Dziurawa łajba – recenzja komiksu „Noe. Wszystko, co pełza po ziemi” Darrena Aronofsky’ego, Ariego Handela i Niko Henrichona
Stało się. Pierwsze krople deszczu spadły na martwą ziemię. W ciągu kilku najbliższych dni cały świat znajdzie się pod wodą. Nadeszła pora, aby ludzkość zapłaciła za swoje grzechy. Człowiek – najgorszy z drapieżników stworzonych przez Boga, przyczyna nieuchronnej zagłady, zostanie wreszcie starty z powierzchni planety. Niemal.
Drugi tom opowieści o Noem i jego rodzinie skupia się na budowie ogromnej arki, w której stopniowo zbierają się przedstawiciele wszystkich gatunków stworzeń – łącznie z ludźmi. Od ocalenia tajemniczej dziewczynki minęło kilka lat. Teraz dojrzała, tak jak i synowie Noego, których coraz bardziej niepokoi ponure dziedzictwo, jakie przypadło im w udziale. Zarówno oni, jak i ich ojciec z każdym kolejnym dniem mocniej zdają sobie sprawę z ogromnej odpowiedzialności, jaka na nich ciąży. To w ich rękach spoczywa nie tylko ocalenie wszystkich gatunków zwierząt, ale także przedłużenie własnego. Z tego także powodu relacje damsko-męskie zajmują w tym albumie najwięcej miejsca. Niestety.
Darren Aronofsky i Ari Handel zawiedli niemal wszystkie pokładane w nich nadzieje, jakie rozbudziła lektura tomu pierwszego. W drugim albumie cyklu nie dzieje się nic wartego uwagi. Mimo tego, że bohaterowie znajdują się w kluczowym momencie całej zleconej im przez Stwórcę misji, dramaturgiczne napięcie właściwie nie istnieje. Wszystko, co tak dobrze wychodziło na początku – wyważone balansowanie między patosem a kiczem – kończy się spektakularnym upadkiem w sferę tego drugiego. To, co powinno stanowić główny wątek tomu, czyli budowa arki, stanowi zaledwie miałkie i absolutnie nieciekawe tło dla sercowych (czy też bardziej łóżkowych) rozterek nadmiernie produkujących testosteron młodzieńców i odkrywającej swą seksualność dziewczyny. Nie byłoby w tym oczywiście nic złego, gdyby jakiekolwiek relacje międzyludzkie w tej historii miały w sobie chociaż minimalne psychologiczne prawdopodobieństwo. Czy też może – gdyby nakreśleni przez scenarzystów bohaterowie byli faktycznie postaciami, a nie bezdusznymi konstruktami opartymi na jednej prostej cesze. Autorzy usiłują oczywiście udawać, że mamy do czynienia z pełnowymiarowymi, cierpiącymi istotami ludzkimi, jednak używają do tego tak oklepanych i wyświechtanych chwytów, że przypomina to jarmarczne kino nieme, gdzie wszystkie ruchy są kabotyńsko przerysowane, a każdy grymas na twarzy powtórzony kilkukrotnie – dla pewności, że odbiorca zrozumie założone intencje. Najbardziej na tym traci główny bohater opowieści, czyli wiecznie posępny, milczący i patrzący w dal Noe, którego psychika, jakiej istnienie przynajmniej zasugerowano w „Za niegodziwość ludzi”, tutaj opiera się na byciu smutnym i wyglądaniu na szlachetnego, muskularnego twardziela. Trudne wybory, do których jest zmuszony, i dręczące go pytania to zaledwie chwyty retoryczne, puste gesty, z których nic nie wynika. I niestety, nawet one nie są w stanie przyciągnąć uwagi czytelnika.
Największy atut całej serii to wciąż cieszące oko rysunki i kolory w wykonaniu Niko Henrichona. Widać w nich jednak zgubny w skutkach pośpiech, który odbiera im siłę i moc bijącą z plansz pierwszego tomu. Szczegóły się zacierają, twarze stają się zbyt podobne do siebie. Być może poprzednia część cyklu nadmiernie rozbudziła moje oczekiwania, ale czuję się straszliwie zawiedziony tym, w jak niewielkim stopniu rysownik wykorzystał szansę na prezentację obrazów iście monumentalnych – ogrom arki, wędrówka zwierząt i wreszcie gromadzące się wokół schronienia Noego hordy barbarzyńców. Wszystko zdaje się dusić na ciasnych kadrach, brakuje paneli, na których moglibyśmy w pełni zdać sobie sprawę z zapierającej dech w piersiach skali wydarzeń.
Po znakomitym tomie pierwszym, „Wszystko, co pełza po ziemi” jest gorzką pigułką. Wolałbym wierzyć, że to po prostu chwilowy spadek formy, a nie rzeczywisty poziom całego przedsięwzięcia – być może dobra ocena wynikała z moich nadinterpretacji i nadmiernego zaufania do Aronofsky’ego jako scenarzysty. O wszystkim zdecyduje kolejna część cyklu. Póki co jednak Noe i jego rodzina kryją się przed deszczem w dziurawej łajbie.
Dziękujemy wydawnictwu Sine Qua Non za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Rafał Kołsut
Noe. Wszystko, co pełza po ziemi
Tytuł oryginalny: Noé: Et tout ce qui rampe
Wydawca oryginalny: Le Lombard
Rok wydania oryginału: 2012
Liczba stron: 70
Format: 210×270 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Wydanie: I
Cena z okładki: 36,90 zł