„Siedem miast przenika się i staje się jednym bytem w mistycznym wymiarze daleko poza…, Cóż poza wszystkim. Nie nazwałbym tego Niebem. Nie wygląda na Niebo.”
– Danny Rand, Iron Fist
To fragment monologu, jaki wygłosił bohater najnowszego tomu „Nieśmiertelnego Iron Fista: Siedmiu Stolic Nieba”, komentując sytuację polityczną Kun-lun ‒ mistycznego miasta, które ma obowiązek bronić. Danny Rand jest też symbolem jego tradycji, których również ma strzec. Dla potomka amerykańskiej kultury indywidualizmu zderzenie z Orientem, jego systemem wartości może być trudne. Postawy filozoficzne, duchowość w rozważaniach na temat kung-fu są niezwykle istotne. Sztuki walki nie są bowiem tylko i wyłącznie czynnością fizyczną, ćwiczeniami w celu doskonalenia ciała. Mają przede wszystkim kształtować postawę duchową i moralną wojownika. Tylko poprzez balans tych dwóch aspektów, fizycznego i duchowego, można osiągnąć doskonałość. Samodoskonalenie jest ważnym aspektem sztuk walki. Nie ogranicza się jedynie do materialnego świata, traktowanie opowieści kung-fu jak historii o mordobiciu to błąd. Ten rodzaj opowieści wykracza poza materialny aspekt naszego świata. Iron Fist kończy swój monolog, kwestionując najważniejsze zasady w rozumieniu kultur dalekowschodnich. Wojownik-obrońca podważył znaczenie tradycji i prymatu władzy nad życiem jednostki. Danny’emu przyświecają zasady indywidualizmu – zasady społeczeństw Zachodu ‒ stojące w jawnej sprzeczności z dalekowschodnim kolektywizmem. Iron Fist podważa jedne z najważniejszych zasad społeczeństwa Wschodu.
Właśnie dlatego kocham „Nieśmiertelnego Iron Fista”. Mało komiksów ma tak wyszukaną głębię i zrozumienie dla materii, w której się porusza. Daniel Rand jest bohaterem w zachodnim rozumieniu znaczenia tego słowa. Nie zgadza się na niesprawiedliwość, stoi po stronie słabszych, osób uciskanych przez system. Jest wojownikiem o społeczną sprawiedliwość – on kontra reszta świata. Jego wrogiem jest reżim. Iron Fist jest też jednak bohaterem historii osadzonych głęboko w kulturze Orientu. Tam właściwe i moralnie dobre jest bycie pionkiem w tłumie, bycie czymś więcej niż tylko jednostką. Wschodni bohater nie buntuje się przeciwko zasadom, nie sprzeciwia się porządkowi społecznemu, jest jego częścią. W kulturze Zachodu podziwiamy buntowników. W kulturze Wschodu przykładem są ci, którzy dbają o zachowanie naturalnego porządku, który wynika z roli autorytetów i tradycji. Te dwa zupełnie odmienne światy stoją względem siebie w zupełnej sprzeczności. Na Zachodzie, gdy człowiek buntuje się przeciwko niesprawiedliwości społecznej wynikającej z tyranii, jest nazywany bohaterem. W Azji nawet człowiek będący tyranem i niegodziwcem ma swoje miejsce i cel. Taki człowiek ma uczynić zbiorowość lepszą. Będąc zły, nadal pozostaje szlachetny, gdyż gra rolę wyznaczoną mu przez Niebiosa, akceptuje swoje przeznaczenie. Danny Rand to postać pełna sprzeczności. Jest bowiem dziedzicem Zachodu wychowanym według wzorców Dalekiego Wschodu. Jego moralność jest skażona wzorcami wywodzącymi się z amerykańskiej filozofii sukcesu, indywidualizmu i self-made man. Na to w Azji nie ma miejsca. Obserwując strukturę drugiego tomu „Nieśmiertelnego Iron Fista”, wiemy, że autorzy dokładnie rozumieją ten konflikt i przenoszą go na karty komiksu. To więcej niż udało się Netflixowi z jego adaptacją przygód Danny’ego Randa.
Przygody „Żywej Broni” możemy traktować jako naiwną opowieść kung-fu. Taka była geneza powstania tego bohatera w zamierzchłych czasach lat 70. ubiegłego wieku. Możemy ignorować to, że nie wszystkie historie muszą takie być. Możemy zignorować wielopoziomowe przenikanie się zarysowanego na początku tej recenzji konfliktu, które jest obecne w najnowszym tomie przygód Iron Fista, i przejść do porządku dziennego nad misternym ukazaniem ogromu skali tej wewnętrznej walki na przestrzeni całych pokoleń, kolejnych wcieleń obrońców Kun-Lun, każdego członka rodzinny Rand. Robiąc tak, sprawiamy jednak, że ten komiks jest uboższy – my będziemy ubożsi. „Siedem Stolic Nieba” opowiada bowiem właśnie o konflikcie pomiędzy wartościami Wschodu i Zachodu. Przenosi niekończącą się wojnę na zupełnie nowe pola bitew – gdzieś w tle rozgrywając sztampowy turniej sztuk walki. Ten tom zabiera nas gdzieś daleko, poza wymiar zwykłych sportowych zmagań w ramach turnieju sztuk walki. Przenosi tę bitwę do wnętrza naszych bohaterów.
Każda z pierwszoplanowych postaci tego dramatu ma własne przemyślenia na temat, jakie jest jej miejsce w tych zmaganiach. Brubaker wraz z Mattem Fractionem budują na kanwie tego dychotomicznego konfliktu, Wschód-Zachód, ponadczasową opowieść. Pokazują nam różne punkty widzenia. Każdy z bohaterów ma w tym komiksie miejsce na to, by jego głos, jego walka zostały dostrzeżone. Davos, Danny Rand, jego ojciec, Orson Randall, Gromowładny to postacie, które są posłańcami autorów. Scenarzyści jednak nie spoczywają na laurach, gdyż nie mamy do czynienia z kilkoma oddzielnymi opowieściami. Wzajemne skomplikowane relacje wszystkich bohaterów pokazują nam naprawdę fascynujący, bardzo ludzki świat. Przede wszystkim pozwalają nam zobaczyć, jak ten świat zmienia się na naszych oczach. To bardzo cenna lekcja, jeżeli chodzi o tworzenie opowieści. Dzięki temu ten komiks tworzy fabularnie jedną spójną całość i ukazuje nam prawdziwą podróż bohatera. Monomit, który dla twórców i badaczy kultury jest Świętym Graalem opowieści.
Jest jeden minus całej tej zabawy. W „Siedmiu Stolicach Nieba” widać, jak ogromny ciężar i jak szeroki zakres tematów oraz pracy spoczywał na grafikach. Nie ukrywajmy, jestem fanem Davida Aji – głównego rysownika serii. Jego niepodważalny kunszt i styl zawsze dodaje odrobinę blichtru do tytułów, które współtworzy. „Nieśmiertelny Iron Fist” ugruntował, a nawet można powiedzieć zapewnił mu pozycję artysty kultowego i szeroko rozpoznawalnego w świecie komiksu. Drugi tom nie jest w całości tworzony przez niego. Jest to zarazem ogromny minus, jak i plus całego albumu. Już w pierwszym tomie scenarzyści korzystali z pomocy dodatkowych artystów, powierzając im narysowanie części plansz. W obecnej części przygód Danny’ego Randa widać znaczne wpływy całego zespołu rysowników na kształt „Siedmiu Stolic Nieba”. Wszyscy są na pewno niezwykle utalentowani, ale nie ukrywajmy ‒ nie są Ają. Jeżeli osobiście miałbym wybór, to wolałbym, aby komiks był rysowany w całości przez głównego rysownika.
Problem w tym, że przez to mógłby nie zostać nigdy ukończony, doskonała historia nigdy nie ujrzałaby światła dziennego. Aja pracuje wolno. Jego niedotrzymywanie terminów w wypadku serii „Hawkeye” spowodowało, że historia otrzymała zakończenie w momencie, gdy wydawnictwo zdecydowało się na wypuszczenie kolejnej odsłony przygód bohatera. Aż strach pomyśleć, co by się stało w przypadku Iron Fista. Hawkeye w wykonaniu Aji nawet wygląda bardzo podobnie. Mogły nas czekać długie okresy przestojów. Na szczęście scenarzyści zdołali wpleść różne style artystyczne w swoją opowieść i uniknąć potencjalnej katastrofy. Dzięki temu seria wyszła bez opóźnień i w całości, a dodatkowi artyści mogli zaprezentować nam swój kunszt. Nie wszyscy stanęli na wysokości zadania, ale każdy z osobna nadał wyrazistego charakteru tej części historii, za którą był odpowiedzialny. Koniec końców oprawa graficzna drugiego tomu nie imponuje tak bardzo, ale stanowi ważne uzupełnienie zagmatwanych losów Iron Fista. Co więcej, wraz z końcem tomu drugiego mamy obietnicę zupełnie nowych przygód, które tym razem przeniosą prawie wszystkie nieśmiertelne bronie na Zachód.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Komiks za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Rafał Pośnik
Wydawnictwo: Mucha Comics
3/2018
Tytuł oryginalny: „Immortal Iron Fist, Vol. 2: The Seven Capital Cities of Heaven”
Wydawca oryginalny: Marvel Comics
Rok wydania oryginału: 2008
Liczba stron: 216
Format: 180 x 275 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788365938107
Wydanie: I
Cena z okładki: 79 zł