PARSZYWA DWUNASTKA
CZYLI KTO SPĘDZA SEN Z POWIEK „GROMOWŁADNEGO”
Parafrazując niemiłosiernie eksploatowane przysłowie, „pokaż mi swego przeciwnika, a powiem ci kim jesteś”. W ciągu niemal pięciu dekad swej obecności pośród pierwszoligowych herosów „Marvela”, Thor raczej nie miał powodów do narzekania w kwestii „sparring partnerów”.
Pośród tabunu mniej lub bardziej udanych kreacji nie zabrakło również osobowości, które na trwałe wpisały się w komiksową mitologie „Władcy Gromów”. Poniżej przedstawiamy nie wolny od subiektywizmu wybór wrażych postaci, z którymi nordycki heros zwykł się zmagać na kartach historii obrazkowych.
12. Wąż Midgardu – Ci z Was, którzy pamiętają popularną w dobie wczesnej III RP grę planszową „Bogowie Wikingów” wiedzą, że „tamtejszy” Thor otrzymywał dodatkowy punkt w wypadku przypuszczenia ataku na Jörmungandra, gigantycznego węża oplatającego swym cielskiem Ziemie. Jest to nikt inny jak właśnie Wąż Midgradu (fanów zarówno Thorgala jak i literackich dokonań niejakiego Snoriego Sturlusona nie trzeba informować, że „Midgard” to w pojęciu Wikingów północy ziemska sfera rzeczywistości), którego nie mogło także zabraknąć w perypetiach marvelowskiego Thora. Ostatni raz widziano w 80 zeszycie „Thor” Vol. 2 z 2004 roku.
11. Ultron – cytując klasyka „(…) a pan gada, gada, gada, a deszcz pada, pada, pada”. I rzeczywiście ów twór chwilami niefrasobliwego geniuszu doktora Hanka Pyma słynie z namolnego „trajkotania”, równie męczącego jak jego ustawiczne powroty. Na tym jednak nie koniec, gdyż Ultron wielokrotnie dał dowód jak groźnym potrafi być adwersarzem. Co prawda jest to główny adwersarz Avengersów; niemniej ze względu na znaczenie tej postaci w „pod-uniwersum” wspomnianej grupy jego obecność na tej liście jest wręcz konieczna.
10. Radioactive Man – mało wyszukane imię w pełni oddaje klimat i czas zaistnienia tej postaci. Bowiem „wierny syn Chińskiej Republiki Ludowej” Chen Lu to personifikacja zarówno uwielbienia Stana Lee dla wszystkiego co promieniotwórcze, jak również zadawnionych fobii Amerykanów wobec „Państwa Środka”. Nad wyraz aktywny partycypował m.in. w grupie rozrabiaków znanych jako „Masters of Evil” oraz doczekał się drugiej inkarnacji w osobie rosyjskiego mutanta Igora Stanchecka. Strach pomyśleć co by było, gdyby w chińskich manufakturach zaczęto masowo produkować podobnych pętaków.
9. Blood Axe – swego czasu naczelne nemesis Erica “Thunderstrike’a” Mastersona, z którym rzeczony “dubler” Thora miał nie mało problemów. Swoiste popłuczyny po dawnym, nieodłącznym towarzyszu Enchantress, Executionerze („Blood” posługiwał się jego magicznym toporem), ujęte jednak w całkiem przekonującej formule. Gdyby tylko nieco lepiej się ubierał…
8. Wreceking Crew – rozrabiaki, dla których termin „problematyczni” wydaje się wręcz stworzony. Kwartet speców od rozwałki – Bulldozer (imię adekwatne do „jakości” tej postaci…), Pilldriver, Thunderball i Wrecker – okazał się na tyle rokujący, że przybyły „skądinąd” Beyonder (czy może raczej scenarzysta Jim Shooter) „wciągnął” ich na listę uczestników specyficznego eksperymentu na planecie „Battleworld” (o czym więcej w klasycznej opowieści „Secret Wars”). Problemów z nimi było co nie miara, o czym przekonały się niemal wszystkie czołowe grupy „trykociarzy” z świata 616. Stąd też nie odpuścili również Thorowi. Upierdliwcy jakich mało. I temu też zawdzięczają obecność w tym „szacownym” gronie.
7. Grey Gargoyle – szczęśliwy posiadacz jednego z „najprzaśniejszych” wąsów wśród superłotrów. W początkach kariery Asgardczyka aspirował do czołówki jego oponentów. Z uporem maniaka zamieniał wszystko co popadnie w kamienne statuy, dziwnym trafem zdradzające podobieństwo do kreacji socrealistycznych rzeźbiarzy. Potem bywało już nieco mniej fajnie, choć co jakiś czas zatrudniani w Marvelu pisarczykowie wpadają na pomysł by „wydobyć” go z komiksowej „przechowalni”. Dodajmy, że zazwyczaj z marnym powodzeniem.
6. Destroyer – w zestawieniu za ogólny wizerunek oraz stosowanie w praktyce pojęcia “Deux Ex Machina”. Niedoszła zbroja Odyna radzi sobie na tyle nieźle, że nie tylko regularnie powraca na kartach tytułów z udziałem jego syna, ale też trafiła na wielki ekran. Ponoć konfrontacja „Niszczyciela” z „Gromowładnym” ma być jedną z mocniejszych stron produkcji Kennetha Brannagh. Czy rzeczywiście? Zobaczymy. Nawet jeśli sprawdzą się obawy sceptyków to i tak raczej trudno przypuszczać, by Destroyer dał się łatwo wyrugować z dalszych dziejów Thora.
5. Zarko The Tomorrow Man – ogólny “klimat” postaci zdradza literackie sympatie jej twórców, ponoć z uwielbieniem zaczytujących się w utworach SF. Ów przybysz z XXIII wieku nie należy do osób szczególnie wybrednych. Z ochotą podbiłby Ziemie bez względu na epokę – niechby to nawet były czasy gdy w radiu przerabiano w nieskończoność „The Mamas & the Pappas”. Niestety… Gdziekolwiek by się wybrał swoim chałupniczym wehikułem czasu, zawsze trafi mu się jeśli nie Kang Zdobywca (również mieszkaniec przyszłości) to inny podobny megaloman aspirujący do roli „nadszyszkownika wszystkiego i wszystkich”. Gdy w końcu zdarzy mu się nie natknąć na kolejnego temporalnego „Temudżyna”, to i tak ma gwarantowany „oklep” od Thora – bez względu czy funkcję „Rządcy Gromów” pełni Donald Blake czy Beta Rai Bill. To się nazywa mieć pecha…
4. Absorbing Man – wyróżnienie za wytrwałość. Manto jakie raz za razem otrzymywał od Thora lub Hulka, niemal każdego skłoniłoby do podjęcia, dajmy na to, wyplatania wiklinowych koszyków tudzież obnośnego handlu kartami rabatowymi do stomatologa. Niestety Carl „Crusher” Creel należy do tej grupy osób, u których nie tyczy się racjonalne myślenie. Stąd zarówno on jak i jego nieodłączny fetysz (metalowa kula) z uporem godnym lepszej sprawy miotają się po świecie „Domu Pomysłów” zbierając tęgie cięgi od przygodnie napotykanych trykociarzy.
3. Mr. Hyde – uczciwe trzeba przyznać, że obmyślając tegoż mało wysublimowanego osobnika Stan Lee nie szczególnie się wysilił. Trudno orzec, co o tym myślą spadkobiercy praw do klasycznej powieści Roberta Louisa Stevensona. Wygląda jednak na to, że póki co nie zgłaszają pretensji o „kradzież dóbr kulturalnych” (w odróżnieniu od wdowy po pewnym poecie). Stąd też można mniemać, że uroczy staruszek może spać spokojnie. Nie sypiać zdaje się natomiast sam Mr. Hyde, który pomimo z lekka „oldschoolowego” wizerunku regularnie daje o sobie znać w marvelowskich „produkcyjniakach”, zarówno w seriach związanych z Thorem, jak i Daredevilem.
2. Loki – druga lokata zaskoczeniem? Nic dziwnego, bo to przecież ów natywizowany As ze sporym powodzeniem uprzykrza żywot nie tylko swego przybranego brata, ale też ogółu superbohaterskiej braci. To właśnie w skutek jego intrygi „Mściciele” po raz pierwszy zwarli swe szeregi w zamierzchłym roku 1963. Jak czas pokazał jeszcze wielokrotnie przyszło im zmagać się z machinacjami naczelnego mąciciela Asgardu. Gość z kategorii tych „nie do zdarcia”. Walisz ile wlezie, a on wciąż się podnosi i dalej knuje jak się „odgryźć”. I dobrze, bo bez jego udziału zarówno „mitologia” Thora jak też całe uniwersum Marvela straciłyby wiele ze swego uroku. Ostatnio odrodził się w postaci młodzieniaszka dokonującego drobnych kradzieży na ulicach Paryża.
1. Enchantress – Panie przodem! Zresztą biorąc pod uwagę niewątpliwy powab tej damy, któż chciałby oglądać na podium Lokiego. Zwłaszcza w tej głupiej czapce z rogami… Na tym jednak nie kończą się atuty „Czarodziejki”. Obok rządzy dominacji oraz braku choćby śladowej sympatii wobec „lokatorów” Asgardu, zmaga się nade wszystko z miłosnym afektem wobec „Władcy Gromów”. Był nawet taki czas, gdy ta wiecznie zmagająca się para „zakopała topory wojenne” (choć akurat w tym przypadku bardziej adekwatne byłyby młoty). Naturalnie ten stan rzeczy nie mógł trwać wiecznie i niebawem Enchantress powróciła do przypisanej jej roli „kobiety fatalnej”. I lepiej by tak już pozostało.
Przemysław Mazur