„Odyseja Lanfeusta” to kolejna odsłona kultowej już sagi przygód młodego kowala z Glininu. Świat Troy stworzony i wymyślony przez Christophe’a Arlestona towarzyszy nam już od prawie 25 lat. Jednak dopiero teraz, dzięki wydawnictwu Egmont, możemy zapoznać się z kompletnymi przygodami dzielnego, ale niezbyt rozgarniętego Lanfeusta. Chciałoby się rzec nareszcie.

„Odyseja Lanfeusta 1” – okładka

BOHATER POWRACA…

Zacznijmy krótko od fabuły. Nie obędzie się bez spoilerów, ale dotyczą one poprzednich tomów, więc mam nadzieję, że mi wybaczycie. Lanfeust po swoich ostatnich przygodach w Kosmosie, i rozstaniu z ukochaną C’ixi powraca na rodzinną Troy. Wieści o jego przybyciu roznoszą się szybko, jednak nie wszyscy wierzą w to, że to ten sam rudowłosy bohater, który uratował świat przed Thanosem (nie, to nie był TEN Thanos), ponieważ od jego wyruszenia w Kosmos minęło niemal 20 lat, a on nie podstarzał się prawie wcale.

To jednak nie przeszkadza Lanfeustowi i jego przyjacielowi trollowi Hebiusowi szukać nowych przygód, albo raczej kłopotów. No, w sumie to kłopoty same ich znajdują. Tym razem wszystko zaczyna się od tajemniczych trzęsień ziemi, które nawiedzają ziemię Or Azur. Nasi bohaterowie wyruszają, żeby pomóc mieszkańcom i dawnym przyjaciołom. Nie będę wdawał się  w szczegóły, jak skończyła się ta wyprawa, ale musicie wiedzieć, że jest ona dopiero początkiem większej intrygi i niesamowitych przygód.

„Odyseja Lanfeusta 1” – przykładowa plansza

… I WYRUSZA NA KOLEJNĄ PRZYGODĘ

Christophe Arleston stworzył świetną historię, która powinna przypaść do gustu każdemu miłośnikowi fantasy. Znajdziemy tu magię, piękny i groźny świat, tajemnicze stworzenia, artefakty, a także bohatera, który musi uratować całą Troy. Lanfeust jest typowym stereotypowym bohaterem ‒- przygoda zawsze znajduje jego, a nie na odwrót. Wbrew pozorom radzi sobie w tej roli bardzo dobrze. Pomimo, że nie jest do końca rozgarnięty, dba o dobro innych. To człowiek o wielkim sercu i praktycznie od samego początku da się go polubić.

Zasługą tego są m.in. świetnie rozpisane dialogi. Dotyczy to nie tylko Lanfeusta. Jego relacja z Hebiusem należy chyba do najlepszych w serii. Jest naturalna i pełna humoru. Bardzo podobały mi się również relacje pomiędzy postaciami pobocznymi, jak chociażby mędrcami Akademii Eckmulskiej. W kilku momentach naprawdę nie mogłem się nie uśmiechnąć. Komiksy o Lanfeuście lubię, także za ich nieprzewidywalność.

Czasami odnoszę wrażenie, jakbym czytał łagodniejszą wersję „Gry o tron”. Zwrotów akcji jest tutaj naprawdę sporo i praktycznie nie wiemy, co nas czeka za kilka stron, a żadna z postaci nie może czuć się bezpiecznie. Historia nie jest może skomplikowana, ale jej wielowątkowość powoduje, że nie można się nudzić. Wrogowie należą do tych z rodzaju „jestem zły, bo muszę być zły”, ale mają też swoje motywacje, co dodaje im głębi. Fakt, są one czasem dość „standardowe”, jednak nie uważam tego za wadę.

„Odyseja Lanfeusta 1” – przykładowa plansza

ŚWIAT, KTÓRY POTRAFI OCZAROWAĆ

Od strony graficznej „Odysei Lanfeusta” również nie mogę nic zarzucić. Rysunki, za które odpowiada Didier Tarquin, są po prostu piękne. Plansze są duże, pełne szczegółów zarówno na dalszych, jak i bliższych planach. Mimika postaci bardzo dobrze przedstawia ich nastrój, oraz pomaga w pokazaniu relacji pomiędzy nimi. Nie brak tutaj scen brutalnych, oraz zawierających lekką erotykę, jednak nic nie jest przedstawione na siłę. Na ogromny plus zasługuje również kolorystyka, która jest pełna ciepłych i żywych barw. Idealnie współgra to ze szczegółowością rysunków. Od strony wizualnej najnowsze przygodny Lanfeusta po prostu błyszczą.

Polska edycja komiksu również zasługuje na pochwałę. Twarda oprawa, powiększony format typowy dla komiksów frankofońskich i świetnej jakości druk sprawiają, że komiks pięknie wygląda na półce. Tłumaczeniu, za które odpowiada pani Maria Mosiewicz, także nie mogę niczego zarzucić. Jak już wspomniałem wcześniej, dialogi są naturalne, śmieszą, a całość czyta się z ogromną przyjemnością. Jedyny błąd, jaki wyłapałem, to zamienione dymki z tekstem na jednej z plansz ,a le to już błąd techniczny. Cóż, zdarza się.

„Odyseja Lanfeusta” to naprawdę świetny tytuł. Jeżeli już wcześniej zapoznaliście się z przygodami rudowłosego kowala, to nie muszę Was zachęcać. Jeżeli jednak jeszcze tego nie zrobiliście, to nadróbcie poprzednie tomy jak najszybciej i sięgnijcie po recenzowany właśnie komiks. Owszem, można go czytać bez znajomości poprzednich, ale naprawdę dużo stracicie. Jest to bowiem tytuł obowiązkowy dla wszystkich miłośników fantasy, a przede wszystkim dobrych historii.

Maciej Skrzypczak

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Scenariusz: Christophe Arleston
Rysunki: Didier Tarquin
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Wydawca: Egmont
Data wydania: styczeń 2019
Liczba stron: 248
Format: 216 x 285 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Cena: 119,99zł