W trzecim tomie serii „Za Imperium” zatytułowanym „Fortuna” ostatecznie żegnamy się z realizmem. Nagromadzenie absurdów narastające w poprzednich tomach osiąga wreszcie apogeum, pozostawiając czytelnika w stanie permanentnego zagubienia. Nagły natłok wątków w, jak dotąd, niewymagającym komiksie akcji jest gwałtowną i nieoczekiwaną zmianą. Ciężko stwierdzić, czy taki kurs był zamierzony, czy też wynikł ze zbytniego rozwleczenia pierwszych tomów i chęci wciśnięcia na siłę wszystkich pomysłów w tomie ostatnim. Niezależnie od przyczyny, efekt okazał się istnym koszmarem.
Spiętrzenie nieraz niezwykle surrealistycznych metafor doprowadziło do sytuacji, w której tylko nieliczne wątki mają dość miejsca na prawidłową ekspozycję. Ogromna większość pojawia się nagle, bez najmniejszej zapowiedzi, by zaraz zniknąć z kart bez żadnego dalszego wytłumaczenia i wpływu na los bohaterów. Glorim Cortis i jego towarzysze sprawiają wrażenie, jakby nie rozumieli tego, co dzieje się wokół nich, i tylko miotają się nieco bezwładnie. Nie oceniałbym ich przy tym zbyt surowo, gdyż nawet jako bierny, zewnętrzny obserwator ich przygód pozostaję równie skonfundowany i rozczarowany. Być może taki efekt był zamierzony, być może autorzy liczyli na zbudowanie onirycznego, psychodelicznego klimatu. Faktem jednak pozostaje to, że nie wykonali dobrej roboty.
Aby nie pozostać gołosłownym, pozwolę sobie przytoczyć choć kilka ze wspomnianych w poprzednich akapitach wątków. Mamy więc grobowiec rasy gigantów wraz z ich wciąż żywymi smoczymi strażnikami. Jest człowiek, który gołymi rękoma zatrzymuje niemal tonowego, szarżującego byka i skręca mu kark. Pojawia się żywa gleba pokryta śluzowatymi, organicznymi mackami, które czepiają się nóg legionistów i usiłują wciągać ich w głąb mrocznej otchłani. Mamy morskiego węża o ludzkiej twarzy, który dziwacznie oblizuje twarz i tors Glorima Cortisa, a także miasto pokryte pyłem, którego mieszkańcy wybiegli na ulice i skamienieli w niepokojących pozach. Zostajemy zalani ogromną liczbą wątków, które wydają się być tylko wypełniaczami mającymi zastąpić braki fabuły.
To co razi najbardziej to nie obfitość, skądinąd całkiem ładnie narysowanych, piersi lecz to co autorzy z tym motywem zrobili. Można by doszukiwać się metafory relacji między płciami, swoistej walki o dominację między kobietą i mężczyzną. Można by doszukiwać się porównania męskiego, patriarchalnego Imperiim – ładu i cywilizacji oraz dzikich amazonek – nieokrzesanej, śmiertelnie niebezpiecznej natury. Można by, gdyby nie bardziej oczywiste wytłumaczenie jakim jest chęć taniego epatowania seksem i sensacją.
Strona graficzna serii, która w poprzednich tomach ratowała nieco sytuację, w „Fortunie” zaczyna coraz wyraźniej podupadać. Rysunki tracą złudzenie staranności i jedynie operowanie kolorem pozostaje na zadowalającym poziomie. Podkreśla to niemile uporczywe wrażenie, że nawet autorzy zmęczyli się już tą opowieścią i pragną czym prędzej doprowadzić ją do litościwego końca.
Świetne operowanie kolorem jakie można było oglądać w pierwszym tomie zostało podtrzymane także w tym. Co prawda rdzawa patyna ustąpiła miejsca zieleni przywodzącej na myśl zastarzałą warstwę porostów, jednak taka zmiana idealnie pasuje do zieleni dżungli i lasów, które stanowią tło kadrów. Rysunek postaci uległ widocznej poprawie, głównie w przypadku półnagich amazonek, lecz wziąć zachowana została swoista swoboda kreski, podkreślająca rosnący dynamizm akcji.
Wydarzenia budujące akcję przestają wynikać z siebie nawzajem. Fabuła boleśnie pchana jest naprzód przy pomocy kolejnych deus ex machina, co dokłada się do efektu zagubienia. Próbom składania wydarzeń w logiczną całość nie pomaga skupienie autorów na Glorimie Cortizie, pogubionym, samotnym dowódcy balansującym na granicy szaleństwa.
Trio Merwan Chabane, Bastien Vivès i Sandra Desmazières nadzwyczaj skutecznie udowodniło, że samą akcją i tanimi chwytami nie da się przykryć niedostatków fabuły. Smutny epilog, w którym autorzy serwują czytelnikom naiwną konkluzję, że wojna i agresja są złem, a do obcych należy odnosić się z przyjaźnią, tylko potwierdza opinię o niskiej wartości serii.
Dziękujemy wydawnictwu Centrala Mądre Komiksy za udostępnienie egzemparza komiksu do recenzji.
Mateusz „Deskath” Witkowski
Tytuł: Za Imperium: Fortuna
Scenariusz: Merwan, Bastien Vivès
Rysunek: Merwan, Bastien Vivès
Kolor: Sandra Desmazières
Wydawnictwo: Centrala
Tytuł oryginalny: „Pour L’ Empire: La Fortune”
Wydawca oryginalny: Dargaud
Rok wydania oryginału: 2011
Liczba stron: 62
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788363892326
Cena z okładki: 39,90 zł