Powtarzanym od lat zarzutem czytelników wobec polskiego rynku komiksowego jest wciąż niedostateczna liczba rodzimych produkcji mainstreamowych, w bardziej „rozwiniętych obrazkowo” krajach stanowiących przecież absolutną podstawę funkcjonowania przemysłu narracji rysunkowych. Argumentacja zazwyczaj opiera się na przekonaniu, że to dopiero odpowiednia liczba historyjek gatunkowych głównego nurtu (albo wręcz lekkostrawnej pulpy) dla masowego odbiorcy pozwoli na gwałtowny rozrost i osiągnięcie finansowej stabilizacji komiksu w Polsce, oliwiąc tryby mechanizmów rynkowych. Rzeczywistość pod tym względem jednak zawsze skrzeczała: zarówno mniej, jak i bardziej ambitne próby wprowadzenia polskiego komiksu do szerokiej dystrybucji (najlepiej kioskowej) i zdobycia serca statystycznego Polaka prędzej czy później kończyły się fiaskiem. Autorom nie udawało się dotrzymać terminów, czytelnicy nie wyrażali zainteresowania kolorowymi zeszytami, a niesprzedane egzemplarze zalewały magazyny wydawnictw.
Jednak za sprawą Internetu, a zwłaszcza rosnącej popularności serwisów crowdfundingowych, w ostatnich latach pojawia się coraz więcej prób zmiany tego status quo. Jedną z nich jest niewątpliwie webkomiks „Portal” Macieja Andrysiaka (scenariusz) i Kajetana Wykurza (rysunek), którego pierwszy tom doczekał się papierowego wydania dzięki finansowemu wsparciu fanów. Tego typu akcje zawsze wiążą się z ryzykiem – w końcu „czemu ktoś miałby płacić za to, co w Internecie jest dostępne w całości i za darmo?”, jak brzmi jeden z popularniejszych komentarzy sceptyków – jednak dzięki zjawisku crowdfundingu poziom zagrożenia klapą znacznie zmalał, co, mam nadzieję, zachęci kolejnych autorów do prób, a tym, którym już się udało, zapewni motywację do tworzenia kolejnych części w ramach projektu.
„Portal” to przedstawiciel klasycznego urban fantasy. W nienazwanej fikcyjnej metropolii nieznanego kraju nagle otwiera się przejście do innego świata, przez które do rzeczywistości zamieszkanej ludzi przenikają magiczne istoty. Niestety spora część z nich jest niebezpieczna dla tubylców, dlatego na miejscu zdarzenia błyskawicznie pojawia się Strażnik: przedstawiciel starożytnej gildii opiekunów bram i obrońców ich tajemnic. Tę funkcję pełni mrukliwy i ponury Krew, pojętny uczeń jednego z najskuteczniejszych Strażników w historii – Błękita. Towarzyszy mu gadatliwa i bezpośrednia latająca wróżka Pepsi, należąca do tego samego gatunku co Blaszany Dzwoneczek z „Piotrusia Pana”. Ten zaskakujący duet wyrusza na łowy fantastycznych zjaw i dziwadeł, ale także śmiertelnie groźnych potworów i krwiożerczych bestii. Prędko okazuje się jednak, że tym razem nie chodzi tylko o rutynowe sprzątanie, a w sprawę otwarcia portalu wplątały się bardzo wysoko postawione osoby z obcej Krainy Ultar…
Intryga zbudowana jest fachowo, wręcz od linijki. Na scenę wchodzą jedna po drugiej kolejne postacie, a razem z nimi nowe informacje o świecie przedstawionym. Tajemnice i fakty o magicznej krainie odkrywane są z zegarmistrzowską systematycznością. Po drodze jeszcze kilka sensacyjnych sekwencji i nim się obejrzymy, dochodzimy do końca. Album wieńczy obowiązkowy efektowny cliffhanger. Teoretycznie wszystko jest w porządku i na swoim miejscu. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że czegoś brakuje. Problem nie leży tu raczej w długości albumu – 56 stron to więcej od standardowego frankofońskiego formatu. Nie można także narzekać na liczbę rozpoczętych przez scenarzystę wątków. Poczucie braku wynika raczej z tego, co kryje się pomiędzy kadrami. A stamtąd wyziera pustka. Wydaje się, że pomiędzy odhaczaniem kolejnych niezbędnych elementów Andrysiak zagubił gdzieś radość opowiadania. Wszystko powinno działać, elektryzować i bawić, ale w doskonale już znanych skądinąd elementach ciężko odnaleźć napięcie i dać się porwać historii. To raczej galeria obowiązkowych części składowych modelowego urban fantasy. Jednak ich zestawienie w odpowiednich proporcjach nie daje niestety emocjonującej historii.
Największym atutem albumu są wspaniałe rysunki Kajetana Wykurza. Dopieszczone i doskonale prowadzące narrację kadry cieszą oko – tym bardziej że łódzki rysownik znów próbuje nowych technik. Tym razem podchodzi do tematu na chłodno, stawiając na maksymalną czytelność i wyższy niż zazwyczaj stopień realizmu. Chociaż osobiście jestem fanem jego drapieżnego cartoonu z „Demonicznego detektywa”, nie mogę nie przyznać, że pod względem graficznym „Portal” urzeka dopracowaniem, przywodząc na myśl gotowy materiał na wielkobudżetowy film animowany (ręcznie rysowany i koniecznie w 2D). Niestety, jego kreska zdecydowanie lepiej wygląda z jednolitymi, płaskimi kolorami (co widać zwłaszcza w przypadku Pepsi, migoczącej własnym blaskiem) i mam nadzieję, że w kolejnym albumie twórcy zdecydują się na właśnie tę technikę.
„Portal” jest komiksem przede wszystkim dla fanów urban fantasy, z racji przemocy polecanym raczej dla czytelników powyżej lat 13. Mimo moich ostrych słów absolutnie nie można go uznać za projekt nieudany, przeciwnie: jest dokładnie tym, czym miał być – solidnym komiksem środka dla szerokiego grona odbiorców, służącym przede wszystkim rozrywce. Liczę na to, że w kolejnych tomach, gdy scenarzysta po wprowadzeniu będzie mógł poświęcić więcej miejsca rozbudowie charakterologicznej postaci, dam się porwać „Portalowi” bez reszty.
Dziękujemy wydawnictwu Gindie za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Rafał Kołsut
Wydawnictwo: Gindie
Liczba stron: 56
Format: B5
Oprawa: miękka
Druk: kolorowy
Wydanie: I