Co dziewięćdziesiąt lat dochodzi do reinkarnacji dwunastu bogów jako młodych ludzi. Są kochani. Są znienawidzeni. O tym właśnie jest „The Wicked + The Divine”. Czwarty tom (Eskalacja) nagradzanej, najlepiej sprzedającej się serii od uznanych twórców (Kieron Gillen, Jamie McKelvie, Matt Wilson) jest najbardziej wybuchowy. Pojawił się wreszcie na naszym rynku, ale czy trzyma poziom poprzednich trzech części?
Pierwsze dwa tomy były dla mnie spójne, zarówno pod względem graficznym, jak i fabularnym. Trzeci tom, o czym wspominałem w recenzji, to różnorodność i bogactwo zmian. Album zawierał historie, które mogę określić mianem wypełniacza lub fillera, a mówiąc w łagodniejszy sposób – budowały tło świata i postaci. Działy się w oderwaniu jedna od drugiej, dając nam więcej pytań niż odpowiedzi i tak naprawdę do końca jeszcze nie pokazując, w jakim kierunku seria chce podążyć. Nie obawiajcie się jednak – w czwartym tomie (Eskalacja) następuje powrót do „korzeni”, czyli do tego, co znamy z pierwszych dwóch części.
Eskalacja, czyli trzy duże B
Te osoby, które nie przeczytały poprzednich części, mogą przerwać czytanie tej recenzji. Seria ta bowiem jest skonstruowana w ten sposób i tak pełna chaosu, że bez znajomości każdego poprzedniego tomu nowy czytelnik po prostu się pogubi. Ba, nawet będąc zaznajomionym z fabułą i wydarzeniami, w czwartym tomie nadal możemy się pogubić. Ale mam wrażenie, że taka już uroda tej serii. Najgorsze jest w tym tylko to, że czytając najnowszą część, kiedy mój umysł w końcu ogarnął, co się dzieje, i zaczął się angażować na całego – nastąpił koniec.
O czym jest część czwarta opowieści o bogach w ciele młodych ludzi? Już sam podtytuł – Eskalacja – mówi nam o tym, że będzie więcej, lepiej i z większym przytupem. I tak też jest. W bardzo dużym skrócie i bez spojlerów, bo uważam, że warto poznać tę historię samemu, zaczyna się od tego, że postać uważana za martwą okazuje się wcale taka nie być, a my dowiadujemy się, dlaczego tak nie jest. Motywacje Ananke zostają ujawnione. Tu i ówdzie rzucane są wskazówki dotyczące tego, co faktycznie kryje się za Wznowieniem, które niewątpliwie zostaną zbadane i rozwinięte w przyszłych tomach. Wszystko kończy się dobrą, staromodną walką superbohaterów, gdy różni bogowie zwracają się przeciwko sobie. No i jak zwykle nic nie jest takie, jak się wydaje na pierwszy rzut oka.
To mi się znów podobało…
Z każdym kolejnym tomem coraz trudniej znaleźć nowe słowa, aby w samych superlatywach wyrażać się o oprawie graficznej (pomińmy tom trzeci, dobrze?). Scenariusz Gillena i rysunki McKelviego charakteryzuje niesamowita synergia – jakby jeden wynosił tego drugiego na wyższy poziom i vice versa. Do tego dodajmy fascynującą grę barw – za kolory odpowiada Wilson – i mamy komiks, który od strony wizualnej może (i powinien) być przykładem dla współczesnych opowieści superbohaterskich.
Zawsze uwielbiałem postacie z tej serii. Wszystkie są dość różnorodne i interesujące z ich indywidualnymi cechami charakteru i boskimi specjalnymi zdolnościami. Oczywiście lubię niektóre bardziej niż inne, ale każda jest intrygująca na swój własny, niepowtarzalny sposób. I narysowana z mocnym wyeksponowaniem najważniejszych swoich cech.
…ale nie do końca
Muszę być jednak uczciwy w swojej recenzji i wspomnieć również o tych aspektach, które mnie nie przekonały. O pierwszym częściowo już wspomniałem – chaosie. Zajęło mi prawie połowę tego tomu, aby zrozumieć, co się dzieje. Tom drugi miał zakończenie, które przyciągało do pozostania z serią, by dowiedzieć się, jak historia dalej się rozwinie. Tom trzeci w ogóle nie poruszył dalej tej kwestii. Teraz dostajemy tom czwarty, po który sięgnąłem bez przypominania sobie opowieści z poprzednich albumów. Dlatego może otwarcie tego komiksu wydawało mi się dość niejasne i chaotyczne, dopóki nie zacząłem uzyskiwać odpowiedzi gdzieś w jego połowie.
Zakończenie również może być nieco rozczarowujące. Tak naprawdę historia mogłaby się zakończyć równie dobrze w tym momencie i zrozumiałbym intencje autorów, gdyby tak się stało. Mamy domknięcie pewnych wątków, ale też wielkie nowe otwarcie, które można pociągnąć dalej lub nie. Tak naprawdę nie było żadnego cliffhangera ani niczego, co sprawiałoby, że z wypiekami czekałbym na kolejny tom. Zwykle odczuwam niepokój, podniecenie, a tym razem nie.
Nie jest i nie będzie to mój ulubiony tom, ale nie był też tym najgorszym. Pewnych elementów mi brakowało. Inne, jak oprawa wizualna, wróciły do normy. Nie chcę też, aby mnie źle zrozumiano i pomyślano, że w ogóle nie czekam na kolejne tomy. Czekam, nawet bardzo, żeby dowiedzieć się, jak dalej potoczą się losy bohaterów, z którymi tak mocno się już zżyłem. Ale z drugiej strony czy komiks ukaże się za trzy miesiące, czy za rok, pod warunkiem, że pojawi się na pewno – nie robi to dla mnie większej różnicy.
Dziękujemy Wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Michał „Emjoot” Jankowski
Scenariusz: Kieron Gillen
Rysunki: Jamie McKelvie
Tłumaczenie: Piotr Czarnota
Wydawnictwo: Mucha Comics
Liczba stron: 160
Format: 180×275 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN 978-83-65938-76-3
Wydanie pierwsze