Egmont wydał właśnie trzeci tom kolekcji komiksów z serii „Rick and Morty”. Utrzymuje tym samym całkiem zdrowe tempo, dzięki czemu nowe wydanie ukazuje się średnio co półtora miesiąca. Pierwszy numer był z pewnością miłym wydarzeniem dla fanów. Drugi miał nieco problemów, które nie nastrajały mnie pozytywnie. Najnowszy album, ku mojej uciesze, okazał się przyjemnym zaskoczeniem.

 

STATKI KOSMICZNE NIE MAJĄ HAMULCÓW

 

Nowy album nie wywołuje już poczucia chaosu, które towarzyszyło mi przy lekturze tomu drugiego. Komiks ma tyle samo stron co poprzednie tomy, ale odnosi się wrażenie, jakby zawartości było więcej. Jest tu mniej opowieści, nie ma też krótkich form na końcu albumu. Nie mówię, że umieszczanie ich tam było błędem w poprzednich wydaniach, ale na pewno zwiększa znaczenie „dużych” historii w kontekście całego wydania „Ricka and Morty’ego”.

 

Czytelnik od razu wpada w wir wydarzeń, które przez trzy rozdziały przerzucają narrację między wymiarami i zdarzeniami. Jest to bardzo bliskie źródłowej animacji. Morty znów stara się nie wypaść na zakrętach szalonej jazdy, którą zapewnia mu jego dziadek, wiecznie będący na krawędzi totalnej zagłady (i upojenia alkoholowego). Zwarta historia toczy się przez pierwsze trzy rozdziały. Dwa kolejne to osobne historie ‒ przyspieszona edukacja gapowatego Morty’ego i pełen dynamiki mecz intergalaktycznych gladiatorów.

 

W TEJ RZECZYWISTOŚCI KRESKA SIĘ LICZY

 

Pierwsza rzecz, która przykuła moją uwagę, to wyraźnie lepsza grafika. Drugi tom mocno zniechęcił mnie niedbałym stylem. Tutaj kreska jest o wiele bardziej uważna, sceny mają więcej detali. CJ Cannon wyraźnie bardziej się zaangażował, dzięki czemu lektura jest o wiele przyjemniejsza. „Puste” lokacje to dosłownie pojedyncze przypadki. Kosmiczni najeźdźcy stworzeni są ze szczegółami, bohaterowie są pełni życia i emocji. Grafika bazuje na oryginalnym stylu animacji i przez pryzmat rysownika wydobywa z niego dodatkowe płaszczyzny.

Efekt znika nieco w rozdziale czwartym, który tworzył Marc Ellerby. Kreska jest bardziej tożsama ze stylem znanym z serialu. Nie jest przy tym aż tak niedbała jak początek drugiego tomu kolekcji. Zawartość wyraźnie odróżnia się od wcześniejszych stron, ale to wciąż przyjemna lektura. Rozdział piąty jest miłym zjawiskiem. Rysunki i scenariusz stworzył scenarzysta pierwszej historii, Tom Fowler. W jego opowieści najciekawiej wyglądają kosmici wypełniający kosmiczne kasyno. Reprezentują przeróżne gatunki. Ludzcy bohaterowie (Morty, Jerry i Rick) też sporo zyskują, bo bardzo dynamiczny styl Fowlera pasuje do zwariowanych perypetii, ale to istoty pozaziemskie lądują tu na piedestale.

 

DOLEJ WIĘCEJ HISTORII DO TEJ HISTORII

 

Komiks wydaje się też być dość „gęsty” fabularnie. Pierwsze trzy tomy to zwariowana jazda, w trakcie której bez należytego skupienia łatwo zgubić wątek. Nie chcę zdradzać szczegółów, powiem jedynie, że przygody są typowe dla tej konkretnej serii. Po drodze znajdzie się szalona ucieczka przed rasą najeźdźców, delikatny ukłon w stronę „Diuny” Herberta czy szybka analiza setek lat rozwoju całej cywilizacji. Komiks daje czasem chwilę na oddech, pamięta też o odpowiedniej ilości standardowego dla tego tytułu humoru czy rozwiązań. Fabuła nie jest w żaden sposób rewolucyjna. Sprawnie korzysta raczej ze sprawdzonych rozwiązań, ale nie wydaje się przy tym zbyt sztampowa. Podoba mi się też bardzo delikatne nawiązanie do części poprzednich. W jednej ze scen Beth nosi koszulkę zespołu muzycznego składającego się z jej równoległych wersji, którego występ przedstawiono w pierwszym tomie. Buduje to poczucie większej całości.

Dwa ostatnie rozdziały zawierają krótsze formy, przez co mają mniej czasu na prowadzenie opowieści. Skupiają się bardziej na konkretnych aspektach przedstawianych postaci i na udowodnieniu pewnych prawd czy zjawisk, których poszczególni bohaterowie mogą nie być do końca świadomi. Oczywiście jak zawsze pomocny okaże się Rick, którego wynalazki mogą w nieskończonych rzeczywistościach odnaleźć dowolny świat. Tam ziemskie stereotypy zazwyczaj nie zdają egzaminu. Rick po raz kolejny może dzięki temu pokazać, że doświadczenia jego rodziny są bardzo odmienne od jego własnych, a tym samym cyniczne podejście bohatera ma mocne podstawy. Sam też może się przy tym niejednego nauczyć od swoich mniej świadomych krewnych.

 

CO DWIE GŁOWY TO NIE JEDNA

 

Trzeci album serii „Rick and Morty” to zdecydowanie miłe zaskoczenie w porównaniu do poprzednika. Każdy fan serii z pewnością znajdzie tu sporo radości. Dzięki dopracowanej grafice i rzetelnej fabule album powinien też okazać się interesujący dla czytelnika, który z przygodami międzywymiarowego duetu nie miał do tej pory do czynienia. W razie chęci polecenia znajomym należy jednak pamiętać, że komiks przeznaczony jest wyłącznie dla osób dorosłych.

Dziękujemy wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Liczba stron: 132
Format: 165×255 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788328141117