WIEDŹMIN

tom 2

DZIECI LISICY

 okladka-450

Wiedźmin Geralt wszedł na stałe do grona największych bohaterów popkultury. Nikt nie ma chyba co do tego wątpliwości. W 2014 roku producent gry „Wiedźmin 3: Dziki Gon”, we współpracy z Dark Horse Comics dał fanom zabójcy potworów powieść graficzną „Dom ze szkła”. Tytuł powstał na fali popularności gier i uczucia wzbudził raczej mieszane. Zdawało się, że ani scenarzysta Paul Tobin, ani panie tłumaczki nie podjęli wcześniej żadnej próby zapoznania się z literackim pierwowzorem. W grudniu 2015 w ręce polskich czytelników oddano kolejny tom – „Dzieci lisicy”, dla odmiany bazujący na historii stworzonej przez Andrzeja Sapkowskiego. Jak komiksowa inkarnacja Geralta wypadła tym razem?

Chociaż akcja drugiego tomu komiksowych przygód wiedźmina pokrywa się w większości z fragmentem „Sezonu Burz” Andrzeja Sapkowskiego, scenarzysta Paul Tobin wprowadza w swojej adaptacji kilka zmian. „Dzieci lisicy” nie są, w przeciwieństwie do oryginału, elementem dłuższej powieści. Owszem, Geralta spotykamy tu w towarzystwie krasnoluda Addario Bacha na drodze do Novigradu, ale za to uzbrojonego w obydwa wiedźmińskie miecze. Obecność oręża wydaje się być zmianą oczywistą, bo z pewnością nie każdy, kto za komiks chwyci, będzie zaznajomiony z fabułą książki. Natomiast to skąd i w jakim celu wiedźmin zmierza do Novigradu i dlaczego w takim, a nie innym towarzystwie, choć nie wyjaśnione, nie ma wielkiego znaczenia dla zawartej w tomie historii. Tobin podjął się niemałego wyzwania adaptując fragment powieści na pięcioczęściową mini-serię i przyznać trzeba, że wyszło mu to wcale nieźle. Adaptacja ma swoje mankamenty, to prawda, ale szczęśliwie drobne i nieuprzykrzające lektury.

skan1-640

Znaczącej poprawie względem pierwszego tomu uległy dialogi, tym razem będące dużo bliższymi stylowi Sapkowskiego. Niemały wpływ miał na to z pewnością fakt, że są one niemal żywcem wyjęte z książki. Tym razem czytelnik może więc podziwiać erudycję Geralta w pełnej krasie, na zmianę z szorstkimi, rzuconymi pozornie od niechcenia odburknięciami. Współodpowiedzialny za przekład Jacek Drewnowski spisał się zdecydowanie lepiej niż panie Stachyra i Niewęgłowska pracujące bez niego przy pierwszym tomie. „Dom ze szkła” zdawał się być pod kątem dialogów nijaki, zupełnie odarty z typowego dla Sapkowskiego dowcipu. Drewnowski, można wnioskować, nie tylko zaczerpnął ze stylu pisarza, ale i zaaplikował do scenariusza tworzonego dla anglojęzycznego odbiorcy język znany z książek i gier. Sprawił tym samym, że Egmont wywiązał się z ciążącej na wydawnictwie odpowiedzialności. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne tomy serii produkowanej przez CD Projekt RED i Dark Horse Comics również będą bazować na oryginalnych opowiadaniach, zwłaszcza że Amerykanie mają już doświadczenie w podobnych adaptacjach i nie raz wychodzili z nich obronną ręką.

skan2-640

Kolejnym wzbudzającym kontrowersje elementem „Domu ze szkła” były rysunki Joego Querio i na tej płaszczyźnie nic się nie zmieniło. Jeśli styl artysty w poprzednim tomie komuś nie przypasował, w „Dzieciach lisicy” może spodziewać się dokładnie tego samego. Ja szczęśliwie należę do grona osób, którym warstwa wizualna tej inkarnacji wiedźmina bardzo przypadła do gustu. I chociaż artysta potrafi w niektórych panelach zgubić proporcje postaci (czasem jedna stopa jest dłuższa o drugiej), nigdy nie wygląda to na błędy wynikające z braków w warsztacie. Co więcej, jestem zdania, że pozornie niechlujne rysunki idealnie oddają ponury nastrój opowieści. Querio nie ma problemu z przekazaniem odbiorcy tego, co dzieje się w komiksie i jego styl doskonale uzupełnia się z kolorami Carlosa Badilli. Kolorysta, co prawda, popełnia w jednym miejscu mały błąd, zmieniając między zeszytami barwę włosów jednej postaci, ale w całej reszcie albumu spisuje się znakomicie.

skan3-640

Jakość wydania „Dzieci lisicy” jest solidna, co dodatkowo osładza stosunkowo niewysoka cena. Twarda oprawa, gruby papier kredowy, czytelne kolory i zgrabny przekład szpeci tylko jeden mankament – niekonsekwentne liternictwo. Teksty w komiksie początkowo pisane małym drukiem w pewnym momencie przechodzą w wielkie litery. Wydaję się to błędem na pozór niezbyt poważnym, ale raz spostrzeżone potrafi irytować. 

Koniec końców „Dzieci lisicy” to bardzo satysfakcjonująca historia, zarówno pod kątem struktury narracyjnej, jak i oprawy wizualnej. Przygoda przeplata się tu z grozą i kryminalną zagadką, przywodząc na myśl czasy, gdy Geralt był jeszcze bohaterem opowiadań. Paul Tobin odrobił pracę domową przed przystąpieniem do pisania, dzięki czemu „Wiedźmin” od Dark Horse Comics jest dużo bliżej poziomu, który wydawnictwo ustanowiło swoją świetną adaptacją przygód Conana z Cymmerii. Tobin i Querio przygotowali doskonałą lekturę uzupełniającą nie tylko dla miłośników gier CD Projekt RED, lecz także literackiego pierwowzoru, tworząc przy tym świetny punkt startowy dla nowych fanów Geralta z Rivii.

Dariusz Stańczyk

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

 

Scenariusz: Paul Tobin
Rysunki:
Joe Querio
Kolor:
Carlos Badilla
Okładka
: Julian Totino Tedesco
Tłumaczenie: Karolina Stachyra, Jacek Drewnowski
Tytuł oryginalny: The Witcher: Fox Children
Wydawca oryginalny: Dark Horse Comics
Liczba stron: 136
Format: 170×260 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788328110861
Wydanie: I
Data wydania: grudzień 2015