Poniższy tekst nie jest (i nie miał być) obiektywną reporterską relacją z tegorocznej edycji Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi. Spisany dokładnie tydzień po powrocie z imprezy, z dystansu i po wyciszeniu emocji, jakie zazwyczaj towarzyszą udziałowi w tym wydarzeniu, stanowić ma raczej próbę uporządkowania pewnych osobistych spostrzeżeń, przeczuć i wizji przyszłości, jakie nawiedziły mnie podczas pierwszego weekendu października.
Ostatni raz byłem na łódzkim festiwalu dwa lata temu – zaraz po przenosinach imprezy z budynku Łódzkiego Domu Kultury do nowo wybudowanej, pachnącej jeszcze świeżym betonem Atlas Areny. Pamiętam, jak wszyscy jeszcze niepewnie błądzili po obiekcie, szukając szatni, stoisk, toalet i źródeł pożywienia, sarkając na infrastrukturę stadionu; chociaż nie brakowało także takich, którzy z przeprowadzki się cieszyli i uznali ją za krok w dobrym kierunku. Byłem ogromnie ciekaw, jak dzisiaj wygląda największe krajowe święto fanów i twórców historyjek obrazkowych, którzy przyzwyczaili się już do nowej lokalizacji i dogłębnie poznali zakamarki sportowego gmaszyska. O świcie w sobotę wyruszyłem więc do nieoficjalnej stolicy polskiego komiksu.
Najlepszy tegoroczny cosplay. Ogromna szkoda, że ta urocza parka zabawiła tak krótko na ArenieChociaż pod stadionem znalazłem się dopiero koło południa, pokaźnych rozmiarów kolejka chętnych do wejścia, jak i bliźniaczy (równie imponujący rozmiarami) ogonek dziennikarzy i gości festiwalu wciąż wiły się po parkingu. Muszę przyznać, że nigdy nie widziałem takiego tłumu czekających na wejście. Mimowolnie zacząłem się zastanawiać i szacować, ilu z nich przybyło ze słabości do narracji graficznej, ilu przyciągnęły pozostałe atrakcje – zwłaszcza gry video. Liczebna przewaga graczy nad komiksiarzami na terenie obiektu była widoczna gołym okiem.
Spotkanie z okazji 10-lecia internetowych Bitew KomiksowychNiezależnie od moich szacunków, trzeba stwierdzić jasno: doczekaliśmy czasów, w których komiks stał się popularny. To już nie jest niszowe hobby garstki pasjonatów, ale budzące emocje tłumów medium, przyciągające tysiące gości. Moda na superbohaterów po raz kolejny rozbudziła zainteresowanie nowych odbiorców.
Ewenement – stoisko, na którym można było kupić wyłącznie jeden komiks: „Kota rabina” SfaraRzecz jasna, z takim obrotem sprawy wiąże się także koniec pewnej epoki polskiego środowiska komiksowego. Dość hermetyczna dotąd grupa twórców i odbiorców stoi teraz przed wyborem: czy otworzyć się na nowy narybek, napływający w Łodzi ogromną falą, czy też szczelniej zamknąć swój krąg i strzec „starego komiksowa”. To niełatwa decyzja, bo i chyba nikt nie spodziewał się tak nagłego wzrostu popularności i ożywienia rynku wydawniczego.
Paweł Gierczak w tym roku powrócił w wielkim stylu – aż trzy premierowe albumy!Muszę przyznać jednak, że krążąc po zatłoczonych korytarzach stadionu czułem nostalgię za czasami wciąż nieco undergroundowej siermięgi (którą poznałem już w schyłkowej fazie, ze względu na młody wiek).
Jakub „Dem” Dębski – idol młodzieżyTo zapewne niepotrzebne obawy i brzmią jak utyskiwania w stylu „dawniej było lepiej”, jednak ze smutkiem uznałem, że MFK powoli zaczyna tracić swój indywidualny charakter, którego komiks był fundamentem. W nowej lokalizacji i z przewagą graczy festiwal zaczął upodabniać się niepokojąco do innych konwentów, nieco spychając historyjki obrazkowe z piedestału. Pewnie przesadzam, ale zasmuciło mnie kilka drobnych faktów, jak chociażby brak tegorocznego katalogu konkursowego na stałym miejscu (czyli stoisku festiwalowym) czy zagłuszanie Gali rozdania nagród przez rozgrywane po sąsiedzku zawody konsolowe. Niby nic szczególnego, a jednak…
Zażarta rywalizacja turniejowaJest jednak coś, co niesamowicie mnie cieszy w nowej formule festiwalu. Dzieci. Setki kilkulatków i dziesiątki niemowląt razem z rodzicami odkrywały przez dwa dni przygotowane atrakcje, a tych było mnóstwo. Z pasją i radością nowe pokolenie przyjmowało wszystko, co kryło się w murach Areny – z komiksem włącznie.
Piach elektrostatyczny budził zainteresowanie wszystkich generacji Podobnie jak nieśmiertelne klocki LEGO Można było odkryć smykałkę do konstruowania statków kosmicznych… … albo własnoręcznie zbudować i zaprogramować robota, który weźmie udział w walce z innymi! Najmłodsza uczestniczka festiwalu – pięciotygodniowa BatgirlTradycyjne afterparty tym razem odbyło się w nowej przestrzeni: pobliskim Poleskim Ośrodku Sztuki, gdzie można było podziwiać wystawę „Na plasterki!!! – czyli Janusz Christa dla zaawansowanych”. Dzięki wyjątkowo łaskawej aurze zabawa szybko przeniosła się do wspaniałego ogrodu na tyłach budynku, gdzie w doskonałych humorach i psychodelicznym oświetleniu wielokolorowych żarówek biesiadnicy powitali nowy dzień.
Widok z ogrodu na gmach OśrodkaBez wątpienia największe zainteresowanie wśród komiksowej publiczności wzbudziły dwa punkty programu. Pierwszym był wyjątkowy pokaz pierwszego odcinka serialu animowanego Tymek i Mistrz na podstawie komiksu Rafała Skarżyckiego i Tomasza Leśniaka, połączony ze spotkaniem z twórcami.
Jak się okazało, serial jest jedynie częścią szeroko zakrojonych działań, mających zbudować markę ekscentrycznego maga i jego ucznia na całym świecie. Póki co trwają prace nad kreskówką, która powinna pojawić się na ekranach za trzy lata.
Tłumnie uczestniczono również w rozmowie z Alanem Grantem i Simonem Bisleyem, wspominających wspólne tworzenie przygód Lobo. W tym roku niesforny Brytyjczyk, bywalec łódzkiej imprezy, był nadzwyczajnie spokojny, chociaż wciąż tryskał humorem i werwą.
Strefa autografów Wśród gier planszowych… … także można było znaleźć odwołania komiksowe Wyścig zbrojeń – Robert Sienicki z pęczkiem pisaków oraz Mateusz Skutnik i jego trio kałamarzy… … kontra akwarelowa paleta Bereniki Kołomyckiej Niezmordowany Rafał Szłapa świętował sukces najnowszego „Blera” Kraina obfitości, czyli zimny bufet w VIP-roomie A na płycie głównej – pokazy japońskiej szermierki Jacek „Brzozo” Kuziemski zachwalał nie tylko niezależne komiksy ze swojego stoiska, ale także luksusową konfekcjęJak co roku, najtrudniejszy był moment wyjazdu. Z okien pociągu podziwiałem dworzec Łódź Widzew. Świeżo wyremontowany, wygodny, elegancki. Zupełnie nie do poznania. Tak samo jak MFK.
Na koniec moje ulubione zdjęcie z całego festiwalu