„Ostatni kryzys”, którego autorem jest znany twórca Grant Morrison, to jeden z najlepiej sprzedających się tytułów wydawnictwa DC Comics w USA. Teraz, dzięki wydawnictwu Egmont i serii DC Deluxe, również polscy czytelnicy mogą się z nim zapoznać. Jest to jednak lektura bardzo wymagająca, która może, ale nie musi, odstraszyć czytelnika. Mnie nie odstraszyła.
KOLEJNA WALKA DOBRA ZE ZŁEM…
Zacznijmy może od fabuły. Darkseid, władca Apokolips, po walce z Nowymi Bogami przybywa podbić Ziemię. Z pomocą swojego wysłannika, Libry, rekrutuje armię złożoną z największych łotrów naszej planety. Dzięki tzw. równaniu antyżycia chce pozbawić wolnej woli wszystkich jej mieszkańców, w szczególności superbohaterów mogących pokrzyżować mu plany. Osoby, które się z nim zetkną, stają się wiernymi sługami Darkseida. Rozpoczyna się więc monumentalna walka dobra ze złem, nie tylko o Ziemię, ale i całe multiwersum.
Pierwszy kryzys, czyli „Kryzys na nieskończonych ziemiach” Marva Wolfmana i George’a Pereza, miał być nowym początkiem historii poszczególnych bohaterów. Jednak w kolejnych latach mnogość postaci i serii sprawiła, że przeciętny czytelnik w trakcie lektury mógł poczuć się zagubiony. Dlatego też dwadzieścia lat później powstała kontynuacja tego dzieła, czyli „Nieskończony kryzys” Geoffa Johnsa i Phila Jimeneza, którego zadaniem było uporządkowanie tego wieloletniego bałaganu.
…NIE MUSI SKOŃCZYĆ SIĘ SZCZĘŚLIWIE
„Ostatni kryzys” jest dla mnie tytułem innym od swoich dwóch poprzedników. W tytułach Marva Wolfmana i Geoffa Johnsa ważnym elementem była nadzieja. To ona dawała siłę superbohaterom. Pomimo zagrożeń dla całego multiwersum, wewnętrznych konfliktów i strat, które dotknęły niektóre z postaci, nadzieja była obecna i pozwalała wierzyć, że wszystko skończy się dobrze. W przypadku recenzowanego tytułu tej nadziei brak. Morrison prowadzi fabułę w taki sposób, żeby pozbawić czytelnika wiary w szczęśliwe zakończenie. I muszę przyznać, robi to naprawdę dobrze. Owszem, ktoś może powiedzieć, że to historia o superbohaterach, że dobro zawsze zwycięży zło, i poniekąd będzie mieć rację. Jednak za jaką cenę? W przypadku „Ostatniego kryzysu” dobro tak naprawdę nie wygrywa. Nie będę zdradzał fabuły, ale wprowadzono tutaj bardzo dobry zwrot fabularny, który potrafił mnie zaskoczyć. Fakt, teraz wydaje mi się on oczywisty, jednak w trakcie lektury tak nie było.
W przypadku „Nieskończonego kryzysu” bałem się, czy połapię się w tej skomplikowanej historii. Na szczęście dałem radę. Podobne obawy miałem również przy recenzowanym właśnie komiksie. Także i tym razem dostaliśmy tylko główne wydarzenie z kilkoma dodatkowymi zeszytami, w oryginale jest tego znacznie więcej. Na nadejście „Ostatniego kryzysu” DC Comics przygotowywało czytelnika prawie rok. Na łamach poszczególnych serii przedstawiane były wątki i wydarzenia, które swoją kontynuację znalazły właśnie w dziele Granta Morrisona. Wydanie „Final Crisis 10th Anniversary Omnibus” to ponad 1500 stron komiksu, czyli ominęło nas około 1100 stron. Szkoda, ale jest to zrozumiałe w przypadku tak wielkich „eventów”.
WYMAGAJĄCA HISTORIA, KTÓRA DAJE DUŻĄ SATYSFAKCJĘ…
W porównaniu z poprzednim kryzysem ten jest dużo większym wyzwaniem dla czytelnika. Pomimo że staram się czytać większość tytułów DC ukazujących się na polskim rynku, to muszę przyznać, że zanim zabrałem się za pisanie tej recenzji, przeczytałem komiks dwa razy, a i tak nie mogę powiedzieć, że wszystko zrozumiałem. Opowieść Morrisona jest wielowątkowa w każdym tego słowa znaczeniu. Akcja komiksu dzieje się nie tylko na Ziemi, ale również w innych uniwersach świata DC. Autor manipuluje czasem, a także przedstawia postaci i wątki, których na co dzień nie widujemy na łamach regularnych serii. Bawi się pomysłami swoich poprzedników i umiejętnie z nich korzysta, dodając także wiele swoich. Również styl, w jakim Morrison pisze dialogi, nie należy do łatwych. Kiedy pierwszy raz skończyłem czytać komiks, przyznaję, byłem trochę zdezorientowany. Jednak zaciekawiony i zafascynowany zarazem, zacząłem szukać opisów niewydanych u nas zeszytów. To pozwoliło mi z nową wiedzą zasiąść do ponownej lektury. I wtedy zdałem sobie sprawę z tego, jak ogromne jest to dzieło. „Ostatni kryzys” to chyba najlepszy tytuł szkockiego scenarzysty, z jakim miałem do czynienia.
…RÓWNIEŻ POD WZGLĘDEM WIZUALNYM
„Ostatni kryzys” z pewnością był też wyzwaniem dla rysowników i kolorystów. Głównymi rysownikami są J.G. Jones i Doug Mahnke. Niektóre z zeszytów są dziełem innych osób, jednak tych dwóch panów odpowiada za większą część recenzowanego albumu. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to szczegółowość plansz. Jest to coś, czego zabrakło mi przy lekturze „Nieskończonego kryzysu”. Postacie są wyraźne, czytelne i co najważniejsze pełne emocji. Drugi plan również jest wypełniony szczegółami. Zniszczone samochody, gruzy budynków, ciała poległych. Przy większych planszach takie niuanse są szczególnie widoczne, a ich oglądanie pozwala czytelnikowi dokładniej zapoznać się z ogromem strat i zniszczeń dokonanych przez Darkseida i jego armię. Fakt, że do prac George’a Pereza jeszcze brakuje, ale i tak jest lepiej niż poprzednio. Zaskoczyło mnie również to, że praktycznie cały czas komiks trzyma dość równy wysoki poziom, co nie zawsze jest łatwe przy takiej liczbie bohaterów i różnych rysownikach.
Komiks ukazał się w ramach serii „DC Deluxe” wydawnictwa Egmont, czyli w twardej oprawie z obwolutą oraz w powiększonym formacie. Pod względem materiałów dodatkowych jest niestety słabo. Kilka alternatywnych okładek i posłowie Kamila Śmiałkowskiego to wszystko, na co możemy liczyć tym razem. Jeżeli zaś chodzi o tłumaczenie, jest bardzo dobrze. Błędów nie znalazłem, a pan Tomasz Sidorkiewicz kolejny raz spisał się na medal.
CZY WARTO?
Odpowiadając krótko na powyższe pytanie – zdecydowanie. „Ostatni kryzys” to tytuł wyjątkowy i każdy fan uniwersum DC powinien się z nim zapoznać. Jednak Grant Morrison stworzył dzieło, którego ze względu na swoją złożoność nie polecałbym nowym czytelnikom, ponieważ może, choć nie musi, odstraszyć osoby niezaznajomione z bohaterami DC Comics. Lepiej trochę wstrzymać się z lekturą, przyswoić sobie poprzednie kryzysy, a także lepiej poznać świat i bohaterów. Kiedy już jednak stwierdzicie, że przyszedł „ten czas”, to uwierzcie mi, lektura „Ostatniego kryzysu” będzie dla Was jednym z najlepszych doznań związanych z komisem superbohaterskim.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: J.G. Jones, Doug Mahnke i inni
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont
Data wydania: luty 2019
Liczba stron: 420
Format: 180×275 mm
Oprawa: twarda z obwolutą
Druk: kolor
Cena: 119,99zł