ASTERIKS #14 – ASTERIKS W HISZPANII
Ech, ten Juliusz Cezar to ma pecha! Co podbije nowe państwo, musi się przytrafić jakaś „jedna jedyna” osada, która stawia mu opór. Po rebelianckich wioskach w Galii i w Brytanii trafiła się kolejna w Hiszpanii. Ci magicznego napoju nie mają, ale mimo tego postanawiają stawiać rzymskim najeźdźcom opór i uprzykrzać im życie do samego końca.
Niestety, tym razem Cezar ma asa w rękawie, bowiem udaje mu się schwytać Pepego, syna Cebulanki y Grzanki (wodza zbuntowanej osady), któremu obiecuje traktować chłopca po ludzku w zamian za zachowanie spokoju. Mały zakładnik zostaje wywieziony do Galii, gdzie przypadkiem odbija go znajomy duet. Chłopiec początkowo zostaje w osadzie naszych bohaterów, jednak Asteriks niebawem postanawia odwieźć go z powrotem do domu. To taki nieznośny bacho… Tfu! Od tego zależy jego morale…
Jak z większością „Asteriksów”, tak i „…w Hiszpanii” oferuje czytelnikowi kupę śmiechu i dobrej zabawy. Dla wielu fanów jest to przede wszystkim album, w którym debiutuje wiecznie dumny ze swojego towaru handlarz ryb, Ahigieniks… A co za tym idzie, ma tu miejsce pierwsza z wielu, wielu rybnych bójek! Widok mieszkańców osady okładających się po głowach flądrami stał się niemalże jednym ze znaków rozpoznawczych serii i dla wielu jest jedną z pierwszych rzeczy, która przychodzi na myśl, kiedy mowa o „Asteriksie”. Genezę tego „epickiego” wątku ogląda się wyjątkowo ciekawie, tym bardziej że w odróżnieniu od późniejszych albumów, nie ma nic wspólnego z rybim zapachem. Inny znany i lubiany motyw, który pojawia się po raz pierwszy o dziwo właśnie w tej historii to ciągłe spadanie wodza Asparanoiksa z tarczy. Piszę „o dziwo”, gdyż ów żart zwykle odruchowo kojarzy się z tą postacią, choć został wpleciony dopiero na półmetku serii. Towarzyszący Asteriksowi i Obeliksowi Pepe jest… taki sobie, ale służy świetnie jako ciągła przyczyna konfliktu, a i miło zobaczyć wątek, gdzie Asteriks ma okazje wykazać się solowo, bez Obeliksa u boku.
Niby kolejny dobry album. Jeśli mogę na coś ponarzekać to – jak na historię zatytułowaną „Asteriks w Hiszpanii” – trochę za mało samej Hiszpanii. Wyprawy Asteriksa do Brytanii czy Helwecji (Szwajcarii) były wręcz przeładowane dowcipami o mentalności mieszkańców odwiedzanej krainy, a autorzy po drodze wrzucali każde możliwe ironiczne nawiązanie do danej kultury, w zabawny sposób mieszając świat starożytny ze współczesnością. Tu naprawdę odniosłem wrażenie, że nie mieli większego pomysłu na wyeksponowanie Hiszpanii, tylko po prostu chcieli wysłać swoich bohaterów na kolejną wyprawę, a jedynie Półwysep Iberyjski przychodził im na tamtą chwilę do głowy. Asteriks i Obeliks docierają na miejsce dopiero po ponad połowie albumu i prawdę mówiąc więcej tu żartów o zagranicznych turystach niż o samych Hiszpanach, o których z kolei mamy same standardy: trochę żartów o tańcach flamenco i o corridzie. Poza tym, wszyscy dużo krzyczą „Ole!”. Mamy także sporo scen pokazujących przechodzące przez miasto procesje (które są bardziej zapychaczem niż żartem, prawdę powiedziawszy). Jedynym naprawdę wyszukanym dowcipem wydaje się scena, w której Asteriks i Obeliks wpadają na Don Kichota i Sancho Pansę… Choć, jak to z tą serią bywa, zapewne trochę aluzji i żartów „zaginęło” gdzieś w tłumaczeniu bądź nie przetrwało testu czasu.
Pomimo że z powyższych przyczyn pierwsza połowa „Asteriksa w Hiszpanii” wydaje się mocniejsza, druga ciągle ma sporo dobrego do zaoferowania, że o wyśmienitych rysunkach nie wspomnę. Ole! – nic nie mam do dodania.
Maciej Kur
„Asteriks #14 – Asteriks w Hiszpanii”
Scenariusz: René Goscinny
Rysunki: Albert Uderzo
Wydawca: Egmont
Data wydania: 2012
Druk: kolor
Oprawa: miękka
Format: 215×290 mm
Stron: 48