Wydawnictwo KBOOM postanowiło przedstawić polskiemu czytelnikowi szerzej szeregi herosów od Valiant Comics. Po lekturze niezłych „Walecznych” sięgnąłem w pierwszej kolejności właśnie po „X-O Manowara”. Bloodshot brzmi bowiem znajomo, zaś barbarzyńca z czasów Imperium Rzymskiego z kosmiczną zbroją? Tego jeszcze nie grali. Pochłonąłem ten komiks z dziką satysfakcją.
Przy okazji recenzji „Walecznych”, pierwszego komiksu od oficyny KBOOM, napisałem co nieco o historii wydawnictwa Valiant Comics. Powstało ono w 1989 roku, gdy byłym pracownikom Marvela nie udało się kupić upadającego wówczas wydawnictwa znanego także jako Dom Pomysłów. Od tamtej pory wiedzie im się raz lepiej, raz gorzej. Ot norma na tym rynku. W ostatnim czasie sprzedali prawa do stworzenia filmowych ekranizacji kilku ich komiksów, m.in. Bloodshota, co może dodać im nieco werwy. Dwa lata temu rozważano także stworzenie filmu o głównym bohaterze komiksu, który dziś omawiamy ‒ „X-O Manowar”.
Skąd wziął się X-O Manowar
Uwaga. Jeśli chcesz mieć tak samo zerowy poziom wiedzy na temat głównego bohatera, jak ja w trakcie pierwszej lektury, to pomiń poniższe trzy akapity. Nie ma tu żadnych spoilerów na temat fabuły komiksu, ale jest pewien urok we wchodzeniu w nowy świat, który po przeczytaniu tych kilku zdań na temat postaci nie będzie już tak nieznany.
Nasz główny bohater nazywa się tak naprawdę Aric z Dacji. W 1992 roku stworzyło go dwóch scenarzystów (Jim Shooter i Steve Englehart) oraz dwóch rysowników (Bob Layton i Barry Windsor-Smith). Geneza Arica nie jest może najoryginalniejsza. Urodził się w V wieku n.e. podczas bitwy (Conan Barbarzyńca) między Wizygotami, których kiedyś mógłby zostać królem, a żołnierzami Imperium Rzymskiego. Gdy miał zaledwie kilka lat, śmierć z ich ręki ponieśli jego rodzice (Batman?), a młody Aric poprzysiągł zemstę na Imperium.
Kosmiczny barbarzyńca
W czasie licznych kampanii wcielał swoje słowa w życie, aż do pewnej pechowej misji. W trakcie nocnego zwiadu, wraz z kilkoma towarzyszami, został pojmany i porwany przez kosmitów z rasy Vine. Ziemianie trafiają do niewoli, bez perspektyw ratunku. Jednak po kilku latach Aric staje na czele buntu przeciwko panom, a w trakcie rewolty wykrada kosmitom ich największych artefakt. Żywą zbroję, która zwie się X-O Manowar. Barbarzyńcy udało się przetrwać groźny proces tworzenia więzi ze zbroją i wykorzystać jej moc przeciwko swoim wrogom.
Niestety nie ma jeszcze zbyt wielkiego doświadczenia w korzystaniu z mocy zbroi, a potężny kontratak niedawnych oprawców prowadzi do znacznego uszczuplenia sił rebeliantów. Aricowi udaje się szczęśliwie uciec i powrócić na Ziemię. Okazuje się jednak, że gdy nasz Wizygot postarzał się raptem o 7 lat, na jego ojczystej planecie minęło kilkanaście wieków i trafia do XXI wieku. Tu przeżywa wiele przygód, niektóre związane są z niedawnymi oprawcami, inne z superbohaterami uniwersum Valiant, by koniec końców, wrócić do swoich czasów.
Nowe otwarcie
Jednak w „Żołnierzu” dostajemy zupełnie nową historię rozpoczętą całkiem niedawno, bo w 2017 roku. Scenarzysta Matt Kindt i rysownik Tomas Giorello postanowili nowych czytelników wrzucić na głęboką wodę, bowiem poznajemy Arica nie jako nieustraszonego wojownika, lecz jako ustatkowanego męża, rolnika, człowieka wiodącego proste życie. Z dala od wojny, przemocy i przede wszystkim od zbroi. Nie znamy powodów, dla których nie chce jej używać, chociaż mały rąbek tajemnicy zostanie nam odsłonięty w trakcie lektury.
Aric jednak ma pecha i zostaje wplątany w konflikt między dwiema rasami świata, który zamieszkuje, i siłą wcielony do jednej z armii. Na początku nie dostaje nawet broni do ręki, nie da się chyba powiedzieć bardziej wprost, że wraz z wieloma mu podobnymi jest tylko mięsem armatnim. Gdy jednak udowadnia swoją wartość w boju, wciąż bez zbroi (i tylko z jedną dłonią), zyskuje sławę wśród przełożonych. A przynajmniej coś na jej kształt. Wraz z Arikiem przekonujemy się, że ma ona zarówno plusy, jak i minusy.
Szalony pomysł, który działa
Powtórzmy więc. Barbarzyńca z V wieku naszej ery, który podróżuje w czasie i posiada żywą zbroję. Brzmi to, no trochę idiotycznie, nie powiem, ale jednocześnie w duchu starego SF. W efekcie otrzymujemy porządnie zrealizowaną opowieść akcji, owszem, o nieco sztampowych podstawach.
W pierwszym tomie dostajemy tylko trzy zeszyty, a cała seria ma zostać zamknięta w czterech albumach. Z jednej strony, to nieco mniej niż w wydaniach zbiorczych komiksów superbohaterskich od innych wydawnictw. Z drugiej zaś mamy na otarcie łez masę dodatków, ponad 30 stron, a poza tym akcji jest w nim tyle, że nie czuć niedosytu.
Z wywiadu, który znajduje się wśród materiałów dodatkowych, dowiadujemy się wielu intrygujących szczegółów. Między innymi skąd pomysł na nowe otwarcie i czemu zdecydowano się na szybką akcję, zamiast budować wprowadzenie do świata czy dokładniej pokazać nam bohatera. Jak wyjaśnia Kindt, w serii zaplanowanej na 12 zeszytów chciał rzucić nieco światła na relację Arica ze zbroją X-O Manowar. Z tych drobnych fragmentów, której dostajemy, wybrzmiewa jej lekka toksyczność. Nasz bohater za wszelką cenę stara się uniknąć nakładania pancerza, chociaż na pewno zwiększyłoby to jego szanse na przeżycie w boju. Ja osobiście, nie znając wcześniej kompletnie postaci, poczułem się zaciekawiony. Te trzy zeszyty przypominały mi jednocześnie nieco przygody Johna Cartera z „Księżniczki Marsa”. Czuć w tym podobnego ducha przygody.
Wspaniała kreska i masa dodatków
Wspomniałem wcześniej o dodatkach i po raz kolejny KBOOM serwuje nam ich porządną dawkę przy publikacji pozycji od Valiant Comics. Poza wywiadem ze scenarzystą dostajemy też bogaty opis świata, w którym dzieje się akcja, a także liczne szkice i grafiki rysownika komiksu ‒ Tomasa Giorello. Całość zamyka galeria alternatywnych okładek dla każdego z zeszytów. Mamy tu również polski akcent, jedną z nich stworzyła bowiem nasza rodaczka ‒ Monika Pałosz.
O ile od strony fabularnej pierwszy tom nie jest niczym niezwykłym, ot wprowadzenie do kosmicznych przygód kolejnego narwańca z Ziemi, to od strony wizualnej jest to znacznie wyższy poziom. Kadry Toma Giorello są pełne akcji i dynamizmu. Dawno nie widziałem tak dobrze, jasno i czytelnie przedstawionych scen batalistycznych. Zwłaszcza że jest na nich tłoczno. Artysta nie tylko świetnie kadruje, ale też rysuje i nie będę rozpisywał się w tym temacie. Po prostu spójrzcie chociażby na tę planszę:
Epickie S-F w starym dobrym stylu
Mam słabość do opowieści odwołujących się do starego dobrego S-F. Zarówno do tych bardziej inteligentnych, jak i prostszych, pełnych wartkiej akcji. Póki co „X-O Manowar” zapowiada się raczej na ten drugi typ historii. Nie byłoby nic złego w tym, gdyby tak się potoczyły losy tej opowieści i byłby to po prostu Conan w kosmosie. Niemniej jednak czuć potencjał na nieco więcej i szkoda by było, gdyby nie został w pełni wykorzystany. Przy takim obrocie spraw też będę zadowolony. Na razie za serię trzymam kciuki, bo z powodu swojej scenariuszowej sprawności i świetnej wizualnej strony zajęła znacznie wyższe miejsce na mojej liście czytelniczych priorytetów, niż się spodziewałem. Jedno z najprzyjemniejszych zaskoczeń końcówki tego roku.
Dziękujemy wydawnictwu KBOOM za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Scenariusz: Matt Kindt
Rysunki: Thomas Giorello
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawnictwo: KBOOM
Liczba stron: 124
Format: 170×260 mm
Oprawa: miękka
Papier: kredowy
Druk: kolor
ISBN 978-83-951721-1-3 Wydanie pierwsze
Cena okładkowa: 49,00 zł
Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w X-O MANOWAR (2017) #1-3