„Cukier krzepi”
Melchior Wańkowicz, hasło reklamowe dla Związku Cukrowników, 1931
Monte Cassino jest dla Polaków miejscem mitycznym. W naszej świadomości narodowej istnieje jako symbol porównywalny z obroną Jasnej Góry, odsieczą wiedeńską czy bitwą o Anglię. Ofiara poniesiona przez armię gen. Andersa na zawsze zapisała się na kartach historii i żyje własnym życiem, niezależnie od prawdy historycznej czy obiektywnych faktów. Niewątpliwie mało jest osób, które nie słyszały o czerwonych makach na Monte Cassino. Wszystko to za sprawą wydarzeń dziejących się pod wzgórzem klasztornym od stycznia do maja 1944 r. podczas działań wojennych w trakcie II wojny światowej, bohaterskiej postawy żołnierzy polskich i jednego człowieka: Melchiora Wańkowicza.
Melchior Wańkowicz jest obok Ryszarda Kapuścińskiego jednym z najwybitniejszych polskich reportażystów. To człowiek, którego legenda i słowa przetrwały długo po jego śmierci, tak jak slogan reklamowy „Cukier krzepi”. Hasło na dobre weszło do języka polskiego i jest z nami nieprzerwanie od ponad 70 lat, kształtując naszą świadomość, poczucie humoru, ale też nasz obraz jako członków wspólnoty ‒ nawet jeśli nie zdajemy sobie sprawy z etymologii związku frazeologicznego. Wrósł on w nas, stając się naszą częścią.
Częścią naszej tożsamości stała się też ofiara żołnierzy na Monte Cassino. Świadomość tego, kim jesteśmy jako naród, nie zawsze idzie w parze z naszą wiedzą historyczną, nie zawsze zdajemy sobie sprawę z ciągu przyczynowo-skutkowego, który doprowadził nas do miejsca, w którym dziś jesteśmy. „Monte Cassino”, pierwszy tom komiksu historyczno-wojennego, został wydany w 2009 roku. Nie wiem, dlaczego Stowarzyszenie Pokolenia wybrało właśnie ten rok na premierę swojego komiksu, ale jest mi trochę wstyd.
Nie dlatego, że autorzy komiksu, mierząc się ze spuścizną opisywanych wydarzeń, nie podołali tak ambitnemu zadaniu. Nie jest mi wstyd, że komiks, a przynajmniej jego pierwsza część, nie wykorzystuje całego swojego potencjału. Nie jest mi wstyd, że dialogi, a raczej słowa wypowiedziane przez Wańkowicza na kartach komiksu, nijak nie przystają do pierwowzoru. Jest mi wstyd, bo mamy rok 2017 i jesteśmy tylko tygodnie po tym, jak jedna z agencji reklamowych w swym sloganie obraziła pamięć Powstańców Warszawskich. Jest mi wstyd, że mimo iż żyję w Polsce z jej wszystkimi wadami, takie rzeczy nadal się zdarzają. Mój osobisty, prywatny stosunek do powstania może się różnić od ogólnie przyjętego i utartego poglądu. Uważam, że z taktycznego punktu widzenia było błędem. Mimo to sądzę, że każdemu powstańcowi należy się szacunek. Uważam, że wszystkim żołnierzom, którzy bronili naszej ojczyzny lub walczyli o nią, należy się szacunek. Jest mi wstyd, że tak łatwo o tym zapominamy.
Komiks historyczny jest specyficzną gałęzią naszego medium. Często, również przeze mnie, jest uważany za komiks gorszego sortu. Nie może równać się fantastycznym opowieściom o mitycznych postaciach ubranych w kolorowe peleryny, które dokonują nadludzkich czynów. Komiks historyczny czy wojenny nigdy nie będzie tak dobry jak przeciętny komiks superbohaterski z jego pasjonującymi opowieściami, zwrotami akcji i powtarzalnością. Ten właśnie moment skłania mnie do głębszej refleksji, „Monte Cassino” bowiem opowiada o losach prawdziwych bohaterów. Ochotników, którzy mimo przeciwności i pewnego fatalizmu szli w każdym natarciu na pewną śmierć, wierząc, że to, co robią, ma głębszy sens, że ich ofiara jest częścią czegoś większego. Mimo wszystko nadal twierdzę, że „Monte Cassino” nie jest tak dobre jak przeciętny mainstreamowy komiks superbohaterski i jest mi trochę wstyd. Teraz już trochę bardziej osobiście.
To wszystko powinno być dla mnie bowiem bardzo oczywiste. „Monte Cassino”, mimo swoich wad, bardzo przeciętnej oprawy graficznej, miejscami drewnianych dialogów, ukazuje okropieństwo wojny. Pokazuje również pewną beznadziejność wszelkich działań, które w obliczu wojny właśnie stają się bezcelowe. Przede wszystkim jednak, ten komiks historyczny skłania do głębszej refleksji nad wydarzeniami, które opisuje poprzez ukazanie ciekawych postaci historycznych o randze symbolu, zachęca nas do poszukiwań, nawet jeżeli nie umie na poziomie treści i obrazu przekazać nam swojego przesłania. Nie robi tego w sposób prosty i zrozumiały, gubi się w pseudofilozoficznych rozważaniach, które z punktu widzenia odbiorcy wydają się tandetne i kiczowate. Mimo wszystkich tych wad spełnia swój cel ‒ poszerza wiedzę historyczną odbiorcy.
Melchior Wańkowicz podążał wraz z armią Andersa, był pod Monte Cassino i faktycznie zbierał relacje z pierwszej linii frontu, często narażając się przełożonym i ryzykując życie. Nie wiedziałbym tego bez lektury tego komiksu. Uważam się za człowieka oczytanego i inteligentnego, wiem, kim dla reportażu i literatury jest postać tego autora. Bez komiksu nie wiedziałbym jednak o tym, jakim był człowiekiem, nie wiedziałbym o jego pracy dla Związku Cukrowników. Nie rozumiałbym również, dlaczego „Monte Cassino” tworzy trylogię. Dziś wiem, że Melchior Wańkowicz ze swojego pobytu z armią Andersa pod Monte Cassino stworzył monumentalny trzytomowy reportaż, do którego strukturą nawiązują autorzy komiksu. Nie znałbym skomplikowanych losów naszego przewodnika, jego dorobku i wkładu w kształtowanie tożsamości narodowej Polaków. Wiem, albo przynajmniej taką mam nadzieję, że będę towarzyszył Melchiorowi Wańkowiczowi przez kolejne dwa tomy, nie dlatego, że „Monte Cassino” to wybitny komiks, bo nim nie jest. Zrobię to, gdyż ten komiks nauczył mnie pokory i spełnił swój cel ‒ otworzył mi brutalnie oczy na aspekt naszej świadomości narodowej. Ze wszystkimi jej odcieniami szarości, które przewijają się przez karty tego pierwszego tomu.
Dziękujemy Stowarzyszeniu Pokolenia za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Rafał Pośnik
„Monte Cassino” tom 1
Wydawnictwo: Stowarzyszenie Pokolenia
5/2009
Liczba stron: 124
Format: 210 x 290 mm
Oprawa: miękka
Papier: matowy
Druk: cz.-b.
ISBN-13: 978-83-928917-9-6
Wydanie: II
Cena z okładki: 25 zł