Thor: Ragnarok to trzecia część przygód boga grzmotu i piorunów. Dotychczas włodarze Marvel Studios za bardzo nie mieli na niego pomysłu. Dworski dramat Kennetha Branagha był trochę zbyt patetyczny. Mroczny świat próbował rozluźnić sytuację większą dawką humoru i rozbudową ziemskiej obsady, ale to też się nie sprawdziło i jest uważany za jeden ze słabszych w MCU, a Natalie Portman po cichu wymiksowała się z grania ukochanej bohatera.
Nowy pomysł na Thora i Chrisa Hemswortha
Co Thor kwituje w Ragnaroku zdaniem, że to po prostu jego była dziewczyna. W domyśle, jakich wiele. Mnie to zupełnie nie dziwi bo za każdym razem gdy Chris Hemsworth ściąga koszulkę zastanawiam się w jakim tajnym rządowym laboratorium go wyhodowano. Ludzie tak nie wyglądają jedynie dzięki dobrym genom brytyjskich kryminalistów, którzy przeżyli w Australii na tyle długo, żeby się rozmnożyć, słońcu dobrej diecie oraz siłowni. Okazuje się, że nie samym mięśniem Thor stoi. Bowiem Hemsworth ma także ogromny talent komediowy. Wyczucie, timing oraz dystans do siebie. I nareszcie ktoś w Marvelu to zauważył.
Zatrudniono do tego projektu nowozelandzkiego aktora i reżysera Taikę Waititiego. Zasłynął on kilkoma kultowymi niskobudżetowymi komediami (Co robimy w ciemnościach, Boy, Dzikie łowy) i jest obdarzony bardzo nietypowym poczuciem humoru. Dzięki temu nareszcie udało się wykrzesać z Thora iskrę, której brakowało poprzednim odsłonom. Bohater na skutek inwazji Heli (Cate Blanchett), bogini śmierci, dawnej towarzyszki Odyna w podbojach ląduje na kosmicznym śmietnisku, planecie Sakaar. Pierwsze 30 minut przypomina poprzednie filmy, a właściwy klimat tej produkcji zaczyna się dopiero tam.
Jack Kirby jak żywy
Wraz z Thorem próbujemy się odnaleźć w tym świecie rządzącym się przemocą oraz wyciągniętym prosto z głowy Jacka Kirby’ego z lat siedemdziesiątych. To obok Doktora Strange kolejny film Marvela tak dobrze korzystający z projektów rodem z komiksów. Nie tylko Thor czy Journey into Mystery, ale też innych projektów głównego architekta początków Marvela. Wygląda to fenomenalnie. Jest dziwnie, nieszablonowo, abstrakcyjnie i odrobinę psychodelicznie. Bajecznie kolorowo i pełne zuchwałych geometrycznych kompozycji. Dla kontrastu Asgard przypomina bardziej klasyczne, strzeliste, średniowieczne formy. Bardzo podobał mi się fresk przedstawiający jego historię, który nawiązuje do przedstawień z epoki.
Mark Mothersbaugh z zespołu Devo stworzył też odmienne ścieżki dźwiękowe dla obu krain. Asgard jest bardziej klasyczny, epicki i nie odbiega od soundtracków do tego typu produkcji. Muzyczne tło Sakaar wykorzystuje znacznie więcej syntezatorów. Im bardziej oba światy zaczynają się przenikać tym bardziej oba style muzyki zaczynają być mieszane. Jest to też jeden z moich ulubionych soundtracków do filmów Marvela. Głównie ze względu na swoją odmienność od pozostałych i wspomniane syntezatory, których wykorzystanie jest cechą charakterystyczną większości moich ulubionych ścieżek dźwiękowych autorstwa Johna Carpentera, grupy Goblin, Mike’a Oldfielda, Vangelisa i wielu innych.
Wielka improwizacja
Chrisowi Hemsworthowi towarzyszy cała gama wybitnych aktorów. Razem z Markiem Ruffalo tworzą wybitny komediowy duet. Bardzo wiele z ich kwestii było improwizowanych. W przeciwieństwie do Jamesa Gunna, który raczej stroni od spontanicznych zmian Waititi znacznie swobodniej podchodzi do scenariusza. Pozwala aktorom na wielokrotne rozgrywanie scen lub kręci długie wymiany zdań pomiędzy nimi pozostawiając w filmie najlepsze i najśmieszniejsze fragmenty. Przykładowo, znana z trailera kwestia: „He’s a friend from work”, została wymyślona przez jakiegoś dzieciaka, który w ramach akcji charytatywnej odwiedzał plan filmowy. Była na tyle dobra, że znalazła się w filmie. Jednak nadmiar improwizacji to dość ryzykowne podejście, co pokazuje nowa wersja Ghostbusters (2016). W remake’u tego hitu sprzed lat cały ciężar zdaje się być oparty na zdolnościach komediowych aktorek i Chrisa Hemswortha, a scenariusz i reżyseria kuleją. Na szczęście Taika Waititi jest reżyserem znacznie lepszego kalibru niż Paul Feig i ma znacznie bardziej zniuansowane poczucie humoru.
Cate Blanchett, Anthony Hopkins, Tom Hiddleston, Mark Ruffalo, Jeff Goldblum, Benedict Cumberbatch to jednak wybitni aktorzy. Towarzyszy im też kilkoro stałych współpracowników reżysera: Sam Neill i Rachel House. Nie tylko aktorów. Bardzo ciekawy sposób dynamicznego stroboskopowego oświetlenia w retrospekcji Walkirii (Tessa Thompson) został nazwany „bullet-time lighting” na część techniki kręcenia rodem z Matriksa. Jest on dziełem jego dwóch kolegów ze szkoły. Jeden z nich to Stu Rutherford, który pracował nad Władcą Pierścieni, a w Co robimy w ciemnościach wcielił się w rolę Stu.
Technika filmowa
Sam Taika stanął po drugiej stronie kamery jako Korg oraz kilkukrotnie przywdziewał strój do techniki motion-capture. Jak sam twierdzi w komentarzu do filmu odegrał rolę Surtura, Korga, Chrisa Hemswortha i wszystkich innych postaci w filmie. Zupełnie nie ma podstaw, żeby mu nie wierzyć. To zdumiewające co można osiągnąć przy użyciu współczesnych efektów specjalnych. Na przykład scenę w której Hulk siłuje się z ogromnym wilkiem Fenrisem. W Ragnaroku jest kilka naprawdę imponujących ujęć. Jeśli nie przechodzą Was ciarki przy drugim pojawieniu się Immigrant Song Led Zeppelin udałbym się do lekarza, bo prawdopodobnie nie jesteście ludźmi.
Co ciekawe nie wszystkie ciekawe sceny korzystają z cyfrowej przeróbki. W części ujęć Taika Waititi, tak jak w swoich wcześniejszych produkcjach korzysta po prostu z trików kamery, umiejętności aktorów i sprytnego montażu, żeby scena zadziałała. Jeden przykład to rozmowa Thora z Doktorem Strange, która opiera się na ruchach kamery i montażu. Drugi to werbowanie Walkirii przez Thora i Bannera, w której aktorzy i montażyści mogą się wykazać przy całkowicie statycznej kamerze.
Asgardianie Galaktyki?
Chociaż film nie załapał się do mojego Top 3, które znajduje się w innym artykule numeru pozostaje jednym z moich ulubionych. Nareszcie znaleziono pomysł na Thora, który zaczyna tak jak jego mitologiczny odpowiednik być prostodusznym osiłkiem. Serce ma po właściwej stronie, ale często uderza (działa) zanim pomyśli. Film jest też zabawny oraz bardzo dobry pod względem audiowizualnym i gry aktorskiej. Praktycznie wszystko się w nim udało, pomimo tego, że można mieć trochę uwag do jego asgardzkiej części. Biorąc pod uwagę, że Thor w Wojnie bez granic zostaje skoligacony ze Strażnikami Galaktyki, czyli ekipą z mojego ulubionego filmu Marvela kolejne produkcje z udziałem bohatera zapowiadają się bardzo obiecująco.
Konrad Dębowski