Komiks Leopolda Maurera, socjologa, absolwenta Uniwersytetu Wiedeńskiego, jest trudny do jednoznacznej interpretacji. W zasadzie trudno powiedzieć, o czym jest ta historia. O skomplikowanych relacjach dwóch mężczyzn wykonujących dość nietypowe zlecenie? O rozczarowaniach pracą? O traumie związanej z utratą żony? O trudnych relacjach ojca z synem? Może o tym wszystkim po trochu lub w ogóle o czymś innym? Prawdopodobnie każdy odczyta ten komiks inaczej i odkryje w nim inne znaczenia, ale niewątpliwie lektura nie będzie stratą czasu.
Trudno powiedzieć, żeby komiks „Miller i Pynchon” był specjalnie atrakcyjny pod względem graficznym. Rysunek raczej nie zachwyca, ale czytając kolejne historyjki, zaczynamy stopniowo wnikać w czarno-biały świat i koncentrować się na samej opowieści. A ta – trzeba przyznać – jest dość surrealistyczna. Obserwujemy bowiem zaskakujące przygody przytrafiające się dwóm bohaterom podczas wytyczania linii demarkacyjnej. Wyznaczenie granicy pomiędzy północą i południem ma na celu, jak z cierpliwością godną astronoma tłumaczy Pynchon dwóm przypadkowo spotkanym kobietom, ułatwienie dalszego kartografowania oraz uregulowanie niewyjaśnionych praw własności. I tak sobie tę linię wytyczają, rozprawiając przy okazji o różnych sprawach i przeżywając bardzo dziwne przygody. Czytelnik zaś stopniowo poznaje osobiste problemy pary bardzo różniących się od siebie bohaterów.
Miller jawi się jako kobieciarz i osoba dość swobodnie traktująca swoje obowiązki. Dowiadujemy się również o trapiącej go poważnej przypadłości natury genetycznej – zamienia się mianowicie podczas pełni księżyca w wilkołaka. Ten nawiedzający go regularnie zew natury znacznie utrudnia mu porozumienie z własnym synem, który w specyficzny sposób odziedziczył po nim tę nietypową przypadłość. Choć z drugiej strony, być może porozumienie jest trudne dlatego, że Miller poznał swojego syna dopiero, gdy ten skończył piętnaście lat? Tak czy inaczej, nasz mierniczy nie za bardzo może dogadać się ze swoim „wylęgiem”, jak pieszczotliwie określiła go matka. Znamienne i dość charakterystyczne jest to, że ojciec z synem odnajdują wspólny język dopiero wtedy, gdy na rozmowę jest już zdecydowanie za późno.
Poważne problemy życiowe ma także Pynchon. Od dziesięciu lat rozpamiętuje śmierć żony, która zginęła w jakimś holenderskim miasteczku podczas święta sera, przygnieciona gigantycznym… serem (jak wspomniałem, w komiksie panują surrealistyczne klimaty). Nie trzeba dodawać, że to traumatyczne przeżycie nie pozwala mu nawiązać normalnych relacji z jakąkolwiek przedstawicielką płci przeciwnej. Nie dość tego, podczas każdej kąpieli regularnie nawiedza go nieżyjąca od kilku lat matka, która nie zważając na tak drobny szczegół jak własna śmierć, prowadzi z nim intrygujące dyskusje. Co więcej, Pynchon jest sfrustrowany wykonywaną pracą. Wprawdzie wywiązuje się ze swoich obowiązków rzetelnie i z należytą precyzją, ale wszystko wskazuje na to, że wyznaczanie linii demarkacyjnej nie jest szczytem jego marzeń. Za każdym razem, gdy Pynchon odpowiada na pytania dotyczące swojej pracy, stara się podkreślać, że jest astronomem i matematykiem, a nie zwykłym mierniczym. W sytuacji narastającej frustracji z radością przyjmuje nowe prestiżowe zlecenie: ma wspólnie z Millerem zmierzyć tranzyt Wenus. To zlecenie jest jak zapowiedź szansy na nowe życie zawodowe i dowód na to, że został wreszcie doceniony. Po latach frustracji wynikającej z wykonywania pracy dalekiej od własnego wyobrażenia o tym, na co go stać, Pynchon wreszcie może odetchnąć – został doceniony i powierzono mu jedno z najbardziej prestiżowych zadań, jakie tylko można sobie wyobrazić. Niestety, nowa praca okazała się cokolwiek rozczarowująca i mocno nadszarpnęła zdrowie bohaterów.
Opowieść o przygodach dwóch mierniczych toczy się w surrealistycznym krajobrazie, gdzie spotykamy np. małego krokodyla kanałowego, który postanawia opuścić dotychczasowe miejsce zamieszkania (czyli kanały) i zostaje zaangażowany przez naszą dwójkę bohaterów jako pomocnik. Pan Hoffmann – bo tak nazywa się ów krokodyl – dołącza do Millera i Pynchona, z entuzjazmem poświęcając się nowej profesji. Poza tym na kartach komiksu znajdziemy martwą żonę oraz nieżyjącą od lat matkę Pynchona, które bardzo utrudniają mu normalne funkcjonowanie w świecie żywych (choć równie prawdopodobne jest to, że to on zakłóca ich bytowanie w świecie umarłych). Występują także religijni drwale, którzy odprawiają modły nad każdym ściętym drzewem, tworzą związek zawodowy i wybierają krokodyla (pana Hoffmanna oczywiście) na jego prezydenta. Mają też w zwyczaju niedzielne strajki spowodowane chęcią uczestnictwa w nabożeństwie i przykładnego „nażłopania” się po nim. Tak… zdecydowanie jest tu dość dziwnie.
Komiks „Miller i Pynchon” to na pewno nie jest dzieło, które czyta się z wypiekami na twarzy, studiując uważnie każdy kadr. Nie jest to komiks, który przykuwałby uwagę efektownymi rysunkami, kadrowaniem czy też rozwiązaniami narracyjnymi. Jednak po lekturze człowiek ma ochotę od czasu do czasu powrócić do świata, w którym gadający mały krokodyl kanałowy szefuje grupie rosłych drwali, a przeżywający kryzys wieku średniego astronom rozmawia ze swoją zmarłą matką, siedząc w wannie. Kiedy już tam wrócimy i zaczniemy dawkować sobie komiks w mniejszych porcjach, okaże się, że bardzo dziwne przygody Millera i Pynchona są jedynie pretekstem do rozważań o religii, nauce, skomplikowanych relacjach rodzinnych, problemach z pracą, kryzysach tożsamościowych oraz kłopotach psychicznych. Leopold Maurer w trochę zabawny i trochę smutny sposób opowiada o istotnych problemach współczesnego świata. Nie dziwmy się jednak. W końcu studiował socjologię na Uniwersytecie Wiedeńskim.
Dziękujemy wydawnictwu Centrala za egzemplarz do recenzji.
Paweł Ciołkiewicz
Tytuł: „Miller i Pynchon”
Tytuł oryginału: „Miller i Pynchon”
Scenariusz: Leopold Maurer
Rysunki: Leopold Maurer
Tłumaczenie: Anna Biskupska
Wydawca: Centrala – mądre komiksy
Data polskiego wydania: 2014
Wydawca oryginału: Luftschacht Verlag
Data wydania oryginału: 2009
Objętość: 172 strony
Format: 14,5cm x 20,5cm
Oprawa: miękka
Papier: offsetowy
Druk: czarno-biały
Dystrybucja: księgarnie/internet
Cena okładkowa: 44,90 złotych