ARCHANIOŁ (z gr. ἀρχάγγελος „arch” + „anioł”, dosłownie dowódca aniołów) ‒ anioł wysokiej rangi. Samo słowo archanioł zwykle kojarzy się z religiami Abrahamowymi, ale istoty bardzo podobne znajdują się w wielu religijnych tradycjach. W komiksie to mutant Warren Worthington III.
Uncanny X-Force „Era Archangela” nie spełnia moich oczekiwań. Dzieje się tak dlatego, że nie potrafi zmierzyć się z ogromną spuścizną zarówno gatunku, jak i samej franczyzy X-men. Nie potrafi sprostać dzisiejszym wymaganiom medium komiksowego. Drugi tom pozycji wydawanej przez Mucha Comics pozostanie zmarnowanym potencjałem. I jest mi z tego powodu okropnie przykro, bo ta historia miała szansę być przełomowa. Mogła być naprawdę ważna i skierować swoją tematykę do dojrzałego czytelnika. Problem w tym, że załamała się pod własnym ciężarem. Co gorsza, stało się tak dlatego, że nie była dość odważna. Jest nad czym ubolewać.
Tom drugi kontynuuje fabularne wątki z pierwszego albumu. Tym razem skupiono się głównie dla odmiany również na głównym antagoniście, na postaci jednego z członków X-Force, Archaniele. Sama tytułowa historia to wielowątkowa fabuła pokazująca nam drogę i dramat jednego z najstarszych członków X-men. Mutanta, który był w wielu kanonicznych historiach ucieleśnieniem i personifikacją dobra. Wysłannikiem Boga, który w straszny sposób został odmieniony, by stać się personifikacją Śmierci ‒ najważniejszym z jeźdźców Apokalipsa, jednym z największych wrogów nie tylko drużyny superbohaterów, ale całej ludzkości. Historia Warrena zawsze wygląda tak samo. Jest przykładem motywu, gdzie dobro zostało spaczone przez zło i na zawsze napiętnowane. Tak samo jest w tym tomie. Bohater jest zamknięty w niekończących się zmaganiach i rozterkach, by na nowo stać się symbolem światła i życia. Niestety, tutaj ten konflikt przedstawiony jest w sposób wtórny, dosłowny i do bólu pretensjonalny.
Twórcy mieli możliwość odnieść się do jednej z najbardziej klasycznych relacji w dziejach tytułu ‒ Apokalipsa i jego Śmierci. Mogli zmienić postrzeganie postaci, która była oryginalnym członkiem pierwszej drużyny X-Men. Mogli opowiedzieć mroczną, trudną historię. Opowieść, na którą główna seria X-Men, z powodu swojej grupy docelowej i praw rynkowych, nie mogłaby sobie pozwolić. Wszystko to było w zasięgu tego tomu. Na takich odważnych decyzjach powstawały legendy – serie, które zmieniły oblicze całego medium, takie jak „Sandman”, „Transmetropolitan” czy „Saga o Potworze z Bagien”. Tak się jednak nie stało. Mimo to sami twórcy ustami ojca X-Men mówią nam: „Zbyt szanuję twoją inteligencję, by traktować cię protekcjonalnie, Warrenie. Widzę człowieka ze skrzydłami. Masz największą moc ze wszystkich moich X-men. Niezwykłą odwagę”. Wnioskować trzeba, że mieli ambicje, aby podejść do tytułu z odwagą, świeżością i pomysłem. Szkoda tylko, że na deklaracjach się kończy. Postać Archangela jest bowiem dwuwymiarowa, płaska, a sama historia przewidywalna i banalna. Tylko niektóre komentarze przełamujące czwartą ścianę godne są uwagi. Została nam złożona obietnica, że wkroczymy w nową i lepszą erę. Erę, która będzie inna niż wszystko, co do tej pory znamy. Jednak patrząc na całą historię z perspektywy, zostaliśmy jedynie wrzuceni w wir powtarzających się schematów i miejsc, które są nam już znane.
Jak inaczej bowiem traktować podróż do świata Apoklipsa? Czy nie jest to próba zmierzenia się i opowiedzenia tej samej, znanej nam historii w ciekawy sposób? Jak mamy patrzeć na kolejną inkarnację związku Jean Grey – Phoenixa z Loganem? Związek, który koniec końców jest pozbawiony znaczenia. Służy jedynie jako mechanizm fabularny do instrumentalnego rozwiązywania problemów. Ten komiks nie zaskakuje. Mimo że jest ciekawą lekcją historii uniwersum X-Men, nie jest też odkrywczy. Wszystko, co dzieje się w komiksie, jest do bólu przewidywalne, wskakuje na właściwe miejsce, oprócz tego, że Archanioł stara się być oświeconym tyranem, nie ma w tej fabule nic nowego. A szkoda, przez to komiks stoi w miejscu. Nie wykorzystuje swojej siły, by naprawdę opowiedzieć, czym są związki oparte na przemocy. Nie mówi o dramacie, który rozgrywa się za zamkniętymi drzwiami, gdy jeden z partnerów kocha osobę, która jest okrutna. Zostaje to wszystko sprowadzone do prostej historii o superbohaterach, którzy mogą sobie pozwolić na trochę więcej brutalności. Zupełnie bez odwagi, tak jakby twórcy unikali trudnego tematu. Społecznego problemu przemocy, tyranii i dominacji, bo te ich przerosły. Związek Psylocke i Archangela mógł być trampoliną do tego, aby „Uncanny X-Force” stało się czymś niezwykłym. Pozostaje niestety tylko przedstawicielem amerykańskiego mainstreamu. Kolejną historią o Apokalipsie i jego obsesji związanej z Jeźdźcem Śmierci. I jeśli mam być szczery, nawet tu wypada raczej przeciętnie.
Mówiono, że w komiksach lat 60. prawdziwą magią było przekonanie czytelnika, że powtarzające się fabuły są rewolucyjne. Prawie 60 lat temu raz się to udawało, raz nie. Tutaj twórcy polegli na całej linii. Problem w tym, że wszystko zrobili poprawnie. To odbiorcy medium się zmienili. Komiks nie jest już rozrywką dla ludzi, którzy nie umieją czytać. Nie wystarczy już nawet kilka błyskotliwych nawiązań popkulturowych. Takich jak np. farma, na której wychowywał się Apokalips/Genesis – tożsama z farmą państwa Kent. To wszystko jest zbyt oczywiste. Nie można krytykować seksualizacji trykotowych bohaterek, co robią autorzy ustami swoich bohaterów, i nie zaproponować nic w zamian. Takie frazesy i slogany pozostają wtedy jedynie pustymi hasłami. Hasłami, które obrażają naszą inteligencję. Jeżeli chcemy podjąć trudne tematy, róbmy to odważnie, nie wahajmy się, nie zatrzymujmy się w pół drogi, Nie wystarczy dziś bowiem, by komiks zachwycał przepiękną oprawą graficzną, powinien być o czymś. „Era Archangela” nie spełniła swojego celu. Nie pokazała nam nowego świata. Pozostawiła nas w tym samym miejscu, w którym rozpoczęliśmy tę historię. I zrobiła to bardzo dosłownie. Wszystko wróciło do normy, jak w kiepskich komiksach z lat 60. Miejmy nadzieję, że kolejny album – poświęcony pannie Elizabeth Braddock – okaże się komiksem, na który warto czekać.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Rafał Pośnik
Wydawnictwo: Mucha Comics
4/2018
Tytuł oryginalny: Uncanny X-Force: The Dark Angel Saga
Wydawca oryginalny: Marvel Comics
Liczba stron: 288
Format: 180 x 275 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN-13: 9788365938091
Wydanie: I
Cena z okładki: 89 zł