PLANETARY

ARCHEOLODZY ARCHETYPÓW


Niewątpliwie Warren Ellis należał do filarów kończącego właśnie swój żywot Wildstorm. Zwłaszcza zapoczątkowana przez niego seria „The Authority” wywalczyła sobie miejsce w historii, jako kolejny etap zapoczątkowanej przez „Strażników” Moore’a i Gibbonsa ewolucji gatunku komiksu superbohaterskiego. Mniej znanym, choć nie mniej ciekawym tytułem jego autorstwa jest seria „Planetary”.

Komiks opowiada o tytułowej grupie obdarzonych nadludzkimi zdolnościami bohaterów, którzy zajmują się badaniem sekretnej historii naszego świata: niezwykłych fenomenów, tajemnic ukrywanych przez potężne organizacje czy zagadkowych stworzeń. W części przypadków chodzi o to, aby ukryć sekret przed opinią publiczną, czasem jednak przeciwnie – aby ujawnić informacje, które mogą pchnąć ludzkość na nowe, lepsze tory.

Każdy z członków Planetary to ciekawa postać. Jakita Wagner dysponuje niezwykłą siłą i szybkością, do tego jest niemal niezniszczalna. Jest kimś w typie Wolverine’a – mimo niewątpliwej urody nie ma w sobie właściwie nic kobiecego, zachowuje się typowo po męsku – kipi testosteronem, z ochotą angażuje się w każdą bijatykę, początkowo przejmuje też dowodzenie grupą. Jej zapał do przemocy stawia pod znakiem zapytania motywację: można odnieść wrażenie, że Jakita jest w Planetary nie po to, aby robić coś dobrego dla ludzkości, lecz żeby móc bezkarnie wyładowywać swoją agresję na wrogach. Ellis ciekawie wykorzystuje zresztą ten wątek w drugiej fazie serii, kiedy to Jakita czuje się bezużyteczna i zbędna, ponieważ Planetary osiąga kolejne cele nie dzięki jej sile, lecz dzięki inteligencji pozostałych członków.

Z kolei The Drummer to klasyczny przykład ofiary. Pozwala innym członkom grupy pomiatać sobą i kpić z siebie. Przemoc doświadczana w dzieciństwie wytworzyła w nim poczucia bycia gorszym, słabszym, tym, który zawsze się podporządkowuje. Słabość charakteru zderza się jednak w nim z potęgą intelektu – Drummer potrafi wyczuwać strumienie informacji, a także manipulować nimi i w ten sposób wpływać na pracę wszelkich urządzeń elektronicznych. Ten nieograniczony dostęp do informacji przekłada się na nieograniczoną niemal wiedzę i możliwości techniczne. Postać jest niewątpliwie przejawem fascynacji Ellisa zaawansowaną technologią, którą dostrzec można w niemal każdym dziele tego scenarzysty. The Drummer jest jednak pierwszym przykładem koncepcji człowieka jako systemu technologicznego, którą Ellis rozwinął w późniejszych swoich komiksach (np. „Astonishing X-Men”).

Jedną z najciekawszych kreacji Ellisa jest jednak Eliah Snow, jak się później okaże główny bohater serii. Snow potrafi pozbawiać dowolną substancję ciepła zamrażając ją. Ciekawszy jest jednak fakt, iż urodził się 1 stycznia 1900 roku, a więc w chwili przystąpienia do Planetary ma 99 lat. Czytelnicy „The Authority” skojarzą zapewne, że Jenny Sparks także urodziła się tego samego dnia i będzie to dobre skojarzenie – Ellis rozwija w „Planetary” koncepcję tzw. century babies, a w toku fabuły poznamy więcej postaci o tej nietypowej dacie urodzenia.

Sam Eliah Snow jest postacią niejednoznaczną, trudną do zaszufladkowania w kategoriach dobra i zła. Z jednej strony jest członkiem Planetary, czyli „tych dobrych”; wiele scen dowodzi czystości jego motywacji. Jest kimś w rodzaju mesjasza, który ma ocalić świat i choć nie jest z tego powodu szczęśliwy, nie zamierza uchylać się od swojej misji. Z drugiej jednak strony Eliah przechodzi wyraźną metamorfozę – im więcej dowiaduje się o sekretach XX-wiecznej historii (a przy okazji o swoim własnym życiu), tym bardziej staje się bezwzględny i brutalny. Zmierzając do swoich celów nie przebiera w środkach (np. torturuje wrogów), coraz częściej postępuje wbrew woli pozostałych członków zespołu. Momentami można odnieść wrażenie, że niczym nie różni się od swych przeciwników; gdyby zamienić ich miejscami, w logice opowieści nic by się nie zmieniło. Zresztą Ellis taką alternatywną wersję opowieści też pokazuje: w elseworldzie „Terra Occulta” Planetary wykorzystuje zdobyte sekrety, aby krwawo rządzić światem, zaś pozycję obrońców ludzkości (czyli faktycznie rolę Planetary w regularnej serii) przejmuje ikona uniwersum DC, Justice Ligue.

Ważnym członkiem Planetary jest jeszcze „Czwarty”, czyli ukrywająca swoją tożsamość postać, która – jak mówi Jakita – „ma więcej forsy niż Bóg, finansuje każde nasze przedsięwzięcie bez zbędnych pytań”.

Członkowie Planetary mówią o sobie „archeolodzy niemożliwego”, raczej jednak należałoby określić ich „archeologami archetypów”, bowiem kolejne sprawy, z którymi się mierzą to nic innego jak klasyczne motywy fabularne literatury z pod znaku science-fiction. Wystarczy przyjrzeć się pierwszym numerom (zawartym również w polskim wydaniu): w numerze zerowym Planetary bada historię naukowca, który przeobraził się w monstrum w trakcie eksplozji wywołanej własnym eksperymentem (oczywiście zmodyfikowana nieco wersja genezy Hulka); w pierwszym numerze dowiadujemy się, że wszechświat składa się z tysięcy wymiarów i równoległych rzeczywistości, śledzimy też historię inwazji na Ziemię przybyszów z jednej z takich rzeczywistości (połowa crossoverów i eventów Marvela oraz DC); w drugim poznajemy japońską wyspę, na której po eksplozji nuklearnej pojawiły się dziwne, gigantyczne stwory (historia Godzilli), zaś w trzecim – policjanta z Hongkongu, który po śmierci powraca, aby zemścić się na swoich mordercach (motyw choćby z „Kruka” J. O’Barra); czwarty numer to historia niezwykłego statku kosmicznego obdarzonego własną świadomością (niektóre opowiadania Lema); piąty – dzieje grupy obdarzonych mocami ludzi i poszukiwaczy przygód, którzy wspólnie ratują świat przed czyhającymi niebezpieczeństwami („Liga Niezwykłych Dżentelmenów” Alana Moore’a i Kevina O’Neilla). Wreszcie w szóstym numerze poznajemy głównych antagonistów Planetary – tajemniczą „Czwórkę”, czyli załogę wysłanego w kosmos na długo przed Gagarinem statku, która na skutek nieoczekiwanych wydarzeń zyskała nadludzkie cechy i postanowiła zawładnąć światem (oczywiście mroczna wersja „Fantastycznej Czwórki”, jednej z ikon Marvela).

Dalej nawiązań do znanych motywów i postaci jest jeszcze więcej. Mamy więc inwazję kosmitów, eksperymenty na ludziach i wizję krainy umarłych. Do tego znajdziemy odwołania do takich postaci jak Captain Marvel, Superman, Green Lantern, Wonder Woman, John Constantine czy Nick Fury. Ellis dorzuca jeszcze do tego koktajlu nawiązania do kilku postaci literackich (Tarzan, Doc Savage, Sherlock Holmes) oraz historycznych (H.G. Wells).

Zgodnie z regułami postmodernizmu Ellis nawiązuje nawet sam do siebie: kiedy w finale siódmego numeru pojawia się uznany wcześniej za zmarłego Jack Carter (angielski okultysta, którego trudno nie skojarzyć z Johnem Constantinem), ma zgoloną głowę i identyczne tatuaże jak Spider Jerusalem, czyli główny bohater najsłynniejszej serii Ellisa „Transmetropolitan” (na marginesie: czy zauważyliście, że w pierwszych sekwencjach tego komiksu Jerusalem wyglądem do złudzenia przypomina Alana Moore’a, czyli twórcę postaci… Constanine’a?).

Te intertekstualne powiązania przywodzą na myśl analogie do „Ligi Niezwykłych Dżentelmenów”. Podobieństwo jest jednak pozorne: „Liga..” jest popisem erudycji autorów, zaś odszukanie wszystkich smaczków wymaga rozległej wiedzy (a przynajmniej sążnistych przypisów). Tymczasem w „Planetary” nawiązania są oczywiste i nie sprawią kłopotu nawet mało oczytanemu odbiorcy. Ellis traktuje bowiem klisze fabularne jak cegiełki tworzące fundament, na którym buduje swoją własną opowieść.

W rzeczywistości „Planetary” ma konstrukcję nieco podobną do serii „100 Naboi” – początkowo rozpada się na pojedyncze epizody, jednak od pewnego momentu wątki zaczynają wiązać się ze sobą ukazując jedną spójną fabułę. A zatem już w dziewiątym zeszycie serii poznajemy Ambrose’a Rose’a, poprzednika Snowa, który zginął podczas jednej z akcji grupy. Dalej Snow odkrywa sekrety swojej przeszłości i tożsamość „Czwartego”, a czytelnicy dowiadują się, że wzajemne relacje członków grupy są bardziej skomplikowane niż się wydawało. Wreszcie „Planetary” podejmuje konfrontację ze złowieszczą Czwórką, w której stawką jest oczywiście los ludzkości. I choć narracja serii jest bardzo meandryczna i chronologicznie poszarpana, Ellis prowadzi ją bardzo sprawnie przygotowując czytelnikom niejeden emocjonujący moment i niejeden nieoczekiwany zwrot.

Dość zaskakujący jest ostatni, jakby dodatkowy numer serii, który opowiada o desperackiej próbie ocalenia (zmarłego zdawałoby się) Ambrose’a Rose’a. Zastanawia zwłaszcza upór Snowa w realizacji czegoś, co wydaje się niewykonalne i sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. W jego działaniu jest coś z chorobliwej uporczywości, niemal obsesji. Prawdziwą wymowę tego komiksu ujawnia jednak fakt, że Ellis pisząc „Planetary” zmagał się z osobistą tragedią – długotrwałą chorobą i śmiercią ojca. Czy popychając swoich bohaterów do straceńczej misji ratunkowej i wymyślając baśniowy niemal finał tej historii Ellis próbował poradzić sobie z własnymi emocjami? To bardzo prawdopodobny trop.

Istotna dla fabuły serii jest przedstawiona w komiksie koncepcja wszechświata jako 196 833-wymiarowego symetrycznego płatka śniegu. Każdy z jego elementów obraca się tworząc nową wersję kosmosu. Warto zauważyć, iż liczba wymiarów nie jest wzięta znikąd, pojawia się bowiem w algebrze Griessa, który jako pierwszy przewidział istnienie tzw. grupy monstrum, czyli struktury algebraicznej, która jest największą z tzw. sporadycznych grup prostych. Struktura składa się z kolejnych liczb, których iloczyn wynosi w przybliżeniu 1054. Zauważmy, że w komiksie pada informacja, iż liczba obrotów płatka równa się liczbie atomów, z których składa się Ziemia; zdaniem naukowców liczba ta wynosi w rzeczywistości 1051, a więc Ellis niewiele się pomylił.

Zresztą matematyka w ogóle odgrywa w „Planetary” istotną rolę. Zwróćmy uwagę, że zarówno zespół protagonistów, jak i antagonistów składa się z czterech osób. Czwórka to symbol kwadratu, a zatem najbardziej symetrycznej figury (posiadającej cztery osie symetrii: pionową, poziomą i po przekątnych). Niektórzy twierdzą nawet, że sama liczba zeszytów serii nie jest przypadkowa – 27 to przecież tzw. idealny sześcian (3x3x3).

Nie sposób pisać o „Planetary” pomijając znakomitą warstwę graficzną. John Cassaday ukazuje tutaj pełnię swego olbrzymiego talentu. Praca nad serią uczyniła z niego niekwestionowana gwiazdę; trzeba jednak zauważyć, że zadanie nie było łatwe, gdyż specyfika fabuły wymagała sprawnego poruszania się w wielu różnych stylistykach: mamy tu nie tylko klasyczne s-f, ale także elementy groszowej opowieści awanturniczej, steampunku, mitologii, filmów kung-fu i japońskich monster movies, a nawet westernu czy opowieści gangsterskiej. W każdej konwencji Cassaday czuje się jak ryba w wodzie, żonglując stylami graficznymi i technikami rysowania. Momentami jego kreska niemal naśladuje Franka Quitely’ego, innym razem przypomina twórczość Jae Lee lub Franka Millera bądź ściga się na liczbę detali z Geofem Darrowem. Mimo tego graficznego i fabularnego pomieszania opowieść jest zadziwiająco spójna, a decyduje o tym właśnie wyczucie rysownika. O skali jego talentu świadczą choćby okładki poszczególnych zeszytów: Cassaday zrealizował każdą z nich w kompletnie innej konwencji; zmienia dosłownie wszystkie elementy (w tym te, które zazwyczaj pozostają stałe, jak winieta) naśladując wszystko od hongkońskich filmów sensacyjnych, plakatów filmów s-f z lat 50-tych, poprzez okładki pulpowych magazynów czy covery komiksowej serii „Sandman”, aż do radzieckich plakatów propagandowych.

Szczególnym popisem artysty jest one-shot „Night on Earth”, w którym członkowie Planetary przybywają do Gotham City, aby schwytać przejawiającego niebezpieczne dla otoczenia nadludzkie zdolności Johna Blacka. Na jego tropie jest również Batman, co oczywiście prowadzi do nieuniknionej konfrontacji. Problem w tym, że Black pod wpływem stresu przenosi siebie i Planetary do kolejnych, alternatywnych wersji Gotham, a każda z nich ma… swoją wersję Mrocznego Rycerza. Widzimy więc zarówno campową, infantylną wersję z serialu telewizyjnego z Adamem Westem w roli głównej, a zaraz obok brutalną, szokującą wizję Franka Millera z „Powrotu Mrocznego Rycerza”. Cassaday po mistrzowsku naśladuje tutaj różne wizje rysowników z różnych dekad, dzięki czemu komiks jest prawdziwą gratką dla fanów Batmana.

Często pojawiają się głosy, iż kultura masowa mieli ciągle te same schematy fabularne i nie da się już wymyślić nic nowego. Może to i prawda, jednak Warren Ellis i John Cassaday skutecznie udowadniają, że nawet ze zgranych klocków, można ułożyć intrygującą konstrukcję.

Michał Siromski

Planetarna bibliografia:

Wydania oryginalne:
•„Planetary” #0-27 (1998-2009)
scen: Warren Ellis; rys: John Cassaday
•„Planetary/The Authority: Ruling the World” (2000)
scen: Warren Ellis; rys: Phil Jimenez
•„Planetary/JLA: Terra Occulta” (2002)
scen: Warren Ellis; rys: Jerry Ordway
•„Planetary/Batman: Night on Earth” (2003)
scen: Warren Ellis; rys: John Cassaday

Wydania zbiorcze:
•„Planetary: 1. All Over the World and Other Stories” (2000, „Planetary” #0-6)
•„Planetary: 2. The Fourth Man” (2001, „Planetary” #7-12)
•„Planetary: 3. Leaving the 20th Century” (2005, „Planetary” #13-18)
•„Planetary: 4. Spacetime Archaeology” (2010, „Planetary” #19-27)
•„Planetary: Crossing Worlds” (2004, kolekcja 3 one-shotów)
•„Absolute Planetary volume 1” (2004, „Planetary” #1-12)
•„Absolute Planetary volume 2” (2010, „Planetary” #13-27)

Wydania polskie:
•„Planetary. Dookoła świata i inne opowiadania. Część 1” (Manzoku 2008, „Planetarny” #1-3)
•„Planetary. Dookoła świata i inne opowiadania. Część 2” (Manzoku 2008, „Planetarny” #4-6, 0)