DYLAN DOG: MORGANA, OPOWIEŚĆ O NIKIM
Umberto Eco to równy gość. Poziom zadowolenia miłośników komiksów skacze jak szalony, gdy słyszą słowa w stylu: „Mogę czytać Biblię, Homera i Dylana Doga całymi dniami bez znudzenia”. Włoski semiolog ma rację – w serii o przygodach londyńskiego detektywa autorstwa Tiziano Sclaviego można zanurzyć się w całości, co jest nie lada wyczynem, bo „Dylan Dog” to seria komiksów pojawiających się we Włoszech regularnie od 1986 roku.
W trzynastym już wydanym w Polsce tomie, w którym zaprezentowane są dwie historie: „Morgana” i „Opowieść o nikim”, Sclavi wychodzi poza ramy dotychczasowych mrocznych, lecz momentami śmieszących pure absurdem historyjek. Właśnie o takim sposobie narracji, jak w „Morganie”, Eco powinien pisać eseje dowodzące, że włoski komiks wkroczył już jakiś czas temu w okres autorefleksji. Nie chcę tutaj rzucać na lewo i na prawo mądrze brzmiącymi przedrostkami meta-, auto-, jednak warto zaznaczyć, że „Morgana” jest dla serii „Dylan Dog” tym, czym Morrisonowy „Animal Man” dla amerykańskiego gatunku superhero. Opowieść o szukającym miłości umarlaku (w której pojawia się ponownie arcyprzeciwnik Dylana, Xabaras, swoisty Jokero-Moriarty, tyle że lubiący nekromancie zabawy) nie jest tym, czym wydaje się na pierwszy rzut oka. Podobnie jak „Animal Man” każe zastanowić się bohaterom, co by było, gdyby pojawiła się choć mała informacja z „zewnątrz”, sugerująca, że mogą być tylko wytworem artystycznej wyobraźni rysownika i scenarzysty. Natomiast w „Opowieści o nikim” wracamy do detektywistycznej konwencji, choć podrasowanej oniryzmem zapoczątkowanym w „Morganie”. Zombie, źli czarnoksiężnicy, krypty, okultyzm, morderstwo… To oczywiście znane nam danie w dobie „Żywych trupów” Kirkmana i śledztw różnych Constantine’ów, a z drugiej strony – jakże smaczny jest sos, którym podlano fabularne klisze. Sos z nawiązań.
Na okładkach „Dylana Doga” powinien być dopisany slogan z Media Markt, bowiem „nie dla idiotów” są te nawiązania, które zdają się łączyć w pewną całość (a może nie? A może szukając klucza do tych intertekstualnych zabaw narażamy się na śmieszność?). Dylan Dog cytuje często Sherlocka Holmesa, a jego oblicze to przecież przeniesiona na karty komiksu twarz Ruperta Everetta, który zagrał główną rolę w najmroczniejszej ekranizacji cyklu Conana Doyle’a. Idziemy dalej. Groucho Marx – nie w postaci delikatnej aluzji, ale tego właściwego Groucho ze slapstickowych prakomedii! – to pomagier Dylana Doga, a obecność komedianta sugeruje, że całość świata wykreowanego przez Sclaviego winniśmy traktować jako postmodernistyczną zabawę. I można tak wymieniać jeszcze bardzo długo, a „nie-idiota” powinien wypatrzyć odniesienia do „Flasha Gordona”, „Barbarelli”, horrorów Romero, filmów Godarda czy książek podważających strukturę rzeczywistości, jakie pisał na przykład Lem.
Nie znałem „Dylana Doga”, czego żałuję, bo stracić mogłem dużo. Nie wiedziałbym o istnieniu tych spokojnych, dokładnych i filmowych rysunków Angelo Stano, który uzupełnia wizję scenarzysty nie tylko dlatego, że zna się na swojej robocie, ale również dlatego, że czuję się jak ryba w wodzie, gdy ktoś każe mu oddać klimat starych kryminałów. Czasami dzieją się dziwne rzeczy z umysłem komiksiarza – miałem zapoznać się z serią Sclaviego, żeby nie czuć się zakłopotanym, gdy na ekran trafi amerykańska ekranizacja, luźno oparta na rysunkowych fabułach, a stało się coś zupełnie innego: oszalałem, zaliczyłem kilka albumów w ciągu tygodnia i chcę więcej. Biblia i Homer pójdą w odstawkę, dopóki wspomniany umysł nie wchłonie całości serii „Dylan Dog”.
Jakub Koisz
„Dylan Dog: Morgana, Opowieść o nikim”
Scenariusz: Tiziano Sclavi
Rysunki: Angelo Stano
Okładka: Claudio Willa
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 02. 2011
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 14, 5 x 20,5 cm
Objętość: 192 strony
Cena: 39,90 zł