Czwarty tom wymykającej się prostym klasyfikacjom gatunkowym serii „Locke and Key” jest inny niż wszystkie dotychczas opublikowane. Autorzy postanowili bowiem poeksperymentować trochę z warstwą graficzną oraz sposobem narracji. I przy okazji stworzyli najlepszą, jak do tej pory, odsłonę tej fascynującej opowieści. Potwierdzają to chociażby cztery nominacje do Eisner Award i zwycięstwo w kategorii najlepszy scenarzysta.
„Locke and Key” to mroczna opowieść o tym, jak przeżywająca ogromną tragedię rodzina Locke’ów próbuje od nowa ułożyć sobie życie w pełnej magicznych kluczy posiadłości o znaczącej nazwie Keyhouse. Nina oraz jej dzieci – Tyler, Kinsey i Bode – nie mają jednak łatwo, gdyż wbrew temu, co mówił niegdyś ich ojciec, dom wcale nie jest najbezpieczniejszym miejscem na Ziemi. Wręcz przeciwnie, raz po raz staje się on areną coraz bardziej niezwykłych zdarzeń.
„Klucze do królestwa” przynoszą kontynuację niesamowitych przygód rodzeństwa Locke’ów, ale trzeba przyznać, że jest ona wyjątkowa. Autorzy tym razem urozmaicają swoją opowieść, odwołując się do różnych technik narracyjno-wizualnych. Ta różnorodność nie tylko nie wpływa negatywnie na spójność historii, ale sprawia, że czwarty tom jest zdecydowanie najbardziej interesujący ze wszystkich opublikowanych do tej pory. Znalazło to swoje odzwierciedlenie w nominacjach do Nagrody Eisnera. W 2011 roku komiks zdobył aż cztery, w kategoriach: najlepszy pojedynczy zeszyt, najlepsza trwająca seria, najlepszy scenarzysta i najlepszy rysownik. Jedną z nich udało się zamienić na nagrodę: za najlepszego scenarzystę roku 2011 – całkowicie zasłużenie – uznany został Joe Hill.
Z uwagi na specyficzną strukturę tego tomu, warto nieco więcej uwagi poświęcić kolejnym sześciu zeszytom, które się na niego składają. Pierwszy z nich, zatytułowany „Wróbel” (nominacja do Nagrody Eisnera w kategorii najlepszy pojedynczy zeszyt), stanowi nietypowe jak na tę serię nawiązanie do klasycznych komiksów dla dzieci. Obserwujemy tu perypetie Bode’a (jak wiadomo, magiczne klucze ukryte w posiadłości same wchodzą mu w ręce), który wypróbowuje kolejny klucz. Tym razem magiczny artefakt otwiera drzwi, które zmieniają przechodzącego przez nie człowieka w zwierzę. Zmagania Bode’a i Zacka w zwierzęcych postaciach są bardzo interesujące, ale nie to decyduje o wyjątkowości tego zeszytu. Mamy tu bowiem do czynienia z genialną zabawą z komiksową formą, która potwierdza niezwykły talent rysownika. Rysunki, kojarzące się z klasycznymi paskami komiksowymi dla dzieci („Fistaszki”, „Calvin i Hobbes”), przeplatają się tutaj z typowymi dla tej serii rysunkami, które poprzez ten kontrast zdają się być bardziej realistyczne niż zazwyczaj (choć nadal utrzymane są w kreskówkowym stylu). By upodobnić narrację do komiksów dla dzieci, autor stosuje nawet „paskowy” sposób prezentacji, tyle tylko, że ustawia swoje paski w orientacji pionowej, a nie poziomej. Każdy pasek znajduje się na tle całostronicowego panelu przedstawiającego rysunek ściśle związany ze zdarzeniami, o których jest akurat mowa. Także tematyka tej opowieści nawiązuje w pewnym stopniu do komiksowej klasyki dla dzieci, z tą tylko różnicą, że pojawiające się tu zwierzęta nie zawsze są tak łagodne i przyjazne, jak te występujące w opowieściach Schulza czy Wattersona. „Wróbla” warto czytać wielokrotnie, delektując się zarówno warstwą graficzną, jak i narracyjną.
Drugi zeszyt, zatytułowany „Biały”, jest już bardziej typową dla serii opowieścią o tym, jak Kinsey i Tyler przez przypadek poznają Erin Voss, kobietę, która swego czasu występowała w grupie teatralnej razem z Rendellem Lockiem oraz Lucasem Caravaggio. Kinsey podejmuje próbę porozmawiania z nią, co nie jest łatwe z uwagi na to, że kobieta przebywa w zakładzie dla obłąkanych. Z pomocą przychodzi oczywiście Bode, który oferuje jej kolejny klucz umożliwiający realizację tego zadania. Ten zeszyt stanowi z kolei dla autorów okazję do formułowania interesujących komentarzy na temat relacji rasowych, choć jest bardziej niż pewne, że Erin Voss, wykrzykując słowo „biały”, ma na myśli coś innego niż kolor skóry Kinsey.
Trzeci zeszyt – „Luty” – to w gruncie rzeczy kronika zdarzeń, jakie rozegrały się w tym najkrótszym miesiącu w roku. Widzimy tu zatem, jak zmieniają się kolejne kartki w kalendarzu, a główni bohaterowie zmagają się z niezwykłymi zagrożeniami, używając kolejnych kluczy. Autorzy nawet nie objaśniają już, na czym polega ich moc, tylko pokazują pojedyncze kadry, na których widać konsekwencje ich zastosowania. W tym najkrótszym miesiącu zdarzyło się bardzo wiele i warto uważnie studiować poszczególne kartki z kalendarza, gdyż w świetle wypadków opisanych w kolejnych zeszytach zyskują one nowe znaczenie.
W czwartym zeszycie zatytułowanym „Ofiary wojny” na scenie znów pojawia się Rufus – syn Ellie Whedon. Chłopak uznawany jest przez wszystkich za chorego umysłowo, ale posiada najwyraźniej pewne umiejętności, które zapewne sprawią, że odegra on jeszcze istotną rolę w całej opowieści. Rufus wspólnie z Bodem bawią się w wojnę i podczas tej zabawy jeden z nich spotyka… Sama Lessera (a właściwie jego ducha). Na uwagę zasługują obecne w tym zeszycie nawiązania do komiksów wojennych, które zapowiada już jego okładka. Ostatnie dwa zeszyty tworzą dwuczęściową całość zatytułowaną „Detektywi”. Bez zdradzania zbyt wielu szczegółów trzeba powiedzieć, że wraz z rozwojem tej kryminalnej opowieści sensu nabiera wiele wcześniejszych zdarzeń przedstawionych w tym tomie (szczególnie tych, które rozegrały się w „Lutym”).
„Klucze do królestwa” przynoszą zatem kolejne elementy skomplikowanej układanki i oczywiście zestaw nowych kluczy. Tym razem – jak dowiadujemy się z dodatków umieszczonych na końcu komiksu – są to już klucze stworzone znacznie później niż te, które zostały odnalezione do tej pory. Zresztą warto wczytać się w te nowe opisy pochodzące z dziewiętnastego i dwudziestego wieku (szkoda tylko, że niektóre są w wersji niemieckiej). Po lekturze czwartego tomu serii trzeba także sięgnąć do wcześniejszych albumów i jeszcze raz przyjrzeć się nieco dokładniej pewnym zdarzeniom. Na przykład epicka inscenizacja „Burzy” opisana w tomie „Łamigłówki” staje się znacznie bardziej zrozumiała, choć oczywiście nadal daleko do ostatecznego rozwiązania zagadki.
Choć pobieżna lektura czwartej odsłony opowieści o rodzinie Locke’ów mogłaby sugerować, że jest to najmniej spójny ze wszystkich dotychczas opublikowanych tomów, to jest to wrażenie błędne. Mamy tu bowiem do czynienia z doskonale skonstruowaną i przemyślaną w najdrobniejszych szczegółach opowieścią. Niemniej jednak komiks za sprawą formalnych zabiegów – zarówno narracyjnych, jak i graficznych – jest rzeczywiście bardziej skomplikowany niż pozostałe, ale to zdecydowanie jego atut. Opowieść trzyma w napięciu do ostatniej planszy, a jej zakończenie sprawia, że dalszy rozwój wypadków zapowiada się bardziej niż ciekawie. Trudno przewidzieć, co jeszcze zdarzy się w Keyhouse, ale jedno jest pewne – autorzy postawili sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Jak do tej pory, każdy kolejny tom był lepszy od poprzednich i trzeba mieć nadzieję, że następne dwa tomy potwierdzą tę tendencję, przynosząc finał godny tego, co już mieliśmy okazję zobaczyć.
Dziękujemy wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Paweł Ciołkiewicz
Tytuł: „Locke and Key. Tom 4: Klucze do królestwa”
Tytuł oryginału: „Locke and Key, Volume 4: Keys to the Kingdom”
Scenariusz: Joe Hill
Rysunki: Gabriel Rodriguez
Tusz: Gabriel Rodriguez
Kolorystyka: Jay Fotos
Tłumaczenie: Jakub Pietrasik
Liternictwo: Arkadiusz Salamoński
Wydawca: Taurus Media
Data polskiego wydania: 2015
Wydawca oryginału: IDW Publishing
Data wydania oryginału: 2011
Objętość: 160 stron
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie/internet
Cena okładkowa: 67 złotych