Gdy przejmowałem recenzowanie serii „Outcast: Opętanie”. Mój poprzednik zarysował ciekawą teorię, według której kolejne tomy komiksu Roberta Kirkmana (Image) prezentują sinusoidę, raz mają wysoki poziom, raz niski. Skoro ostatni, „Pod diabelskim skrzydłem”, dołował, zgodnie z logiką powinien czekać nas wzlot?
Ćwiczenie wyobraźni: dostajecie roślinę doniczkową. Z początku zdaje się zdrowa, jednak szybko mimo troski i nawożenia zaczyna marnieć, gubić liście i usychać. Tak czuję się, przejmując „Outcast: Opętanie” z rąk Rafała Pośnika. W swoich recenzjach zasugerował, że jakość tej serii przypomina sinusoidę. Skoro ostatni album „Pod diabelskim skrzydłem” należał do słabszych, czy teraz powinien czekać nas wzlot?
Najpierw kwestie techniczne. Mucha Comics postanowiło połączyć tomy „The New Path” oraz „Invasion” w jeden, dając nam 248 stron na papierze kredowym wysokiej jakości. W efekcie zabrakło niestety okładek poszczególnych zeszytów, które w poprzednich tomach były nie tylko miłe dla oczu, lecz także pomagały układać narrację w sekwencje. Oryginalna publikacja zawartych w tomie komiksów zbiegała się z emisją drugiego, jak się okazało finalnego, sezonu serialu „The Outcast” w telewizji. Podobnie jak w przypadku „Żywych trupów”, innego duetu serial/komiks Kirkmana, w „Inwazji” mamy do czynienia z radykalną eskalacją zdarzeń, miejscami zaskakująco podobnych. „Outcast” odróżnia od „The Walking Dead” porzucenie wyjściowego tonu opowieści, moim zdaniem będącego jej największym atutem.
Outcast jako horror
O ile pierwsze zeszyty były zgodnie z zamierzeniami scenarzysty małomiasteczkowym horrorem paranormalnym, teraz obcujemy raczej z przygodami grupy bohaterów z silnym wydźwiękiem obyczajowym oraz elementami grozy. Przesączający się wielokrotnie wątek rodzicielski zostaje wystawiony na pierwszy plan za sprawą nowych postaci, protagoniści próbują ułożyć swoje relacje na tle nakręcającej się spirali przemocy między nimi a Opętanymi. Otrzymujemy też wyłożoną niemal na tacy mitologię świata „Outcast”. Mimo tych wszystkich atrakcji oraz pojawienia się nowego „wielkiego złego” (który zostanie najpewniej przyćmiony przez „jeszcze większego złego”), cała opowieść wypada dość blado i płasko, oddarta z najciekawszego elementu serii. Nie ma się tutaj czego i, przede wszystkim, o co bać.
Gdy wszystkie karty, a przynajmniej większość, wyłożono na stół, atmosfera zagrożenia i horroru ulotniła się z komiksu z wątłym sykiem. Nadciąga Wydarzenie przez duże „W”, jednak z trudem możemy wykrzesać zainteresowanie losami bohaterów. Nie tyle nawet, że ciężko ich polubić, ale zebranie protagonistów w jedną grupę ujawniło podobieństwo ich motywacji. Nie wiem który raz zechcę czytać, że główny bohater chce „tylko chronić swoją rodzinę”. Dodajmy do tego nieprzesadnie klimatyczne poprowadzenie wątku wielebnego Andersona, jedynej wyróżniającej się postaci, i mamy do czynienia z komiksem po części pchanym siłą inercji. Wracając do wspomnianej decyzji stacji Cinemax, „Outcast” był przewidziany jako opowieść jednocześnie w obrazkach statycznych i ruchomych. Pozbawienie Kirkmana jednego z tych elementów nie wpłynęło chyba pozytywnie na drugi.
Azaceta w wysokiej formie
Na szczęście nie można narzekać na warstwę wizualną, Paul Azaceta to wybitny rysownik z ręką do tworzenia koszmarnych widoków. W „Inwazji” częściej na pierwszy plan wychodzą jego inne zdolności, czyli sceny akcji. Tu należą się wyrazy uznania dla Elizabeth Breitweiser za kolory, które tuszują drobne nieczytelności w tych sekwencjach. Oraz umiejętność odmalowania intensywnych emocji na twarzach postaci. Dodatkowo pierwszy raz w tej serii możemy podziwiać plansze monochromatyczne. Jeśli miałbym cokolwiek zarzucić, to brak konsekwencji w rysowaniu niektórych postaci. Jeśli czytelnik z pamięci jest w stanie powiedzieć mi choć w przybliżeniu, jak wygląda Allison Barnes, bądź co bądź jedna z głównych postaci, to czeka na niego drink w najbliższym barze*.
Co dalej przed serią „Outcast: Opętanie”? Mucha Comics ma do wydania tom 7 „The Darkness Grows”. Choćby z tytułu sugeruje, że saga rodu Barnes’ów et consortes nie skończy się na zeszycie numer 42 (w tej chwili ostatni zaplanowany). Kto wie, może zagęszczenie obsady i skrystalizowanie osi konfliktu w tomie „Inwazja” będzie miało spełnienie w kolejnych zeszytach. Może Kirkman zastosuje metodę określoną przezeń w jednym z wywiadów jako „people gotta to die”. Może twórcy rzucą nas na wody rozbuchanego konfliktu. Wiem na pewno, że „Outcast” nie jest już komiksem grozy, za co ceniłem go przez pierwsze zeszyty. Nie jest też komiksem złym, to pewne. Tylko jakim właściwie jest, chyba sam nie wie.
*Woda, ale bez lodu.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Tytuł oryginalny: Outcast: Volume 5 – The New Path / Outcast: Volume 5 ‒- Invasion
Wydawca oryginalny: Image Comics
Liczba stron: 248
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 978-83-65938-34-3
Wydanie: I