ASSASSIN’S CREED #2: AQUILIUS
WŚRÓD ZABÓJCÓW
Trend na komiksowe adaptacje cyfrowej rozrywki rozwija się w najlepsze. Po fenomenalnie nerdowskim „World of Warcraft” przyszedł czas na kolejną kultową już pozycję panteonu gier – „Assassin’s Creed”. W moje lepkie ręce wpadł zeszyt drugi zatytułowany „Aquilus”, więc trafiłem na środek opowieści. Gdyby nie to, że kojarzę historię Desmonda z jego konsolowych przygód, miałbym spore problemy ze zrozumieniem, o co właściwie chodzi…
…a chodzi o to, by odkryć wielki sekret świata, największy spisek w historii, za którym stoi nie kto inny, jak sami Templariusze – owiany legendą tajemniczy zakon, którego korzenie sięgają niepamiętnych czasów, a macki oplatają pół świata i kawałek okolicznych galaktyk. Żeby to zrobić, niejaki Desmond, nasz główny bohater, musi poddać się eksperymentowi oraz odbyć długie i męczące sesje w urządzeniu zwanym ANIMUS. Ów piekielna machina „wydobywa” z pamięci genetycznej wspomnienia sięgające do zamierzchłych czasów, gdy Cesarstwo Rzymskie było w rozkwicie, a Niemców nazywano Germanami, a nie nazistami. Okazuje się bowiem, iż przodkowie Desmonda należeli to tajnego bractwa Asasynów, perfekcyjnie wyszkolonych zabójców stawiających czoła nie tylko Templariuszom, ale także innym spiskom targającym ówczesnym światem. Pomysł oryginalny niczym oranżada w proszku, jednak gra zrobiła ogromną furorę.
Czy furorę zrobi także komiks, pozwolę sobie powątpiewać. O ile adaptacja „World of Warcraft” była rzeczywiście gratką dla fanów (a przynajmniej tak mi się wydaje), o tyle „Assassin’s Creed” jest miałki, prosty, toporny i nijaki. Ot, historia z gry przerysowana na karty komiksu. Żeby chociaż rysunki powalały na kolana, to zgodziłbym się, że mamy do czynienia z pozycją wybitną. Ale nie powalają. Ba, nie powalają nawet na jedno kolano, nawet głowy przed nimi nie skłonię. Nie wiem, nie rozumiem jaki jest cel tworzenia takich komiksów? To trochę tak, jak z McDonaldem, gdzie każde „danie” reklamowane jest niemalże jako wykwintna potrawa z Sheratona, podczas gdy w rzeczywistości to bułka, kotlet oraz sałata złożone w jedno i podane na plastikowej tacy. Z graficznym „Assassin’s Creed” jest podobnie – na okładce możemy przeczytać, że bohaterowie bestsellerowej gry ożywają ponownie dzięki wspaniałemu scenariuszowi Corberyana, ale kurczę – to wciąż kalka z gry i to mało udolna.
Miałem nieprzyjemność czytać już książkową adaptację przygód Asasynów i było to jedno z gorszych doświadczeń w moim życiu. Teraz przyszło mi przeczytać komiks, który jest odpowiednikiem Happy Meal – niby można coś zjeść i niby można się pobawić, ale ani jedno, ani drugie nie satysfakcjonuje. W dodatku szata graficzna całości, od okładki poczynając, jest po prostu marna. Djillali Defali nie popisał się w tym wypadku ani trochę, dając nam dzieło miejscami wyglądające na nieskończone, miejscami na tworzone w pośpiechu, na odczepnego, byle coś narysować. Corberyan także nie błyszczy – historia jest zaskakująca, niczym napisy na końcu filmu, a bardziej porywające dialogi prowadzi mój kot z pluszowym szczurem. Jednym słowem, ten komiks jest przygnębiający, bo z naprawdę niezłej gry zrobiono pustą, przeciążoną do granic możliwości maszynkę do produkowania furmanek z zielonymi banknotami. Wstyd…
Michał Jadczak
„Assassin’s Creed” #2: „Aquilius”
Tytuł oryginału: „Assassin’s Creed 2: Aquilus”
Scenariusz: Eric Corberyan
Rysunki: Djillali Defali
Kolorystyka: Alexissen Tenac
Tłumaczenie: Małgorzata Trzyna
Wydawca: Wydawnictwo Sine Qua Non
Data wydania: maj 2012
Wydawca oryginału: Ubisoft Entertainment
Data wydania oryginału: 2011
Objętość: 48 stron
Format: 210×290 mm
Oprawa: miękka/twarda
Papier: offsetowy
Druk: kolorowy
Dystrybucja: księgarnie/internet
Cena: 19,99 PLN (miękka) / 29,99 PLN (twarda)