W 1986 roku Frank Miller był u progu sławy. Na koncie miał już sukces „Daredevila”, a na rynku ukazywały się właśnie kolejne zeszyty „Powrotu Mrocznego Rycerza”. Wtedy też narodziła się „Elektra Assassin”, miniseria, która 30 lat temu sporo namieszała w komiksowym światku. Dziś ta opowieść uznawana jest za klasykę, jednak czy oparła się próbie czasu?
Frank Miller już jako nastolatek wiedział, że chce żyć z tworzenia komiksów. W wieku 20 lat współpracował zarówno z DC Comics, jak i Marvelem, a w wieku 22 lat podjął się uratowania podupadającej wtedy serii „Daredevil”. Najpierw jako rysownik, a później jako scenarzysta uczynił z opowieści o niewidomym obrońcy sprawiedliwości jeden z najciekawszych i najlepiej sprzedających się tytułów na rynku. W 1981 roku wprowadził do serii postać Elektry, bezlitosnej zabójczyni ninja i jednej z najciekawszych mieszkanek uniwersum Marvela. Jest ona też bohaterką komiksowej miniserii „Elektra Assassin”, dziś postrzeganej jako moment przełomowy w podejściu Marvela do superbohaterów.
Ośmioodcinkowa opowieść rozpoczyna się w szpitalu psychiatrycznym w Ameryce Południowej, gdzie przetrzymywana jest Elektra. Odurzona lekami i osłabiona w wyniku odniesionych ran ma problemy z pamięcią oraz ustaleniem biegu wydarzeń, jakie doprowadziły do jej schwytania. Wkrótce ucieka i podejmuje przerwaną misję, której celem jest zabójstwo amerykańskiego ambasadora. W mroku czai się jednak potężniejszy wróg. Przerażający demon kontroluje skazanego na wygraną kandydata na urząd prezydenta USA. Jego zwycięstwo w wyborach może mieć dramatyczne konsekwencje dla całego świata i Elektra zrobi wszystko, żeby go powstrzymać. Jej śladem rusza Garrett, agent S.H.I.E.L.D., który po dramatycznym spotkaniu z wojowniczką ninja musiał otrzymać nowe, sztuczne ciało, ale zyskał również psychiczną więź ze swoją niedoszłą zabójczynią.
Frank Miller w latach 80. i 90. pokazał, że opowieści o superbohaterach nie muszą być głupie, banalne i fabularnie miałkie. W swoich najsłynniejszych dziełach trykotową „rozwałkę” łączył z polityczną satyrą, zgryźliwymi komentarzami na temat amerykańskiej rzeczywistości oraz inteligentnymi zabawami z komiksowymi (i nie tylko) stereotypami. Te wszystkie elementy znajdziemy także w „Elektra Assassin”, choć pozbawione pazura i polotu charakterystycznych dla najlepszych dzieł Millera.
Już sam początek komiksu jest wyzwaniem. Przedstawiony z perspektywy otumanionej lekami i cierpiącej na amnezję Elektry jest fabularnie chaotyczny i trudny do zrozumienia. Dopiero później, kiedy do historii włącza się drugi narrator ‒ Garrett, opowieść o zabójczyni ninja staje się bardziej przystępna i zrozumiała. Miller aż do samego finału nie rezygnuje z fabularnych eksperymentów. W komiksowych kadrach splatają się dwie równoległe narracje, niekiedy pozornie ze sobą sprzeczne. Żadna z nich nie jest do końca racjonalna. Elektra widzi świat na swój sposób, dostrzega rzeczy dla innych niewidoczne. Garrett z kolei jest cały czas połączony z nią psychiczną więzią, co skutecznie uniemożliwia mu obiektywną ocenę wydarzeń. Choć rozgrywa się w świecie wielkiej polityki, „Elektra Assassin” nie jest opowieścią realistyczną. Miller porusza w swoim scenariuszu realne zagrożenia, ale robi to w sposób odrealniony i nierzeczywisty. Działania tajnych służb i kulisy wyborów prezydenckich splatają się z biblijną wojną dobra ze złem, w której głównym przeciwnikiem jest potężna istota nie z tego świata, a szalona technologia umożliwia transfer świadomości z jednego umysłu do drugiego. W rezultacie czytelnik do samego końca jest zaskakiwany, choć – co już wspominałem wcześniej – ciężko się w tym gąszczu odnaleźć.
Największym atutem „Elektry Assassin” są rysunki Billa Sienkiewicza. W roku 1986 ten amerykański rysownik, wnuk pisarza Henryka Sienkiewicza, był u szczytu swoich artystycznych możliwości. Jego akwarelowe kadry zachwycają kompozycją, dynamiką, kolorystyką oraz ekspresją. W niepozbawionych humoru rysunkach Sienkiewicza sąsiadują ze sobą różne style, od realizmu po kolaż, znakomicie wkomponowując się w psychodeliczny scenariusz Millera.
„Elektra Asassin” jest wyzwaniem. Narracyjnie chaotyczna, miejscami nieznośnie manieryczna, nadrabia braki niesamowitymi grafikami Sienkiewicza. Scenariuszowo komiks nie do końca spełnia pokładane w nim oczekiwania. Jego premiera 30 lat temu była jednak ważnym wydarzeniem zarówno dla czytelników, jak i wydawnictwa Marvel. I to sukces miniserii (w 1988 zdobyła nominację do nagrody Eisnera) utorował drogę kolejnym „dorosłym” komiksowym dziełom, jak „Alias” Briana Michaela Bendisa czy „Punisher” Gartha Ennisa.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Marcin Kamiński
Tytuł: Elektra. Assassin
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Bill Sienkiewicz
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca oryginalny: Marvel
Wydawca: Egmont
Data premiery: 23.11.2016 r.
Oprawa: twarda
Format: 17 x 26 cm
Papier: kredowy
Druk: kolor
Liczba stron: 264
Cena: 89,99 zł