Komiks „Wolverine. Czerń, biel i krew” to jedna z najnowszych propozycji wydawnictwa Mucha Comics. W tej liczącej dwanaście historii antologii śledzimy losy jednego z najpopularniejszych mutantów Marvela. Znajdziecie tutaj opowieści umiejscowione w różnych okresach, a każda została napisana i narysowana przez innych twórców. Czy warto sięgnąć po ten tytuł?
Dwanaście historii z życia Wolverine’a
O fabule komiksu „Wolverine. Czerń, biel i krew” nie ma sensu się rozpisywać. Są to samodzielne historie stworzone przez takich twórców jak chociażby Gerry Duggan, Donny Cates, Kelly Thompson czy też sam Chris Clermont. Każda z dwunastu opowieści przedstawia inną sytuację z życia Logana i jak już wspomniałem we wstępie, są to niezależne od siebie historie. Mnie najbardziej podobała się ta, w której nasz bohater jest przesłuchiwany przez Wielkiego Inkwizytora Hydry, a także ta, w której musi zmierzyć się z powiedzmy „problemem rodzinnym”. Są to naprawdę ciekawe epizody, zresztą podobnie jak wszystkie pozostałe, a cały tom trzyma wysoki poziom. Dla fanów Rosomaka pozycja obowiązkowa. Uważam jednak, że ten tom niekoniecznie może się podobać.
Krótko, lecz treściwie
To, o czym teraz napiszę, dla jednych będzie wadą, dla drugich zaletą. W moim przypadku jest pół na pół. Chodzi mianowicie o długość zawartych w tym albumie historii, które zazwyczaj mają około dziesięciu stron. Cały komiks to zaledwie 152 strony, z czego kilka poświęcono też na materiały dodatkowe takie jak alternatywne okładki. Osobiście nie przepadam za takimi krótkimi opowieściami, bo dotychczas było tak, że zanim się rozkręciły, to już się kończyły i zostawiały spory niedosyt. Tak miałem chociażby z pierwszymi tomami „Sędziego Dredda”. Na szczęście tutaj nie jest to aż tak odczuwalne. Fabuły są krótkie, ale przemyślane i najczęściej mają sensowne zakończenie niewymagające ciągu dalszego, jednak ich środek niekiedy mógłby zostać trochę bardziej rozbudowany. Wiem, że zapewne nie takie było założenie przy tworzeniu tego albumu, jednak lekki niedosyt pozostaje.
Trzy kolory robią wrażenie
Od strony graficznej album jest prawdziwym mistrzostwem. Jestem fanem mang i dlatego bardzo lubię komiksy czarno-białe. Nie miałem przekonania co do trzeciego koloru, czyli czerwonego, ale świetnie współgra z całą resztą. Oczywiście jak możecie się domyślić, wykorzystywany jest głównie w scenach akcji, jednak niekiedy służy też jako tło. Niestety, odnoszę wrażenie, że nie do końca ten pomysł został wykorzystany, ponieważ są też strony, na których koloru czerwonego nie użyto. Jeżeli zaś chodzi o rysowników, to mamy tutaj takie nazwiska jak: Steve Epting, Andy Kubert, Salvador Larocca czy Chris Bachalo. Każdy z nich ma odmienny styl, jednak nie znalazłam czegoś, co by mi się nie spodobało. Naprawdę jest na co popatrzeć, szczególne wrażenie robią plansze dwustronicowe. O materiałach dodatkowych już wspominałem, dodam tylko, że komiks został wydany w twardej oprawie i powiększonym formacie, który ostatnio jest standardem dla Mucha Comics.
„Wolverine. Czerń, biel i krew” to świetnie narysowana antologia, a także ciekawa fabularnie. Jednak jest to rzecz głównie dla fanów bohatera i miłośników eksperymentalnych rysunków. Długość poszczególnych historii również nie wszystkim może przypaść do gustu. Mimo wszystko uważam, że warto, i czekam na kolejny tom serii, którego bohaterem będzie Carnage.
Maciej Skrzypczak
Dziekujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.