STRAŻNICZKA ORELIANU

Rycerz bez pazurów i zbroi, ale za to w spódnicy

222x300

Ostatnio nie można narzekać na stagnację na rynku wydawnictw mangowych w Polsce. Jak przysłowiowe grzyby po deszczu wyrastają nowe, całkiem interesujące inicjatywy. Najmłodszym projektem, próbującym znaleźć własną niszę, jest małe gdańskie wydawnictwo Taiga. Jeśli spojrzeć na jego wydawniczą ofertę, tą niszą zdecydowanie będą mangi shōjo i josei. Czas pokaże, czy publikowanie na większą skalę w Polsce mang przeznaczonych gatunkowo dla nastolatek i kobiet jest dobrym pomysłem. Jednak jeśli przyjrzymy się gronu odbiorców japońskiej popkultury w naszym kraju, inicjatywa ta wydaje się wyjątkowo trafiona.

Taiga postanowiła zacząć skromnie od „Strażniczki Orelianu” Rin Kouduki – jednotomowej, mało znanej mangi shōjo. Autorka ma na swoim koncie jedynie kilka krótkich historii o podobnej tematyce. Nie zniechęciło mnie jednak – po pierwsze, lubię dobre shōjo i nie daję się łatwo zniechęcić, jeśli chodzi o ten gatunek, po drugie, zaufałam wydawnictwu, mając nadzieję, że na pierwszy ogień poda czytelnikowi lekką, ale dobrze napisaną przystawkę przed kolejnymi tytułami. Do lektury zmotywował mnie także prasowy opis tytułu, w którym wyraźnie podkreślono, że Kouduki „bawi się utartymi schematami”.

Spodziewałam się więc prostej, ale zaskakującej historii o dziewczynie, która ratuje świadomie swojego księcia; rozbudzone tym czynem ambicje nie pozwalają jej oddać się sielance, postanawia więc nie wiązać się z pierwszym mężczyzną, który ją pocałował i entuzjastycznie wyrusza na szlak przygody, zmuszając tym samym opuszczonego księcia na znalezienie sposobu, dzięki któremu ponownie stałby się dla niej atrakcyjny. Takie rozwiązanie historii mogłabym nazwać „zabawą utartymi schematami”.

Niestety, nie z takim tekstem kultury się spotkałam. Zamiast tego przeczytałam mangę, która w swej budowie przypomina raczej wypisy z „Morfologii bajki” Władimira Proppa; prosta fabuła, schematyczni bohaterowi i ich przewidywalne motywy wpisują się idealnie w kanon bajki magicznej, którą wspomniany uczony rozłożył na czynniki pierwsze. Jedynym wyróżnikiem jest warstwa estetyczna, ale nawet i ona czerpie pełnymi garściami z baśniowej stylistyki. Czytelnik otrzymuje taką oto historię: młoda dziewczyna Aira zostaje ochroniarzem księcia Rudilisa (w skrócie Rudiego) – uwikłanego w pałacowe gierki bawidamka. W miarę rozwoju historii tytułowa strażniczka odkrywa prawdziwe, wrażliwsze oblicze następcy tronu i zakochuje się w nim. Pomimo przewrotnej zmiany społecznie przypisanych ról kulturowych nie zobaczymy tutaj jednak widowiskowych pojedynków, czy zaskakujących zwrotów akcji. W ostatecznym rozrachunku to książę ratuje swojego rycerza w spódnicy, by móc żyć z nią długo i szczęśliwie. Ot, taka prosta, pozbawiona seksu i przemocy historia, w którą zostały uwikłane mało oryginalne postacie. Manga zdecydowanie przeznaczona jest dla młodszych nastolatek i miłośników opowieści o zwycięskiej sile miłości oraz obronionej niewinności. Jednakże trudno nazwać ten tytuł klasyką gatunku.

Największym atutem tego komiksu jest niewątpliwie strona graficzna. „Strażniczka Orelianu” jest pierwszą wydaną w tomiku mangą Rin Kouduki. Autorka jest bardzo dobrą ilustratorką. Wprawdzie nie można jej rysunków uznać za innowacyjne, ale są za to malownicze i estetyczne. Idealnym przymiotnikiem będzie „ładny”, z całym pozytywnym ładunkiem tego określenia. Kreska doskonale ilustruje niewinność i słodycz całej opowieści. Postacie są zaprojektowane atrakcyjnie, z dbałością o szczegóły. Kouduki postawiła przede wszystkim na ilustrację wewnętrznych przeżyć bohaterów. Zarówno mimika postaci, jak i płynne przechodzenie kadrów, mieszające się z abstrakcyjnymi efektami tła, tworzą spójną, impresjonistyczną całość. Parę kompozycji można uznać za naprawdę udane. I chociaż w zaproponowanym przez siebie sposobie narracji autorka jest naprawdę dobra, to brakuje bardziej dynamicznych scen wiążących bohatera z zewnętrznym światem przedstawionym. Traci na tym nie tylko kreacja przestrzeni, która staje się bardzo uboga w szczegóły, ale i sami bohaterowie, zdający się żyć w teatralnej scenografii. Monotonię narracji zdają się dodatkowo podkreślać czcionki, które jedynie z rzadka starają się być ekspresyjne.

Jeśli jednak uwzględnimy wszystkie potknięcia i atuty oraz weźmiemy pod uwagę, dla kogo tytuł jest przeznaczony, to wtedy można dostrzec prawdę kryjącą się za estetyką i konwencją. „Strażniczka Orelianu” jest uniwersalną opowieścią o przemianie dziecka w młodą dziewczynę i to właśnie jest największą wartością tej mangi. Bohaterka szuka swojego miejsca w dorosłym świecie zobowiązań i emocji, które ją pociągają, pragnąc jednocześnie zachować niezależność i oryginalność. Można się zastanawiać, czy to dobrze, że jedynym motywem tych działań jest romantyczne uczucie.

Uważam, że redakcyjnie i wydawniczo manga stoi na bardzo przyzwoitym poziomie. Strony są złożone dobrze, a łamanie tekstu jest wyjątkowo schludne. Nie mam też zastrzeżeń do samego tłumaczenia, które co prawda nie było zbyt wymagające ze względu na prostą treść mangi. Wydanie jednotomowej historii, która mogłaby zjednać Taidze czytelników uważam za dobry pomysł. Dziwi mnie tylko, dlaczego do tego celu wybrano tak przeciętny tytuł. Tym bardziej, że dwie kolejne publikacje zapowiedziane na lipiec i sierpień – „Walkin’ Butterfly” Tamaki Chihiro oraz „Pet Shop of Horrors” Matsuri Akiny sprawiają wrażenie o wiele ciekawszych.

Dziękujemy wydawnictwu Taiga za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.

Justyna Janik

„Strażniczka Orelianu”
Tytuł oryginału: „Orurerian no kishi hime”
Scenariusz: Rin Kouduki
Rysunki: Rin Kouduki
Tłumaczenie: Agnieszka Budzich
Wydawca: Taiga
Data wydania: maj 2013
Wydawca oryginału: Ohzora Publishing Co.
Data wydania oryginału: 2010
Objętość: 160 stron
Format: 182×130 mm
Oprawa: miękka z obwolutą
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Dystrybucja: księgarnie, internet
Cena: 19,99 zł