WOLVERINE: OLD MAN LOGAN

POWRÓT MUSKULARNEGO ROSOMAKA


W tej chwili niezmiernie rzadko mamy okazję przeczytać historię pokroju Elseworldów w świecie Marvela. I nie mam na myśli zamkniętych w jednym zeszycie historii z serii „What If…”, będących zazwyczaj trzecią wodą po kisielu. Bliżej mi do „Earth-X” lub „Powerless”, bawiących się mitologią świata 616 i starających się zrobić z nimi coś nowego, niecodziennego. Gdy więc Mark Millar ogłaszał pracę nad wielkim projektem „Old Man Logan”, mającym być odpowiednikiem „Powrotu Mrocznego Rycerza” dla Wolverine’a, piałem z zachwytu. Już w „The Ultimates” Millar dowiódł, że potrafi przedstawić prominentne postacie w nowym świetle, definiując je zgodnie z duchem epoki. „Staruszek Logan” także miał ukazać najpopularniejszego mutanta z innego punktu widzenia, ale tym razem sedno tej postaci miało zostać ujęte poprzez jej „odbrązowienie”, jak to niegdyś Frank Miller zrobił z Mrocznym Rycerzem. Sięgając po ten komiks, ciekawiło mnie, czy Szkot numer dwa amerykańskiego komiksu powtórzył sukces autora „Sin City” i „300” sprzed ponad 20 lat. Z bólem muszę przyznać, że tak, ale tylko częściowo.

Rozpocznijmy tradycyjnie od fabuły. Mija 50 lat od wielkiej, epickiej batalii pomiędzy bohaterami a łotrami. Ginie praktycznie cała społeczność superbohaterów, Stany Zjednoczone zaś zostają podzielone przez największych „złych”, m.in. Kingpina, Doktora Dooma i Hulka. W tym opuszczonym przez Boga świecie spokojną egzystencję prowadzi wraz z rodziną… Logan. Niegdyś członek X-Menów, jeden z najpotężniejszych herosów, dziś jest rozgoryczonym, zamkniętym w sobie pacyfistą, próbującym z żoną i dziećmi dożyć do pierwszego dnia miesiąca. A jest to niezwykle trudne, gdyż zamieszkują tereny notorycznie prześladowane przez potomstwo Hulka, marzącego wręcz o stworzeniu licznej rasy zielonych nadludzi. Gdy sprawy zaczynają przybierać dramatyczny obrót, Logana odwiedza dawny kolega z Avengers. Przekonuje go, by wybrał się z nim w podróż na wskroś całego Nowego Świata, by dostarczyć pewien „towar”. Wyjazd ten zmieni wszystko w dotychczasowym życiu podstarzałego zgorzknialca z pazurami…

Autor „Kick-Assa” rozpoczyna swój superbohaterski „komiks drogi” mocnym akcentem. Czytelnik szybko zostaje rzucony na głęboką wodę do świata, który za pierwszym razem wydaje mu się totalnie obcy. Zaiste jest to barbarzyńskie miejsce, odarte z zasad oraz spisane na straty. Tworząc swoją rzeczywistość od podstaw, Millar miesza wiele kultowych elementów popkultury. Szkot zawarł w „Staruszku Loganie” poczucie beznadziei i samowolki znane z filmowej trylogii „Mad Max”, zmiksował to z westernowymi kliszami z ustanowieniem, nadając Loganowi statut ostatniego sprawiedliwego oraz dodał szczyptę nieskrępowanej fantazji. Czytając komiks po raz pierwszy, możemy być pewni, że tutaj zdarzyć może się dosłownie wszystko. Dinozaur zainfekowany przez symbiota? Jest. Sekta modląca się o rychłe nadejście nowego Thora? Czemu nie? Red Skull triumfalnie przechadzający się po Białym Domu w zakrwawionym stroju Kapitana Ameryki? Pewnie, że jest! To zresztą jeden z większych atutów komiksów. Cała przejażdżka dawnego Wolverine’a z jego przyjacielem dla scenarzysty jest m.in. pretekstem do podpinania aluzji związanych ze sławnymi filmami czy komiksami, a nierzadko też naigrywania się z kultury masowej i Amerykanów, szczególnie z ich wcześniej wspomnianą religijnością. Największy ubaw będą mieli wierni fani Marvela, widząc znane postacie w niecodziennej sytuacji, najczęściej „agonalnej”.

Logan w tej historii nie jest bezczelnym arogantem ani zawadiaką, rozwiązującym problemy raz a dobrze. Bardziej przypomina Clinta Eastwooda z ostatnich filmów – zgaszonego, biernego, smutnego człowieka. Faceta skrywającego potworną tajemnicę, nie dającą mu spokojnie zasnąć. Sekret Logana jest kluczowym elementem fabuły, tłumaczącym wszelkie jego poczynania i czyniącym go męczennikiem swej przeszłości. Millar stworzył portret pełen goryczy, ale jednocześnie całkowicie zrozumiały, przemawiający do naszej wyobraźni.

Wielka szkoda, że Szkot nie rozwinął go do końca, zaprzepaszczając myśl przewodnią gdzieś w ostatnich zakrętach swej podróży. Już właściwie w połowie drogi widać pewne sygnały, że komiks nie zrealizuje pokładanych w nim nadziei na ciekawą, niesztampową historię z Loganem. Opowieści, w której zmuszony byłby do podjęcia decyzji, których trudno się po nim spodziewać. Z przykrością stwierdzam, że pod koniec opowieści obawy ziszczają się. „Old Man Logan” kończy się niczym standardowy komiks o Wolverinie, ukazując podłość tego świata, na którą odpowiedzieć można jedynie siłą pięści i pazurów. I żadne to zadośćuczynienie, że finał miło się czyta. Osiągnięto pułap komiksowej średniej, a przecież planem było zajść jeszcze wyżej. Stąd też rozczarowanie.

Sytuację ratuje jednolitość graficzna. Steve McNiven swoim ultrarealizmem i zawarciem stylistyki gore sprawia, że obcujemy z iście brutalnym, krwistym, a przy tym zapierającym dech w piersiach komiksem. Artysta spektakularnych ilustracji do „Civil War” daje tutaj popis swojego talentu zdradzając umiłowanie do rozległych, jedno- lub dwustronicowych kadrów. Nie odczuwa się przy tym przesady. Jego dokładność i troska o detale, połączone z momentami szalonym układem kadru sprawiają, że mamy wrażenie uczestniczenia w seansie wartego kilkaset milionów dolarów blockbustera. Warto zapoznać się z tym komiksem chociażby dla wkładu rysownika, albowiem niektóre sceny przez niego rozpracowane, przechodzą już do klasycznego kanonu aktów z Rosomakiem.

Niecały rok temu Millar ogłosił, że pracuje nad scenariuszem sequela „Old Man Logan”. W sumie trudno mu się dziwić – otwarte zakończenie komiksu aż się prosiło o kontynuację. Z drugiej strony, na część drugą przygód Logana w postapokaliptycznym świecie będziemy musieli jeszcze trochę poczekać (o ile zostanie w ogóle oficjalnie zapowiedziana), gdyż niedawno Millar ogłosił definitywne rozstanie z komiksami Marvela. Chciał tym samym skupić się na swoich autorskich, bliższych jego sercu projektach. Moim zdaniem wyszło to na lepsze, gdyż wielce prawdopodobne, że Szkot mógłby łatwo wpaść w pułapkę, na którą nadział się Frank Miller w trakcie pracy nad „The Dark Knight Strikes Again”. „Staruszek Logan” nie wychodzi bowiem poza standardy typowego komiksu akcji z Wolverinem, których jest bez liku. To dobry komiks rozrywkowy, ale pretendował do miana bycia czymś więcej. Nie udało się.

Michał Chudoliński

„Wolverine: Old Man Logan” HC
Zawiera: „Wolverine” Vol.3 #66-72 oraz „Wolverine Giant-Size Old Man Logan”
Scenaiursz: Mark Millar
Rysunki: Steve McNiven
Tusz: Jay Leisten, Mark Morales, Dexter Vines
Kolory: Nathan Fairbairn, Morry Jay Hollowell, Paul Mounts, Justin Ponsor
Liternictwo: Cory Petit
Okładka: Steve McNiven, Morry Jay Hollowell, Dexter Vines
Data wydania: Październik 2009
Format: 17 x 26 cm
Papier: kredowy
Druk: kolorowy
Stron: 208
Cena: $34,99