Niemal czterdzieści lat po swoim debiucie na łamach magazynu „Cannibale”, skonstruowany z części kserokopiarek firmy Rank Xerox android zawitał także na polski rynek komiksowy. Choć może należałoby powiedzieć – zawitał po raz drugi, bo przecież w 1994 roku za sprawą wydawnictwa Fanzin Publishers mieliśmy okazję poznać mały wycinek jego przygód zawarty w albumie „RanXerox w Nowym Jorku”. To jednak dzięki Kulturze Gniewu dostajemy wreszcie całą opowieść o brutalnym robocie opublikowaną w jednym (dość) opasłym tomie. I trzeba przyznać, że jest to lektura, która na długo pozostaje w pamięci. Pełne nieuzasadnionej przemocy i dwuznacznych aluzji seksualnych perypetie Ranxa stanowią bowiem nie tylko popis graficznych umiejętności Tanino Liberatore, lecz także są niezwykle intrygującym, zaskakująco trafnym i nadal aktualnym, satyryczno-ironicznym komentarzem nieżyjącego już Stefano Tamburiniego na temat norm społecznych oraz reguł rządzących światem kultury i sztuki formułowanym z undergroundowych pozycji.
To właśnie ci dwaj włoscy twórcy – Tamburini i Liberatore – powołali do życia nietypowego bohatera, który początkowo nosił imię Rank Xerox, jednak po protestach firmy produkującej kserokopiarki zmieniono je na Ranx. Kserokopię (!) pisma w tej sprawie wystosowanego przez firmę do wydawcy zamieszczono zresztą w albumie. Przygody brutalnego cyborga-narkomana Tamburini tworzył do roku 1986, kiedy to jego intensywne życie przerwała śmierć spowodowana… przedawkowaniem narkotyków. Później scenariusze dla Tanino Liberatore tworzyli jeszcze Alain Chabat oraz Jean-Luc Fromental. Akcja komiksu w znacznej części rozgrywa się w podzielonym na poziomy, zdegenerowanym do granic możliwości Rzymie pod koniec lat osiemdziesiątych.
Wszystko zaczyna się od „Korzeni” – historii ukazującej się pierwotnie w latach 1978-1980. W tej czarno-białej, rysowanej jeszcze surową kreską opowieści po raz pierwszy spotykamy Ranxa, który od razu daje się poznać jako osoba – delikatnie mówiąc – niestroniąca od przemocy. Poznajemy także Lubnę, jego dwunastoletnią, uzależnioną od narkotyków dziewczynę, która do perfekcji opanowała sztukę manipulowania dość jednak nieporadnym cyborgiem. Trzeba przyznać, że autorzy komiksu nadali temu nietypowemu związkowi bardzo kontrowersyjny kształt.
Rozdział drugi, „Ranx w Nowym Jorku”, to opowieść o tym, jak Ranx angażuje się w działalność świata sztuki. Jest to oczywiście zaangażowanie specyficzne. Pewien malarz telepata za pomocą podstępu zmusza naszego cyborga do zabójstwa niezwykle wpływowego krytyka sztuki. To zlecenie okazuje się jednak tylko wstępem do dalszych kłopotów związanych z projektem niejakiego pana Volare, reżysera ukrywającego swoją twarz za maską, który chce wznowić modę na twórczość Freda Astaire’a i tylko Ranx może zapewnić temu przedsięwzięciu sukces. „Wszystkiego najlepszego, Lubna!” to tytuł trzeciego rozdziału. Po dość niespodziewanym zakończeniu pracy nad spektaklem pana Volare, Ranx i Lubna postanawiają pomieszkać trochę w Nowym Jorku. Cyborg pracuje jako taksówkarz i próbuje sprostać stale rosnącym finansowym oczekiwaniom swojej dziewczyny. Oboje wynajmują mieszkanie wspólnie z Timothym – mężczyzną o dość dziwnych – nawet jak na standardy tego komiksu – upodobaniach. Tym razem Ranx wdaje się w mały romans ze światem kultury popularnej – będzie mianowicie brał udział w tworzeniu remake’u wyścigu rydwanów z „Ben Hura”. Konsekwencje znów są dość łatwe do przewidzenia.
Akcja kolejnych rozdziałów przenosi się z powrotem do Rzymu. „Be-bop Lubny” to tytuł opowieści, w której na pierwszy plan wysuwa się dziewczyna Ranxa oraz jej nastoletnie koleżanki. Jeśli dodamy do tego dwugłowego mutanta zwalczającego krytyków Elvisa Presleya za pomocą piły mechanicznej, to uzyskamy wyobrażenie o tym, jak toczy się ta historia. W rozdziale „I, Me, Mine Incorporated” mamy szansę przekonać się, jak średnio inteligentny cyborg o sadystycznych skłonnościach zniesie rozstanie z Lubną. „Amen!” to pierwsza z zawartych w tomie historii, której nie stworzył już Tamburini. Po zdarzeniach z poprzedniego rozdziału, Ranx zostaje przeprogramowany i rozpoczyna zupełnie nową misję, po raz kolejny udając się do USA. Podczas gdy cyborg z pewnymi problemami próbuje dostać się do wyznaczonego miejsca, Lubna musi zmierzyć się z demonami przeszłości – brat dwugłowego miłośnika Presleya okazuje się być człowiekiem niezwykle pamiętliwym. Całość kończy krótka, retrospektywna opowieść „Ach, Robocie”, w której Lubna przed kamerami wspomina swoje życie u boku porywczego cyborga przy okazji premiery swojej – jak należy się domyślać – autobiograficznej książki. Oglądając dziś w księgarniach półki uginające się pod ciężarem podobnych autobiograficznych „dzieł” tworzonych przez – przepraszam za wyrażenie – celebrytów, trudno nie podziwiać przenikliwości autorów tej krótkiej historyjki.
Podczas lektury wszystkich opowieści zebranych w tomie można jednak odnieść wrażenie, że fabuła jest dla twórców jedynie pretekstem do radykalnej krytyki społecznej. Autorzy w bezpardonowy sposób atakują obłudę władz, snobizm artystów, megalomanię krytyków, zachłanność kleru i ogłupiający wpływ mediów. Wszystko to okraszone zostało potężną dawką przemocy, która jednak szokuje tylko początkowo. Po kilkunastu planszach czytelnik uodparnia się już na krwawą jatkę pojawiającą się co chwila i może skupić się na głębszej warstwie komiksu. Przesłanie zawarte w tej cyberpunkowej antyutopii jest bardzo intrygujące, a jego rekonstrukcja dostarcza wiele satysfakcji podczas lektury. Inaczej jest już jednak z pisaniem na ten temat. Wdając się bowiem w pogłębione analizy krytyczne, społeczne i estetyczne, autor tychże wcześniej czy później musi się zorientować, że robi dokładnie to, co w tym komiksie jest obśmiewane i wyszydzane. Bez wątpienia „Ranx” stanowi bowiem bezpardonowy atak na snobistyczny świat kultury i sztuki przepełniony wszelkiej maści krytykami, którzy przekonani o swej wyjątkowości ze śmiertelnie poważnymi minami rozprawiającymi na temat rozmaitych dzieł sztuki, roszcząc sobie przy tym prawo do jednoznacznego i nieodwołalnego rozstrzygania, co jest dobre, a co nie. Dostaje się tu rzecz jasna nie tylko krytykom, lecz także – a może nawet przede wszystkim – twórcom. W gruncie rzeczy wszyscy oni są tu przedstawieni jako doprawdy żałosne indywidua, z którymi przyzwoity – zajmujący się normalną (!) pracą – człowiek nie chciałby mieć do czynienia.
Ryzykując zatem posądzenie o taką pretensjonalną postawę, chciałbym mimo wszystko jeszcze kilka słów poświęcić warstwie graficznej komiksu. Otóż Tanino Liberatore ukazuje wprawdzie obrzydliwe oblicze współczesnego świata, ale robi to za pomocą niezwykle efektownych rysunków. Szczególnie sugestywne są obrazy zdegenerowanych miast, w których toczy się akcja. Rzym i Nowy Jork zyskują tu niewątpliwie okrutne, ale równocześnie atrakcyjne wizualnie oblicze. Podczas lektury możemy również śledzić ewolucję stylu artysty. Wszystko zaczyna się od tworzonych pod koniec lat siedemdziesiątych czarno-białych, surowych kadrów, jednoznacznie kojarzących się z undergroundowymi, powielanymi za pomocą kserokopiarek magazynami. Lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte przynoszą już bardziej szczegółowe, realistyczne rysunki z fantazją kolorowane za pomocą farb i kredek. Krótko mówiąc, graficzna warstwa komiksu stanowi jego mocną stronę.
Podsumowując, należy podkreślić, że „Ranx” to bez wątpienia komiks, który trzeba znać. Kultowa cyberpunkowa antyutopia na stałe wpisała się bowiem w historię komiksu i niesie ze sobą wiele wartościowych przemyśleń, które skrywają się jednak za dość pretekstową fabułą i tuzinami trupów, jakie na swej drodze zostawia Ranx. Nie o opowieść tu jednak chodzi, ale o specyficzne i niezwykle przenikliwe spojrzenie na obłudę przenikającą współczesne społeczeństwo. Wydaje się bowiem, że komentarz autorów, choć należy go rzecz jasna przede wszystkim odnosić do kontekstu, w jakim powstał, ma uniwersalne i ponadczasowe zastosowanie.
Paweł Ciołkiewicz
Dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Tytuł: „Ranx. Wydanie zbiorcze”
Tytuł oryginału: „Ranx. Integrale grand format”
Scenariusz: Stefano Tamburini, Alain Chabat, Jean-Luc Fromental
Rysunki: Tanino Liberatore
Tłumaczenie: Jizor
Wydawca: Kultura Gniewu
Data polskiego wydania: 2016
Wydawca oryginału:
Data wydania oryginału: 1993
Objętość: 184 strony
Format: 210 x 285 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie/internet
Cena okładkowa: 109,90 złotych