Nielegalna migracja to temat, który od ponad roku nie opuszcza serwisów informacyjnych, parlamentarnych debat ani zwykłych rozmów przy kawie czy kuflu jasnego pełnego. Napływ ludności z Bliskiego Wschodu i północnej Afryki to dla Europejczyków wciąż trudny problem. Tymczasem migracja już od dekad stanowi integralną część krajobrazu pogranicza USA i Meksyku. Oczywiście, skali obu zjawisk i przyczyn geopolitycznych nie można porównywać, poza tym chyba nie tego szukacie w recenzji komiksu?

okladka-600

Jednym z ludzi, którzy w grze o lepszy los zagrali va banque, był autor i bohater omawianej pozycji ‒ Tony Sandoval. „Spotkanie w Phoenix” to krótka opowiastka (i celowo używam tego słowa), w której Sandoval przedstawia swój migrancki epizod z życia.

Komiksowy Tony to nierozważny marzyciel i osobliwy romantyk, który szlifuje rysownicze rzemiosło przy dźwiękach tych dobrych płyt Metalliki, marzy o karierze rysownika i uściśnięciu ręki Mike’a Mignoli. Ale przede wszystkim chce dostać się do Portland, gdzie mieszka jego ukochana dziewczyna. Tony bezskutecznie stara się o wizę, z racji głodowej pensji jego podania są odrzucane. W związku z tym chłopak, idąc za przykładem tysięcy rodaków, postanawia przekroczyć granicę nielegalnie. Tak oto oczami prawdziwego migranta czytelnik może poznać od kuchni jego ryzykowną drogę.

skan4-705

I to właściwie tyle, co można powiedzieć o fabule „Spotkania”…

Wbrew temu, co może sugerować temat przewodni, „Spotkanie w Pheonix” to historia bardzo pozytywna, lekka i pełna humoru, co trzeba przypisać autorowi na plus, ale również na minus, o czym później. Sandoval z dużym dystansem pokazuje nam różne sposoby, jakich używają zdesperowani Latynosi, by tylko dostać się na teren Stanów Zjednoczonych, i jakie przeszkody na nich czekają. Muszę przyznać, że ten element komiksu bardzo mnie zaciekawił i strony ukazujące kolejne próby ucieczki do Krainy Wolności śledziłem ze sporym przejęciem. Autor podarował sobie patetyczne frazesy o desperacji, woli przetrwania, lepszym życiu i innych napompowanych banałach.

Główny bohater to sympatyczna postać. Z racji jego marzycielskich motywacji bardzo łatwo się z nim utożsamić. To taki przyzwoity chłopak z sąsiedztwa. Można powiedzieć, spoko koleś. Generalnie słowo „spoko”, choć mało profesjonalne, jest chyba najlepszym określeniem dla tego komiksu. Otóż w tym właśnie tkwi problem.

skan3-704

„Spotkanie w Pheonix” jest „spoko”… czyli choć dobre, niczym nie zaskakuje. Nie umiem wytknąć żadnego rażącego błędu, a jednak to pozycja niezbyt warta uwagi, właśnie przez swój bardzo pozytywny wydźwięk. Komiksowi brakuje jakiegoś silnego ładunku emocjonalnego. Traktuje o, bądź co bądź, trudnym zagadnieniu i odarcie historii z jakiejkolwiek dozy dramatyzmu mija się z celem. Bohater nieraz wpada w tarapaty, ale koniec końców, zawsze dostaje kolejną szansę. Informacje o niebezpieczeństwach w trakcie podróży, takich jak napady bandytów, gwałty czy morderstwa, przekazywane są jako suche fakty, na które czytelnik może odpowiedzieć co najwyżej ‒ cóż, zdarza się. Nie pomaga także otoczenie. Tony jest de facto jedynym bohaterem historii. Oczywiście, towarzyszą mu inni migranci oraz pośrednicy. Większości z nich nawet nie poznajemy z imienia, o cechach charakteru nie wspominając. Przez to opowieść traci na autentyczności, pomimo tego, że jest oparta na faktach. No niestety, ale porządna opowieść nie broni się tylko jedną postacią. Przez to wszystko zachwyt nad fabułą „Spotkania” ulatuje bardzo szybko. Narracja również odrobinę kuleje, dostajemy kilka sekwencji takich jak sen Tony’ego czy łamanie czwartej ściany przez bohatera, co nie jest normą w tym komiksie i sprawia wrażenie, że autor nie do końca miał pomysł na strukturę swojej opowieści.

Pomówmy zatem o rysunkach. Te są akurat naprawdę ciekawe. Sandoval postawił na humorystyczny klimat także w tym aspekcie i tu akurat niczego nie mogę mu zarzucić. Rysunki są karykaturalne w bardzo pozytywnym znaczeniu. Sposób rysowania postaci mówi o ich charakterze znacznie więcej niż fabularna ekspozycja, czym autor zgrabnie wykaraskał się ze scenariuszowych niedopowiedzeń, a nawet wprowadził mały plot twist dotyczący jednego delikwenta… a przynajmniej ja dałem się nabrać. Ogółem, styl Sandovala przypomina mi odrobinę rysunki Pawła Zycha z mniejszą liczbą detali. Kolorystyka utrzymuje się w palecie beżu i piaskowych żółci oraz szarości i odpowiada za lwią część „brudu”, jaki powinien towarzyszyć opowieści o takiej tematyce. Ogółem, strona graficzna tego albumu stoi na bardzo wysokim poziomie.

skan2-705 skan3-704 skan4-705

Podsumowując, „Spotkanie w Phoenix” to komiks, który ma dużo zalet, jednak ich nagromadzenie absolutnie nie wynosi go na wyżyny medium. Ukazać ciężki temat w nieszablonowej formie to nie lada wyczyn… powiedziałby zapewne Art Spiegelman, omiatając z kurzu swojego Pulitzera. Tony Sandoval miał dobry pomysł, ale zapomniał o pewnej rzeczy. Lekka, humorystyczna forma działa wtedy, gdy w opozycji do niej pojawia się element dramatyczny. A takich tu moim zdaniem brakuje, przez co komiks wydaje się być bardziej wspominkami z szalonych wakacji niż zdystansowaną opowieścią o trudnych chwilach z życia. Nie mogę z całą stanowczością polecić tego komiksu, nie da się go też kategorycznie odradzić. Można sprawdzić, ale prawdopodobieństwo, że po przeczytaniu będzie zbierał kurz na półce, jest bardzo wysokie.

Dziękujemy wydawnictwu Timof i cisi wspólnicy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Kujaw

Wydawnictwo: Timof i cisi wspólnicy
Rysunki i scenariusz: Tony Sandoval
8/2016
Tytuł oryginalny: Rendez-vous à Phoenix
Liczba stron: 80
Format: 210 x 270 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Wydanie: I