SIMON BISLEY W POLSCE: SIMON MÓWI

WYKORZYSTANO WYPOWIEDZI ZE SPOTKANIA Z FANAMI ORAZ Z KONFERENCJI PRASOWEJ I INDYWIDUALNEGO WYWIADU


O związkach z Polską

Simon Bisley (SB): Wiem, że jest taki kraj na mapie (śmiech). A poważnie mówiąc, to moja matka jest Polką, pochodzi z Krakowa. Mam w Polsce rodzinę, chociaż nie miałem okazji jej poznać. Mój dziadek podczas II wojny światowej walczył w polskiej armii, brał udział w bitwie o Monte Casino. Po wojnie razem z babcią wyjechali do Anglii. Moja mama do dzisiaj kłóci się z siostrami po polsku, znam jedno polskie słowo – „cholera” (śmiech). Tak więc zdecydowanie mam polskie korzenie i cieszę się z tego.

Oczywiście szukałem informacji o historii rodziny. Jest całkiem interesująca, zwłaszcza ze strony mojej matki. Nie jestem pewien co do dat, ale po wojnie moja babcia i jej siostry zostały zesłane na Syberię, gdzie pracowały jako przymusowi robotnicy w kopalni soli. Na szczęście przetrwały to.

O wrażeniach z Polski

SB: Bardzo podoba mi się Gdańsk, jestem zadziwiony jego średniowieczną, mroczną, gotycką architekturą. Cała starówka wygląda jak zamek obronny. I bary… są wszędzie, na każdej ulicy! Nie ma przed nimi ucieczki. Kończysz w barze, czy chcesz, czy nie (śmiech).

Zbierając materiały do komiksów, zwróciłem uwagę na polskie zbroje. Podoba mi się polska flaga z orłem, jest ekstra. Aha, i polskie pieniądze – mają ciekawe ilustracje, wyglądają naprawdę fajnie, podobają mi się.

O wypracowywaniu swojego stylu graficznego

SB: Od kiedy pamiętam, zawsze rysowałem, więc prawdopodobnie urodziłem się z ołówkiem w ręku. Nie ukończyłem żadnej szkoły artystycznej. Moim zdaniem styl powstaje poprzez pracę. Nie ma tu żadnej filozofii, musisz bez przerwy rysować, ćwiczyć, ćwiczyć i już – powstaje styl. Pasja może w tym pomóc.

Co sądzę o poradnikach uczących rysowania? Pewnie, dlaczego nie. Możesz nauczyć się z książki jak jeździć rowerem albo latać samolotem, możesz więc i nauczyć się rysować.

O swojej technice rysowania

SB: Kiedy czytam scenariusz, od razu widzę go w głowie i staram się jak najszybciej przenieść to na papier. Dlatego, rzeczywiście, dość często pomijam fazę szkicu. Kiedy rysuję to samo zbyt wiele razy, zaczynam się tym nudzić, tracę moc i świeżość.
Lubię pracować szybko i spontanicznie, dlatego jedną z moich ulubionych technik jest malowanie. Farba pozwala bardzo szybko pokryć duże fragmenty planszy, więc biorę spraye, mieszam farby i po prostu maluję. Czasem tylko dodaję potem krew i małe zwierzątka (śmiech).

Praktycznie nie używam do rysowania komputera. Po prostu nie widzę sensu. Jeśli widzę, że jakiś kadr nie jest udany albo kompozycyjnie nie pasuje do planszy, wolę narysować całą stronę od początku niż poprawiać komputerowo.

Wbrew niektórym opiniom wcale nie jestem dobry w anatomii, dlatego tak często używam stylizacji i tych wielkich mięśni, żeby ukryć mój brak anatomicznej wiedzy. Nie jestem zafiksowany na punkcie umięśnionych facetów, po prostu zazwyczaj rysuję jakichś superbohaterów i moim zdaniem tak właśnie powinni oni wyglądać. Pamiętajmy, że to nie jest realistyczne rysowanie; zawsze jest w tym coś z karykatury, przerysowania.

O swoim tempie pracy

SB: Jedna strona w pełnym kolorze zajmuje mi zazwyczaj około sześć godzin. Oczywiście wszystko zależy od użytej techniki – gdybym rysował Snoopiego, trzaskałbym ze sto stron dziennie (śmiech).

O artyzmie

SB: Nie jestem artystą, jestem rzemieślnikiem. Rybak łapie rybę, sprzedaje ją do marketu i otrzymuje zapłatę. Ze mną jest tak samo. Ja po prostu daję ludziom to, co chcą kupić. Zresztą, zazwyczaj pracuję ze scenariuszem, co nie daje mi miejsca na zbyt wiele kreatywności czy artyzmu.

O współpracy ze scenarzystą

SB: Zdecydowanie wolę scenariusze dające mi trochę swobody. Generalnie scenarzyści pozostawiają w mojej gestii sceny akcji. Piszą tylko: „Na następnych czterech stronach potwór niszczy miasto, po prostu narysuj to!”.

Bardzo lubię dodawać od siebie jakieś żarty w tle. W końcu to tylko komiks na litość boską, nie można być ciągle poważnym.

O ulubionym scenarzyście

SB: Właściwie do tej pory pracowałem ledwie z kilkoma scenarzystami. Wszyscy byli fantastyczni, ale najbardziej cenię Alana Granta. Mamy podobną mentalność, bardzo dobrze dopełniamy się nawzajem. Obaj mamy też podobne, czarne poczucie humoru i nie bierzemy pracy nad komiksami zbyt poważnie.

O wymarzonym projekcie

SB: Z przyjemnością podjąłbym się współpracy z Frankiem Millerem, moglibyśmy zrobić razem Batmana, o tak! Albo zrobilibyśmy jakąś historię z Marvem z uniwersum „Sin City”. Submariner jest intrygującą postacią. Może Venom, o tak, jest świetny. Spider-Man też jest fajny, ale nie chciałoby mi się rysować pajęczyny (śmiech).

O pisaniu scenariusza

SB: O nie, to nie dla mnie, wolę zostawić to fachowcom. Czasem przychodzą mi do głowy różne pomysły, które wydają mi się poetyckie, ale pewnie w rzeczywistości okazałyby się fatalne. Po za tym nie mam pojęcia, jak stawiać znaki interpunkcyjne. Musiałbym zatrudnić do tego oddzielną osobę; miałaby wydrukowaną kartkę z kropkami i przecinkami, wycinałaby je i wklejała w odpowiednie miejsca mojego scenariusza (śmiech).

O pracy nad „Sláinem”

SB: Pracowałem od razu nad całością danej strony, zaczerniając brzegi, żeby uniknąć efektu brudnego papieru, który mnie drażni. To dawało mi pełną swobodę i rozmach w komponowaniu planszy. Czasem zdarzało mi się wycinać pojedyncze kadry i umieszczać je na gotowej planszy, dzięki czemu mogłem zachować efekt epickiego rozmachu.

O kontynuacji „Rogatego Boga”

SB: Nie, nie wróciłbym do „Sláine’a”, byłby to dla mnie krok wstecz. Co było to było, nie ma sensu robić tego jeszcze raz. Poza tym teraz „Sláine” rysowany jest przez Clinta Langleya, facet jest naprawdę niezły.

O okładkach do „Doom Patrol”

SB: Właściwie nie miałem żadnego kontaktu z Grantem Morrisonem podczas tej pracy. Dostawałem po prostu scenariusze, czytałem je i rysowałem absolutnie wszystko, co przychodziło mi do głowy. Przez to okładki są nieco surrealistyczne, ale to dobrze, bo pasują do nastroju serii. To była praca, w której chyba najbardziej mogłem wyrazić się artystycznie.

O rysowaniu „Lobo”

SB: Scenariusze Alana były wieloznaczne, otwarte na interpretację, więc zazwyczaj brałem tylko początek oraz koniec oryginalnej historii i robiłem między nimi, co chciałem. Dodawałem od siebie te wszystkie pingwiny i goryla tak po prostu. Najwyżej Alan poprawiał potem scenariusze i dialogi, żeby jakoś trzymały się kupy (śmiech).

Lobo jest dla mnie wyjątkową postacią, ponieważ jest odbiciem jakiejś części mnie. Pasuje do mojego stylu rysowania, łączy w sobie komedię i pełną przemocy akcję. Trochę jak w magazynie „Mad”, zawsze chciałem rysować w takim stylu. Z przyjemnością zrobiłbym kiedyś okładkę do „Mad”, to mogłoby być zabawne.

O cenzurze w komiksach o Lobo

SB: „Lobo” to bardzo brutalna seria, więc faktycznie zdarzała się cenzura. Był taki rysunek gościa, jego bebechy latały w powietrzu. Dodałem dla żartu strzałki objaśniające, gdzie jest jego śledziona, gdzie serce albo wątroba, ale wydawca je usunął.
DC ocenzurowało też scenę narodzin Lobo. Nie spodobał im się punkt widzenia, pokazujący matkę Lobo z rozłożonymi nogami. Ostatecznie kobieta została przykryta kocem.

Była jeszcze ta scena walki Lobo z Loo, kiedy to Lobo wyrywa gościowi ramiona ze stawów i narysowałem krew tryskającą wszędzie dookoła. Rysunek okazał się zbyt drastyczny i został zmodyfikowany.

Aha, była jeszcze okładka z hakiem Lobo wychodzącym ze szczęki faceta, z językiem na końcu. DC uznała ją za zbyt realistyczną i musiałem ją zmienić.

O ekranizacji Lobo

SB: Taa, ciągle jest o tym mowa, ale to wciąż tylko plotki. Jedyne poważne podejście do realizacji filmu o Lobo podjął Guy Ritchie. Ostatecznie jednak zdecydował się na zrobienie kontynuacji przygód Sherlocka Holmesa.

Wyobrażam sobie ekranizację Lobo jako film aktorski, ale w tle mogłyby grać animowane postacie w stylu Disneya. Przy dzisiejszej technice nie byłby to żaden problem. Może animacja trójwymiarowa w stylu Pixara byłaby ciekawym pomysłem?

O pracy dla DC Comics

SB: Praca dla DC jest fantastyczna, współpracujemy ze sobą od wielu lat. Jak w rodzinie, dbają o mnie: płacą na czas, płacą dobrze, do tego wypłacają tantiemy. Nie mam powodu narzekać.

O pracy nad „Hellblazerem”

SB: Ta seria stawia zupełnie inne wymagania. Sceny grozy i sceny magii muszą działać w kontekście świata „Hellblazera” tak, jakby były normalną, zwyczajną częścią tego świata. To wymaga bardziej realistycznego, precyzyjnego stylu graficznego, perfekcyjnej mowy ciała postaci; ten komiks musi wyglądać jak film. Chciałem sprawdzić, czy potrafię powściągnąć swój rozbuchany styl i zrealizować zwykłą historię. Tu nie ma miejsca na stylizację czy pingwiny w tle. To idealny sposób na zawodowy rozwój i szlifowanie techniki.
Rysowanie „Hellblazera” to bardzo ciężka praca, ponieważ rywalizuję z artystami, którzy wykorzystują w swojej pracy komputer. Muszę pokazać, co mam najlepszego, żeby zaoferować wyższą jakość niż w elektronicznie przygotowanych pracach. Jestem lepszy niż komputer, lepszy niż ktokolwiek, rządzę! (śmiech)

O religijności i ilustracjach do Biblii

SB: Nie jestem religijnym człowiekiem, raczej postrzegam siebie jako osobę uduchowioną. Dlaczego więc narysowałem ilustracje do Biblii? Pewnego razu Jezus przyszedł do mnie w nocy i powiedział: „Właśnie ty narysujesz Biblię!”. Teraz boję się, że jak pójdę do nieba, to Jezus zażąda ode mnie tantiemów. Okay, żartuję. Ten album to dla mnie rodzaj ćwiczenia. Tak jak muzyk grający na gitarze trenuje na klasycznych utworach, tak ten album jest moim ćwiczeniem na materiale, z którym wcześniej mierzyli się najwięksi artyści w historii, jak Michelangelo czy Da Vinci. Po za tym w Biblii jest mnóstwo interesujących tematów. Jest miłość, nienawiść, cierpienie, śmierć, życie. Bóg i Szatan są jak Batman i Joker, są elementami tej samej rzeczywistości, nie mogą istnieć bez siebie nawzajem.

Chciałbym namalować ukrzyżowanego Jezusa w prawdziwej skali. Tego nie można zrobić jak komiksów o Lobo. To wymaga perfekcyjnego odwzorowania anatomii, struktury mięśni. Na razie nie mam na to czasu, ale chciałbym to namalować.

O muzyce metalowej

SB: Często słucham heavy metalu podczas pracy. Im ostrzejsza muzyka, tym bardziej jestem zrelaksowany. Nie mogę słuchać radia, prędzej czy później głosy albo reklamy zaczynają mnie denerwować. Na dodatek za każdym razem, kiedy rysuję, moi sąsiedzi z jakiegoś powodu hałasują, wbijają gwoździe albo coś wiercą! Spodziewam się, że pewnego dnia, gdy otworzę drzwi, zobaczę całą arkę Noego wybudowaną, kiedy rysowałem! Nie rozumiem – czy oni wiedzą coś, czego ja nie wiem? Zacznie niedługo padać, czy jak?

Przeszedłem różne fazy fascynacji metalem. Obecnie moim ulubionym zespołem jest Type O Negative, album „October Rust” jest fantastyczny. Uwielbiam też black metal, np. Marduk, chociaż ignoruję teksty. Piosenki o wieszaniu Jezusa do góry nogami wydają mi się cokolwiek niedorzeczne. Słyszałem też Behemota. Są świetni, ale nie wiedziałem, że pochodzą z Polski.

O grze na perkusji

SB: Gram na perkusji bardzo słabo. Właściwie to nie jestem perkusistą, po prostu walę patykiem w rozpostarty na drewnie kawałek skóry (śmiech). Kiedy ostatnio mój zespół grał koncert, cała publiczność uciekła z wyjątkiem jednego gościa. Myśleliśmy, że tylko on był zainteresowany koncertem, ale okazało się, że nie wyszedł tylko dlatego, że już nie żył (śmiech).

O przyjaźni z Glenem Danzigiem

SB: Tak, zawsze rozśmieszamy się nawzajem, trzymamy się za ręce i biegamy po wzgórzach z wiatrem we włosach (śmiech). Poważnie mówiąc, przyjaźnimy się od trzydziestu lat. Jesteśmy bardzo podobni do siebie, obu nas cechuje opór i pewność siebie. Glen tak naprawdę jest zwykłym facetem z wielkim poczuciem humoru.

O „brytyjskiej inwazji” w amerykańskim komiksie

SB: Myślę, że brytyjscy twórcy zdobyli w Ameryce dużą popularność, gdyż Anglia i Ameryka są ze sobą ściśle powiązane historycznie i językowo, a jednocześnie odrębne mentalnie i kulturowo. Brytyjscy twórcy są więc trochę swojscy, a jednocześnie trochę egzotyczni dla amerykańskiego odbiorcy.

O akceptowaniu zleceń

SB: Zawsze patrzę w pierwszej kolejności na głównego bohatera i świat przedstawiony w komiksie i jak to działa na mnie. Nienawidzę nudzić się podczas rysowania, muszę mieć z tego zabawę. Oczywiście ważny jest też zarobek. Może brzmi to arogancko, ale tak to działa. Zresztą, ja jestem aroganckim dupkiem (śmiech).

Nie lubię projektów, w których wydawca wymaga robienia wielu szkiców i wielu poprawek. To nie jest efektywne, to po prostu głupie. Aha, i zawsze odmawiam, jeśli wydawca chce zatrzymać dla siebie oryginalne plansze.

O zrobieniu dłuższej serii

SB: Nie jestem tym zainteresowany, szybko bym się znudził. Zawsze lubiłem małe, krótkie formy. Poza tym, moja praca to nie tylko komiksy, robię też wiele innych rzeczy. I choćby dlatego nie mogę zabrać się za dłuższy komiks, nie mam na to czasu.

O swoim malarstwie

SB: Szczerze mówiąc, nie mam ostatnio czasu na malarstwo, ale zawsze chciałem namalować krajobrazy w stylu Williama Turnera – z realistycznymi chmurami i rozbudowaną kolorystyką. Malarstwo to dla mnie kwestia nie tyle tematyki, ile odpowiedniej gry kolorów.

Od pewnego czasu mam w głowie taki pomysł, żeby wejść do ciemnej pracowni i po prostu namalować obraz, a potem spalić go bez patrzenia, co z tego wyszło. Byłoby to prawdopodobnie najszczersze, najczystsze dzieło sztuki, jakie ktokolwiek kiedykolwiek zrobił, zupełnie wolne od oczekiwań odbiorców.

O zarzutach o męski szowinizm:

SB: Taa, całkiem często słyszę takie zarzuty, ale w ogóle ich nie rozumiem. Przecież kobiety, które rysuję są zawsze silne, pewne siebie i niezależne. Nigdy nie czekają biernie na pomoc mężczyzn.

O obecnych projektach

SB: adal pracuję nad zeszytami „Hellblazera” i okładkami „Deathstroke” dla DC. Ponadto pracuję z Glenem nad komiksem „Dante’s Inferno”, który jest swego rodzaju opozycją do Biblii. Album opowiada o Szatanie, który upada ponownie na ziemię, siedzi na skale i obserwuje ludzi, jak rujnują swoje życia.

Niedługo zobaczycie mój nowy, w pełni malowany album o pewnym słynnym potworze. Będzie miał sto stron.

Czy zrobiłbym komiks we współpracy z polskimi twórcami? Pewnie! Tylko że nikt mi tego nie zaproponował…

Tekst powstał dzięki uprzejmości wydawnictwa Hanami.

Opracował Michał Siromski.

Simon Bisley – rocznik 1962, znany i lubiany twórca komiksów narodowości brytyjskiej. W Polsce znany z oszałamiających prac do „Batman/Sędzia Dredd: Sąd nad Gotham” oraz „Sláine”. Obecnie rysuje okładki dla DC Comics.