AMERYKAŃSKI DZIWOLĄG
POSTMODERNISTYCZNA METAMORFOZA
Komiks Dave’a Louapre’a „American Freak – A Tale of the Un-Men” próbuje, jak głosi napis na jednej z okładek miniserii, zbadać, do jakiego stopnia człowiek jest więźniem swego DNA. Czy nasz los jest z góry predestynowany? I nic, co zrobimy, nie jest w stanie go odmienić? Te pytania związane są z protagonistą komiksu, młodym chłopakiem, który odkrywa, że nie jest tym, kim myślał.
Historię poznajemy przede wszystkim z perspektywy głównego bohatera, choć co pewien czas punkt widzenia ulega zmianie, a czasem autor próbuje nawet zobiektywizować prezentowane wydarzenia. Fabuła skupia się na chłopaku, który nagle dowiaduje się, że całe jego życie pod opieką wojska było jednym wielkim kłamstwem. Jego rodzice nie zginęli w wypadku, a on nie jest sierotą. Przeciwnie, jest wynikiem eksperymentów, ostatnim, jak się wydaje przez pewien czas, potomkiem nie-ludzi. Jego narodziny nie są cudem natury, a medycyny wojskowej. Rodzice młodzieńca, wspomniani nie-ludzie, to ekstremalnie zdeformowane, groteskowe istoty, których pochodzenie jest naukowcom nieznane. Sam chłopak niebawem zaś dowiaduje się, że stworzył je geniusz i szaleniec w jednym – Arcane, mieszkający niegdyś w Transylwanii. Informacja ta odsyła czytelnika do serii „Swamp Thing”, gdzie poznajemy początki i koniec działalności naukowca.
Komiks Louapre’a nie tworzy jednak żadnych więzi z żadnym innym i stara się być autonomicznym tworem. Emocje, jakie są w nim zawarte to smutek, nostalgia, rezygnacja i cicha nienawiść. Niestety autor nie oparł się boleśnie ogranym zwrotom akcji. I tak nasz bohater staje się przewidzianym zbawicielem drugiej generacji nie-ludzi, żyjących w niewoli. Nie zabraknie efektownej ucieczki i scen akcji, gdy będzie ona miała miejsce. Wątek grupy więzionych istot nie jest jednak pozbawiony zalet. Przede wszystkim służy on ukazaniu niezdrowej fascynacji okropieństwem i zdegenerowania warstw wyższych, bogaczy, a później i całego społeczeństwa. Jest to – ponownie – dość stereotypowe i nie zaskakujące rozwiązanie, lecz najbardziej emocjonalne z całego komiksu. Jeśli ktoś pamięta, jakie uczucie wywołują filmy takie, jak „Dziwolągi” Toda Browninga czy „Człowiek słoń” Davida Lyncha, to może wyobrazić sobie wrażenie, jakie towarzyszy czytelnikowi przy scenach czasu niewoli, gdy komiksowe dziwolągi służą jako atrakcja dla zepsutych mentalnie bogaczy.
Poza tym jednak całość tworzy przewidywalna, choć nastrojowa fabuła, która niczym nas nie zaskoczy. Tylko pod koniec, w krótkiej chwili natchnienia, autorowi udaje się jeszcze zrównać media i opinię publiczną ze zdegenerowanymi miliarderami z wcześniejszych scen, pokazując, że odmienność, nawet pod płaszczykiem tzw. politycznej poprawności, jest dalej traktowana jako coś odstręczającego lub jako chwilowa ciekawostka dla tępych mas. Tymczasem jednostki czujące się wyalienowanymi ze społeczeństwa, w komiksie pokazane jako punkowo-gotyckie miłośniczki nie-ludzi, czują duchową przynależność do swoich zdeformowanych „idoli”. Przynależność zafałszowaną ich naiwnym, „samotnym” buntem, który nie wnosi nic konstruktywnego.
Do tego, by z większym zainteresowaniem śledzić losy postaci, dodano jeszcze popularną jak zawsze tematykę tajnych, rządowych eksperymentów, które – ponownie – się nie powiodły. Wojsko próbuje zatuszować swoje zbrodnie nie bacząc na konsekwencje, a w tym pobocznym wątku pierwsze skrzypce gra naukowiec, pracujący przy oryginalnych stworach i odpowiadający za stworzenie ich drugiej generacji. Targany wyrzutami sumienia decyduje się upublicznić wszystkie wydarzenia.
Całość uzupełniana jest przyzwoitymi ilustracjami, które zyskują, gdy autor rysuje senne koszmary bohatera. Dość ciekawie wyglądają też zdeformowane postaci. Postmodernistyczna metamorfoza okazuje się więc mało postmodernistycznym powrotem wypartej poza nawias społeczny brzydoty, która już nie ukrywa się poza zasięgiem wzroku, tylko objawia się w pełnej krasie, zmuszając nas do zajęcia wobec niej stanowiska. Ostatecznie jednak społeczeństwo znajduje metodę, by po raz kolejny nieprzyjemny, obsceniczny nadmiar upchnąć tam, gdzie nie będzie psuł widoku pięknej rzeczywistości. Spokojne sumienie jest wszak najważniejsze.
Mateusz R. Orzech
„American Freak” – „A Tale of the Un-Men” #1-5
Scenariusz: Dave Louapre
Rysunki: Vince Locke
Tusz: Vince Locke
Kolory: Digital Chameleon, Chris Chuckry
Liternictwo: Clem Robins
Data wydania: luty 1994-lipiec 1994
Objętość pojedynczego numeru: 32 s.
Cena pojedynczego numeru: $1,95