ABORTION EVE
Tworzący się w Ameryce lat 70-tych kobiecy ruch artystyczny, w tym komiksowy, odzwierciedlał społeczne zmiany i nowe idee. Feminizm, przejawiający się w ówczesnych podziemnych publikacjach, dotyczył wielu znamiennych kwestii, jak rewolucja seksualna, mizoginia, możliwość decydowania kobiet o swoim ciele. Podejmowanie tych wszystkich zagadnień stało się zjawiskiem tyleż kontrowersyjnym co przełomowym, otwierającym zarazem wielu autorkom możliwość mówienia o sobie, wyrażania siebie i swoich poglądów między innymi poprzez rysunki.
Powstały w 1973 roku za sprawą Chin Lyvely i Joyce Sutton trzydziestokilkustronicowy zeszyt „Abortion Eve” jest doskonałym przykładem wspomnianej powyżej twórczości. Fabuła utworu składa się na jeden długi dialog prowadzony przez kilka bohaterek. Nie byłoby błędem twierdzenie, że jest to dyskusja tocząca się na łamach komiksu. Postaci pytają, odpowiadają i tłumaczą kwestie nurtujące kobiety, a związane z zabiegiem aborcji. Znajdziemy tu praktycznie wszystkie najważniejsze problemy, jakie pojawiają się, gdy kobieta podejmuje decyzję o usunięciu zarodka/płodu, czyli: na czym polega zabieg, czy to zgodne z prawem, jakie są koszta, jak wygląda samopoczucie psychofizyczne „po” zabiegu, jak pogodzić tę decyzję z wiarą. Nie zawsze kobiety są ze sobą zgodne, ale starają się wypracować kompromis i znaleźć dobre rozwiązanie. Autorki komiksu postawiły na to, co ich zdaniem najbardziej istotne i przydatne, ale też oparte o prawdziwie doświadczenia. Zeszyt ma bardzo pozytywną wymowę.
Graficznie nie jest to majstersztyk. Braki warsztatowe zostają nieco ukryte poprzez kompozycję kadrów, zwykle są to po prostu zbliżenia na twarze bohaterek. Strony wypełnione są tekstem. Treść dymków niemal wylewa się z poszczególnych kadrów.
Czytając „Abortion Eve” trudno oprzeć się wrażeniu, że jego funkcja jest zbliżona do tej, jaką pełnił wydany rok wcześniej „Came Out Comix” Mary Wings. W obu przypadkach mamy do czynienia z komiksem stanowiącym swego rodzaju przewodnik wymierzony w konkretny target i mówiący, jak poradzić sobie w danej sytuacji. Jedyną różnicą jest fakt, iż Wings otwarcie i bez pruderii mówiła o kobiecym homoseksualizmie.
Osoby, które oglądały polski dokument „Podziemne państwo kobiet” Claudii Snochowskiej-Gonzalez i Anny Zdrojewskiej, znajdą wspólne elementy z opisywanym komiksem, a to za sprawą formy, jaką wybrały reżyserki, czyli wysłuchania opowieści kobiet, które poddały się zabiegowi.
W przypadku komiksu Lyvely i Sutton postawa pro-choice jest jawna i oczywista. Nie trudno się domyśleć, że wydano w USA też kontr komiks-broszurę o tytule „Who killed Junior”. Organizacja Right to Life optowała w nim za całkowitym zakazem aborcji, a wszystko uzasadniała prawem boskim. Był to przecież okres zażartych starć środowisk o różnych poglądach.
Amerykanki odrobiły solidną lekcję cztery dekady temu. Całokształt twórczości tamtych lat, a więc wykształcenie się komiksu kobiecego z jego charakterystycznymi elementami czy też masowe podejmowanie tematyki społecznej to rzeczy w Polsce obce nawet w czasach dzisiejszych. Nie tylko ówczesna, unikatowa i wartościowa twórczość pozostaje nam nieznana, ale nawet na rodzimym rynku niewiele się dzieje pod kątem przełamywania tabu, jakim bez wątpienia jest aborcja. Nieliczne podjęte próby (jak choćby antologia „Człowiek w probówce”) to jedynie szybko zapomniane historyjki, często zresztą operujące stereotypami. Pozostaje czekać na przełomowy głos polskich rysowniczek i scenarzystek w tym zagadnieniu. I niech „Abortion Eve” będzie dla nich inspiracją.
Sylwia Kaźmierczak