ARZAK RAPSODYCZNIE


„Arzach” to jedno z największych arcydzieł europejskiego komiksu. Stwierdzenie to jest banalne, rozpoczynam nim jednak, aby uzmysłowić sobie i czytelnikom, przed jak trudnym i ryzykownym zadaniem stoi każdy twórca próbujący przenieść „Arzacha” do innych gatunków artystycznych. Nawet jeśli zabiera się za to sam autor komiksu – Moebius.

„Rapsodia Arzaka” to cykl czternastu czterominutowych filmów animowanych. Pierwotnie miały być one dystrybuowane w internecie, stąd zrealizowano je przy pomocy technologii Flash.

Streszczanie fabuły poszczególnych odcinków jest zabiegiem równie ryzykownym, co streszczanie komiksów Moebiusa. Ograniczę się więc do stwierdzenia, że obserwujemy przygody tytułowego bohatera przemierzającego na grzebiecie swego pterodaktyla niegościnną Pustynię „B”. Wszystko odbywa się w sennym, onirycznym rytmie, zaś w tle przewijają się stałe tematy twórczości Moebiusa: kwestie tożsamości, przemijania, transformacji mentalnej i cielesnej czy zderzania się odmiennych rzeczywistości. Każdy odcinek ma swój pomysł, każdy zrealizowany jest w nieco innej formie, co sprawia, że trudno się nudzić. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że dwa odcinki bezpośrednio nawiązują do komiksu: epizod 4 („Piękna Naprawiaczka”) stanowi nieco zmodyfikowaną i rozbudowaną wersję fragmentu komiksu zatytułowanego „Arzak”, zaś epizod 6 („Serce Małpy”) stanowi swoistą kontynuację fragmentu zatytułowanego „Harzak”.

Pierwszy kontakt z serialem będzie od razu zaskoczeniem; jak wiadomo „Arzach” jest komiksem niemal całkowicie niemym – nie posiada ani dialogów, ani narracji słownej. Tymczasem animowane przygody Arzaka są w pełni udźwiękowione, posiadają nie tylko muzykę, ale i dialogi oraz (momentami dość gadatliwego) narratora. Zabieg ten wydaje się mocno ryzykowny: z jednej strony rozszerza naszą wiedzę o enigmatycznym świecie Arzaka, z drugiej jednak staje nieco w poprzek atmosferze i sposobowi opowiadania komiksu. Zresztą przynajmniej część epizodów serialu byłaby zrozumiała bez słów. Pytanie: po co dodano narrację werbalną, pozostaje zatem uzasadnione.

Najważniejsza jednak – i decydującą o wartości artystycznej serialu – jest warstwa graficzna. Niestety, jest ona bardzo nierówna. Nie brak ujęć ciekawych i fantastycznie opracowanych plastycznie (zwłaszcza zachwycić może ostatni odcinek), przywodzących na myśl gęste od detali plansze z komiksu. Ale obok nich widzimy sporo kadrów narysowanych jakby skrótowo, w pośpiechu i dziwacznie dobrane, komputerowe kolory. Dodatkowo nienajlepsze wrażenie robi sztuczna i uboga animacja. Trudno jednak ocenić, na ile jest ona wynikiem ograniczonych możliwości Flasha, na ile spowodowana jest brakiem doświadczeń Moebiusa w tej dziedzinie, a na ile jest świadomym wyborem autora podkreślającym dziwaczność i specyficzny rytm przedstawianego świata.

Czy zatem Moebius wychodzi zwycięsko ze starcia ze swoją własną legendą? „Rapsodia Arzaka” jest dziełem na tyle specyficznym, że każdy odbiorca sam musi odpowiedzieć sobie na to pytanie. Generalnie nie jest to lektura obowiązkowa – nawet dla miłośników genialnego Francuza – ale znać warto.

Michał Siromski