Plastikowy cyberświat Stana Lee – recenzja gry „Lego Marvel Super Heroes”

Instalując moją pierwsza grę komputerową z serii Lego, przed oczyma miałem wspomnienia z dzieciństwa: kiermasz Lego w Wilnie na początku lat 90. i świeżo kupiony wtedy zestaw Aquashark. Przypomniałem sobie uczucie nieskrępowanej kreatywności, gdy z kolegą z lat dziecięcych składaliśmy zamki, w których kowboje i piraci walczyli z płetwonurkami i rycerzami, twórczy duch, jaki wydobywały wtedy z nas plastikowe klocki, i popkulturowy bigos wynikający z pomieszania różnorakich zestawów. Mimo tych nostalgicznych uczuć, jakie wywołała u mnie z początku gra „Lego Pirates of the Caribbean: The Video Game” (Traveller’s Tales, 2011), odbiłem się od niej bez większego zainteresowania. W związku z tym, teraz, gdy zostałem poproszony o recenzję tytułu łączącego panteon marvelowskich superbohaterów z klockami Lego, nie miałem wielkich nadziei. Gra nie tylko przeszła moje, dodajmy, niewygórowane oczekiwania, ale i dostarczyła wielu godzin wspólnej zabawy z rzadko grającą narzeczoną. Bynajmniej nie dlatego, że „Lego Marvel Superheroes” odtworzyła dziecięce wspomnienia. Najlepszą wirtualną adaptacją idei klocków Lego nie są firmowane logiem duńskiej firmy gry, ale szwedzki hit gier indie – „Minecraft” (Mojang AB, 2009). Jeżeli uznać za Peterem Molyneux, że „Minecraft to wirtualne i społeczne Lego z czasów, kiedy Lego było zabawką uwalniającą kreatywność” , to czym jest seria gier, w której wkraczamy w świat zbudowany ze znanych nam plastikowych klocków?

Adaptacje zabawek XX wieku

Gry komputerowe dostarczają nam różnorodnych uciech; niektóre z nich noszą wyblakłe ślady pokrewieństwa ze starszymi mediami. Interactive fiction i przygodówki mają wiele wspólnego z powieścią detektywistyczną, gdzie w toku fabuły rozwiązujemy zagadki. Z kolei najbardziej popularne tytuły AAA niezależnie od gatunku czerpią wiele z filmu, zarówno w sposobie przedstawiania, jak i uczestnictwa gracza w opowiadaniu. Jest też grupa gier, która w różny sposób próbuje adaptować przyjemności związane z popularnymi grami czy zabawkami świata przedkomputerowego; wśród nich wspomniany „Minecraf”t i „Simsy” (Maxis, 2000), wielokrotnie nazywane wirtualnym domem dla lalek.

Duński producent zabawek, nie mogąc zignorować znaczenia kulturowego i ekonomicznego cyfrowej kultury, musiał wkroczyć na ten obcy mu do tej pory rynek. Jako pierwsza ukazała się „LEGO Island” (Mindscape, 1997), dobrze przyjęta przez krytykę, ale traktowana jako gra dla dzieci, o czym świadczy chociażby nagroda Familijna Gra Roku od Akademii Sztuk i Nauk Interaktywnych. Sukces tej pozycji sprawił, że stała się ona wzorem dla wszystkich kolejnych największych tytułów zbudowanych z wirtualnych klocków. Prosty przepis: kolorowa estetyka znana z fizycznych produktów firmy, różnorodna rozgrywka typowa dla gry akcji oraz liczne grywalne postaci o zróżnicowanych umiejętnościach. Jest to niemalże ten sam wzór, wedle którego przez lata robiono produkcje, wśród nich również tę z marvelowskimi superbohaterami. Po drodze powstał jeszcze pomysł, by do gier z klocków Lego adaptować popkulturowe hity srebrnego ekranu. Trudno sobie wyobrazić, kogo nie rozśmieszyłaby karykaturalne sceny z Lego-Vaderem lub Lego-Voldemortem. Choć powstawały również produkcje związane z budowaniem wymyślnych konstrukcji z klocków – „Lego Creator” (Superscape, 1998) czy „Lego Creator: Knights Kingdom” (Superscape, 2000), zostały one zarzucone na rzecz replikowania filmów.

Batman

Klockowe ekranizacje wakacyjnych hitów

Z początku wydawało się, że gry miały umacniać markę plastikowych zabawek, jednak poza wyglądem nie miały one wiele wspólnego ze swoim duńskim źródłem. „Lego Marvel Super Heroes”, jak i poprzednie tytuły tej serii, łączą nostalgiczne wspomnienie z dzieciństwa ze współczesnym kinem przygodowym. Nie tyle adaptują zabawę Lego do wirtualnego świata gier, co wprowadzają klocki do agregatu współczesnej kultury popularnej głównego nurtu. W przeciwieństwie do pierwszych dzieł mariażu ikonicznej cegiełki z wirtualnym światem, „Lego Marvel Super Heroes” i podobne gry nie są reklamą analogowej zabawki. Łącząc markę Lego z „Piratami z Karaibów”, „Indianą Jonesem” czy „Harrym Potterem”, wprowadzają ludzika Lego i estetykę klocków do świadomości większej liczby odbiorców. Ta sama strategia przyświecała twórcom serialu „Lego Star Wars” i „Ninjago: Masters of Spinjitzu”, a jej zwieńczeniem będzie film o klockowym Everymanie – „The Lego Movie” (Phil Lord, Chris Miller, 2014). Przeglądając zwiastun, kilka odcinków seriali czy sceny z gier zauważymy, że odpowiedzialni za nie twórcy nie tylko budują swoje scenografie i aktorów z ikonicznych klocków, ale tworzą też spójną estetykę, która stanowi rdzeń wszystkich wirtualnych i filmowych produktów ze znakiem Lego.

Estetyka cegiełkowej architektury

Konwencja gier Lego to przede wszystkim estetyka wizualna świata zbudowanego z klocków. Oglądając sceny z tych gier, przypomina mi się „Toy Story” (John Lasseter, 1995), gdzie największą atrakcją było dla mnie życie wewnętrzne dziecięcych zabawek. Podobne rozwiązanie zastosowano w „Army Men” (The 3DO Company, 1997), gdzie używamy plastikowych żołnierzyków, „Airfix Dogfighter” (Unique Development Studios, Paradox Entertainment, 2000), w której możemy latać po mieszkaniu modelami myśliwców czy „Stacking” (Double Fine Productions, 2011), przygodówce, gdzie postaciami są matrioszki. Każda z tych gier przywołuje nostalgiczne wspomnienia z dawnych lat, gdy bawiłem się w wojnę zielonymi żołnierzykami czy pieczołowicie składałem modele samolotów. Szczególnie jest to widoczne w grze Tima Schaffera, gdzie klimat vintage jest budowany nie tylko przez obecność rosyjskich lalek, ale i przerywniki filmowe stylizowane na kino nieme oraz osadzenie akcji w czasach rewolucji przemysłowej. W „Lego Marvel Super Heroes” cały świat jest nie tylko zbudowany z podstawowych klocków, ale i posiada ich podstawowe funkcje. Przestrzeń, po której możemy się poruszać, to ogromna, otwarta sceneria Nowego Jorku przypominająca wielkością mapy z serii „Grand Theft Auto”, gdzie w zakamarkach kryją się dodatkowe misje, przedmioty i punkty do zbierania. Prawie każdy obiekt można zniszczyć i przerobić na punkty, czasami plastikowe gruzy można przebudować, nadając im nowe kształty.

Iron Man

Gra plastikowych aktorów

W przeciwieństwie do komiksu, w których superbohaterowie są piękni i umięśnieni, w grze składają się z tych samych części co pozostali, zwykli mieszkańcy Ziemi. Jednak ta uniformizacja świata nie jest jedyną cechą estetyki gier z Lego. Tym, co czyni je niezwykle atrakcyjnymi, szczególnie dla młodszych odbiorców, jest charakterystyczna ekspresja plastikowych „aktorów”. Choć wirtualni bohaterowie Marvela zyskali głosy (wcześniejsze produkcje z serii nie zawierały dialogów), ekspresja emocji opierała się wciąż głównie na gestach oraz animowanej mimice. Ślady tej konwencji widać również w omawianym tytule. To lalkowe aktorstwo jest tym bardziej zabawne, gdy oglądamy powtórzone sceny z filmu, pierwotnie poważne czy dramatyczne. Efekt jest wzmagany przez użycie klocków Lego, które wyraźnie nie pochodzą z danej konwencji. Tym sposobem Boromir ginie we wstrząsającej scenie po otrzymaniu ran strzałami, miotłą, bananem i śmiercionośnym kurczakiem. W grze, która nie kopiuje filmu klatka po klatce, ale czerpie z licznych zeszytów komiksowych i kinowych hitów, miejsca na humor jest znacznie więcej. Znajdziemy więc nie tylko Iron Mana z jego boleśnie tanimi tekstami, ale i Hulka sprzątającego gruzowiska klocków po każdej misji czy Spider-Mana użalającego się nad trudami życia nastolatka. Właściwie żart to najważniejsza cecha zarówno estetyki Lego, jak i gry o superbohaterach. Z jednej strony to on nadaje powtarzalnym poziomom bardziej zabawowy charakter, a z drugiej jest ukłonem w stronę fanów komiksów. Najzabawniejszy w tym wszystkim jest Stan Lee, który będąc w środku walk między herosami a złoczyńcami, czeka na ratunek w prawie każdym zakamarku świata. Humor w połączeniu z prostą mechaniką i oswojoną estetyką klocków sprawia, że gra „Lego Marvel Super Heroes” nadaje się wprost doskonale do grania z dzieckiem, młodszym rodzeństwem czy osobami na co dzień nieużywającymi pada.

Wspólne kanapowe granie

Wspominając moje pierwsze, przykre doświadczenie z grą Lego, nie dodałem, że grałem na komputerze; w „Lego Marvel Super Heroes” bawiłem się przed konsolą, rzadko w trybie pojedyńczego gracza. Prawdopodobnie właśnie to wszystko zmieniło. Te gry zostały stworzone do wspólnej zabawy, o czym świadczy chociażby mechanika rozgrywki. Jest to trójwymiarowa platformówka, w której rozwiązujemy zagadki przestrzenne, na zmianę walcząc i manipulując różnego rodzaju urządzeniami. To, co odróżnia gameplay tego tytułu od takich serii jak „Tomb Raider” czy „Assasins Creed”, to użycie kilku awatarów o zróżnicowanych umiejętnościach. Na każdym poziomie kontrolujemy dwóch, superbohaterów, czasem więcej. Można oczywiście przechodzić misje w pojedynkę, zmieniając po kolei awatary, jednakże bardziej płynną i dynamiczną rozgrywkę uzyskamy przy dwóch graczach. Mechanika gry wymusza na solistach, w tym Spider-Manie i Iron Manie, by łączyli się w grupy, na wzór Avengersów. Oczywiście, spotkanie kontrastujących bohaterów jest też okazją do namnażania żartów związanych z ich specyficznymi rysami osobowymi. Niestety, efekt doskonałej rozgrywki kooperacyjnej psuje dość nietypowy split-screen. Podział ekranu na strefy obu graczy zmienia się dynamicznie, w zależności od ich wzajemnego położenia, co najczęściej zamiast pomagać, utrudnia precyzyjne zadania, takie jak celowanie. Szczególnie ta funkcjonalność uprzykrza życie, gdy chcemy rozglądnąć się po lokacji, by podziwiać dzieło projektantów poziomów lub odkrywać liczne sekrety. Martwi mnie to podwójnie, bo eksploracja świata, swobodne podróżowanie po Nowym Klockowym Jorku, stanowi kluczowy element „Lego Marvel Superheroes”. Rozwiązywanie zagadek przestrzenno-logicznych w głównej linii fabularnej nie stwarza prawie żadnych trudności, jednak jest to tylko wstęp do odkrywania na własną rękę dodatkowych poziomów, ratowania Stana Lee czy szukania pozostałych grywalnych postaci. W tym też upatruję niezwykłą atrakcyjność tego tytułu dla osób nieprzyzwyczajonych do skomplikowanych gier z dużą ilością zmiennych. Główne misje wprowadzają gracza w zasady, których jest stosunkowo niewiele, ale do niego należy przyjemność z wykorzystania ich podczas eksploracji rozległego świata.

Proste elementy i złożony gameplay

Ograniczona ilość mechanik może sugerować dosyć monotonny i nużący gameplay, jednakże ilość kombinacji oraz postaci, którymi możemy przechodzić grę, są wystarczające, by utrzymać nasze zainteresowanie przez kolejne godziny. Większość mechanizmów jest przeznaczona dla danego typu postaci, jednak rzadko wymagają one użycia jednego konkretnego superbohatera. Mamy więc zarówno urządzenia, które mogą być aktywowane jedynie tarczą Kapitana Ameryki, ale i takie, które wymagają wybuchowych pocisków Iron Mana czy Hawk Eye’a. Na każdym poziomie umieszczone zostały różnorakie mechanizmy, tak byśmy mieli wybór, którego bohatera chcemy użyć. Podróżując po mieście – głównej przestrzeni gry – miałem nieodparte wrażenie znajomości przemierzanych lokacji. Szczególnie w głównych misjach widoczne jest podobieństwo scenografii do ich filmowych odpowiedników; Bifrost mieni się jak kryształowy pryzmat z filmu, a nie tęczowy most z komiksów, Helicarrier jest również wzorowany na wersji kinowej. Pytanie zatem, ile wspólnego ma gra opowiadająca o komiksowych superbohaterach z ich zeszytowymi wcieleniami?

Loki gif

Między kadrem rysowanym a kinowym

Czym jest świat „Lego Marvel Super Heroes”? Nowym Jorkiem wypełnionym klockowymi bohaterami komiksów czy może alternatywną rzeczywistością Lego, gdzie Spider-Man wraz z Dr. Doomem ratują Stana Lee naprzeciwko budynku siedziby Marvel Comics? Chociaż w tytule gry widnieje nazwa wydawcy powieści graficznych, jej pierwowzorem są filmy. Kinowe wersje stanowią dzisiaj podstawową wykładnię popkulturowych mitów i to z tej materii stworzona jest gra. Ktoś mógłby się kłócić, że Heimdall – strażnik Bifrostu – jest nordyckim bogiem i został jako taki przedstawiony w komiksach, jednak w „Thorze” z 2011 roku zagrał go czarnoskóry aktor Idris Elba i tak wygląda dla większości fanów Avengersów, „Thora” czy gry Lego. Film, mimo że wtórny, dominuje nad komiksami jedną zuniwersalizowaną wykładnią świata superbohaterów. Jednak jak już wspominałem, w grze znajdziemy niemało treści przeznaczonych dla fanów marvelowskich zeszytów, jak chociażby ukrywający się cały czas na trzecim planie Deadpool lub alternatywne stroje postaci, pochodzące z różnych serii komiksowych, jak Spider-Man z Future Foundations.

„Lego Marvel Super Heroes” jest jak świąteczny worek z prezentami dla miłośników Marvela. Odnajdywanie wszelkiego rodzaju misji pobocznych czy zebranie wszystkich 140 postaci to zadania, które wypełnią tylko najwytrwalsi gracze lub najwięksi fani wydawnictwa Stana Lee. Ta gra jest właśnie dla takich zawziętych fanów oraz tych, którzy do wspólnej gry chcieliby zaprosić kogoś, kto grami się szybko nudzi lub nie ma ochoty uczyć się ich skomplikowanych systemu, nazewnictwa i strategii. „Lego Marvel Super Heroes” jest jak zabawa pudłem superbohaterskich action figures, pełna dziecinnych żartów w luźnym związku z komiksowym kanonem.

Polskiemu dystrybutorowi Cenega Poland dziękujemy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Marcin Petrowicz

Lego Marvel Super Heroes
Producent: TT Games
Polski wydawca: Cenega Poland
Data wydania: 15 listopada 2013
Wydawca: Warner Bros. Interactive Entertainmet
Platformy: Microsoft Windows, Xbox 360, Xbox One, Nintendo DS, Nintendo 3DS, Wii U, Playstation 3, Playstation 4, Playstation Vita
Gatunek: Action-adventure
Tryby: Single-player, multiplayer
Dystrybucja: Wersja pudełkowa, cyfrowa dystrybucja
Cena: 209 zł (PS3, Xbox360), 109 zł (PC)