GYO
Inwazja odoru śmierci
Jakiego przesłania nie nabierze „Gyo” w oczach danego odbiorcy, przede wszystkim jest to historia o poświęceniu i miłości. Miłości specyficznej, w specyficznych warunkach. Tadashi, mimo okazjonalnych wybuchów, robi wszystko, co w jego mocy, by pomóc Kaori. Pozbywa się uciążliwego odoru, ratuje jej życie, stara się zachować jej godność… Nie jest to łatwe, gdyż dziewczyna jest dość egoistyczna i nie wykazuje prób zrozumienia innych. Częściowo jej zachowanie tłumaczy to, że jest sierotą – fakt, który wzbudza współczucie Tadashiego, będące jego główną motywacją do działania. Jako że jest to dramat z surrealną grozą na drugim (mimo swojej koszmarnej groteskowości) planie, nie dziwi nagły moment zakończenia historii. Junji Ito wskazuje w ten sposób, o czym tak naprawdę jest jego opowieść. Tak jak Kiyoshi Kurosawa wykorzystał schemat monster movie w „Akarui mirai”, tak Ito sięga po ten schemat po to, by stworzyć intrygującą w formie, lecz dość prostą (lecz bynajmniej nie prostacką) fabułę o związku między dwiema osobami.
Wspominałem wcześniej o surrealizmie. Każdy, kto zetknął się z mangami Junjiego, czy to z „Uzumaki”, czy z „Tomie” lub z licznymi krótkimi opowieściami, wie, że wyobraźnia Japończyka jest niemal nieograniczona. Choć jest mangą mniej surrealistyczną niż wspomniane „Uzumaki”, już sam pomysł oceanicznych agresorów w „Gyo” świadczy o obszernych pokładach imaginacji autora, w pełnej krasie widocznych jednak dopiero w scenach akrobacji cyrkowych, sprawnie łączących groteskę z grozą, dramat z absurdem, miłość z szaleństwem i cielesność z metafizyką. Kunszt Ito pozwala mu na zgrabny mariaż przeciwieństw, dzięki któremu kreuje jedną z tych scen, dla których sięga się po komiksy – i choćby dla niej samej warto przeczytać mangę.
Mimo nierzeczywistości opisywanych przez siebie wydarzeń Japończyk nadaje swojemu utworowi realistyczną oprawę graficzną, robiąc świetny użytek z czerni i bieli. Postacie są żywe, ich twarze wyrażają całą gamę emocji, a gdy mówią podniesionym głosem czy krzyczą, bez problemu można wyobrazić sobie ich głosy. Mimo że „Gyo” sprawia momentami wrażenie mangi dość wyjałowionej z emocji, Junji Ito okazuje się bardzo umiejętnym bajarzem, snującym swoją opowieść sprawnie, zaskakująco i przejmująco, choć ten ostatni aspekt z rzadka nieco zawodzi. Szczególnie postacie drugiego planu wpisują się w ramy fabularnych klisz, stając się przewidywalną częścią opowieści. Jest to jednak jedyny zarzut wobec „Gyo”.
Recenzji nie mogę więc zakończyć inaczej, jak tylko poleceniem lektury. Junji Ito, wraz z takimi autorami, jak Suehiro Maruo, Suehiro Maruo i Shintaro Kago, nawrócił mnie na japoński komiks i pokazał mi, w czym tkwi jego siła. Pomysłowość, zderzenie skrajności, mieszanie transcendencji z kwestiami przyziemnymi wyglądają szczególnie intrygująco w japońskim wydaniu, a Junji Ito jest świetnym tego przykładem, zarówno dla zaawansowanych znawców mangi, jak i dla tych, którzy nie doznali jeszcze mangowego oświecenia.
Dziękujemy wydawnictwu JPF za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Mateusz R. Orzech
Tytuł oryginalny: „Gyo” (魚)
Wydawnictwo: Japonica Polonica Fantastica
Data wydania: marzec 2013
Wydawca oryginalny: Shogakukan, Inc.
Rok wydania oryginału: 2002
Liczba stron: 400
Format: A5
Oprawa: miękka w obwolucie
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
ISBN-13: 9788374713030
Wydanie: I
Cena z okładki: 44,90 zł