de Voeux [PMJ]
2000: VHS Belphégor Vol. 1: L'Ombre de Belphégor Plane de Nouveau sur Paris...
[France Télévisions]
2000: VHS Belphégor Vol.2 [France Télévisions]
2002: Serigrafia "De l'Aube a Minuit" [Nausicaä]
2002: Ilustracje "Belphégor : L'Oil du Dragon" [Mango]
2002: Ilustracje "Belphégor : Le Masque de Glace" [Mango]
2003: Ilustracje "Belphégor : Le signe de Tanit" [Mango]
| |