Ed Brubaker wraca do świata mutantów Marvela, aby opowiedzieć w „Uncanny X-Men – Powstanie i upadek Imperium Shi’ar” dalsze dzieje pozbawionego mocy Charlesa Xaviera i jego drużyny. Z nie najgorszym skutkiem, choć biorąc pod uwagę dotychczasowe dokonania tego autora oraz zaprezentowane wątki, można było oczekiwać więcej.

Komiks jest bezpośrednią kontynuacją wydanej przez Egmont dwa lata temu miniserii „X-Men – mordercza geneza”. Przypomnijmy, że w tamtej opowieści Brubaker zaproponował zmodyfikowaną wizję klasycznej historii z „Giant Size X-Men #1”, będącej w latach 70. originem nowego pokolenia mutantów. We współczesnej wersji dowiadujemy się kilku niezbyt chwalebnych rzeczy o przeszłości Xaviera, poznajemy także kilku nowych mutantów, w tym potężnego Wulkana, czyli nieznanego dotąd brata Scotta Summersa, Gabriela.

W jak wendetta

W „Powstaniu” widzimy ciąg dalszy perypetii Wulkana, który urodził się i żył jako niewolnik w kosmicznym imperium Shi’ar. Przepełniony gniewem postanawia wyruszyć w kosmiczną podróż, aby dokonać krwawej zemsty za doznane krzywdy i śmierć swojej matki.

Tymczasem Charles Xavier, czując się odpowiedzialny za czyny Wulkana, montuje drużynę, która ma zatrzymać oszalałego z nienawiści byłego podopiecznego. Niestety, misja okazuje się trudna ze względu na wiele niesprzyjających okoliczności. Raz – po wydarzeniach z „Rodu M” Xavier odzyskuje władzę w nogach, ale traci swe potężne psychiczne moce. Dwa – większość najpotężniejszych mutantów jest na Profesora X zła i nie chce z nim rozmawiać. Wreszcie trzy – w samym imperium Xavier jest wrogiem numer jeden, ściganym za rzekomy udział w zbrodniach swej bliźniaczki, Cassandry Novy. Ostatecznie X-Meni w dość oryginalnym składzie ruszają na odsiecz, a po drodze będą musieli ukraść statek kosmiczny, pokonać gwiezdne wrota, zmierzyć się z wojennymi Skrullami i potężną istotą dzierżącą moc Phoenix, wreszcie sprzymierzyć z kosmicznymi piratami pod banderą StarJammers.

W tym czasie Wulkan dociera do znienawidzonego imperium, tu jednak sprawy zaczynają się komplikować. Okazuje się, że w najlepsze trwa pałacowa intryga Kanclerza Araki, która ma na celu pozbawienie tronu cesarzowej Lilandry. Araki  oskarża ją o zbytnią pobłażliwość wobec dawnego małżonka, Charlesa Xaviera. Zwolnione miejsce zająć ma jej niezrównoważony brat D’Ken.

Polityczne intrygi

Do połowy tomu fabuła wydaje się brnąć w najprostsze i najbardziej przewidywalne schematy: Wulkan przemierza przestrzenie kosmosu, masakrując kolejne przeszkody, zaś drużyna Xaviera goni za nim, żeby go powstrzymać. W drugiej połowie konwencja komiksu zmienia się jednak nieco, przesuwając akcenty na polityczne rozgrywki na szczytach władzy imperium Shi’ar.

Właśnie to ratuje komiks przed popadnięciem w totalną przeciętność; pałacowe intrygi nie tylko sprawiają, że kwestia zemsty znacznie się komplikuje, lecz także pozwalają wyrwać fabułę z kolein typowej marvelowskiej młócki. Prowadzą też do dość zaskakującej puenty, która – przyznać trzeba – istotnie zmienia status quo nie tylko kosmicznej rasy, ale i świata X-Men. Trochę nawet szkoda, że cały komiks nie koncentruje się na tych wątkach, z pewnością pozytywnie wpłynęłoby to na jego jakość.

Nowy skład

Pisząc „Uncanny X-Men – Powstanie i upadek Imperium Shi’ar”, Brubaker zaprezentował nowy skład najsłynniejszej drużyny mutantów. Nie znajdziemy w nim w zasadzie żadnych pierwszoplanowych „gwiazd” pokroju Wolverine’a, Cyklopa czy Bestii. Są za to Warpath i Darwin, a obok nich nieco tylko bardziej znani Rachel Summers, Havoc, Polaris i Nightcrawler. Tylko tego ostatniego można określić mianem klasycznego X-Mena. Z jednej strony jest to duży atut komiksu: nowe postacie wprowadzają do grupy inną dynamikę i pewien powiew świeżości. Dzięki temu nie jest to kolejna generyczna przygoda mutantów.

Z drugiej strony paradoksalnie to jednocześnie mankament: brakuje tej głębi interpersonalnych relacji, która wynika z bagażu wieloletniej historii postaci. Nie czujemy się specjalnie związani emocjonalnie z tymi bohaterami, przez co ich perypetie nie wywołują szczególnych wrażeń. Sprawę pogarsza fakt, że bardzo kuleje psychologia postaci; jest bardzo uboga i nieprzekonująca. Najlepszym przykładem są tu relacje miłosne ‒ w „Powstaniu” obserwujemy aż trzy: każda z nich jest niewiarygodna, zupełnie nie wynika z rozwoju wydarzeń i generalnie dzieje się na zasadzie „bo scenarzysta tak wymyślił”.

Niestety, uwaga o marnej psychologii postaci najbardziej odnosi się do głównego bohatera opowieści, czyli Gabriela Summersa. Jego osobowość jest płaska jak deska, zaś motywacja do działania ogranicza się do „skrzywdzili go i się mści”. Brakuje jakiegokolwiek niuansowania, pokazania, że Wulkan jest w jakikolwiek sposób interesującą postacią.

Szczerze powiedziawszy, trudno to wytłumaczyć, bo opowieść ma prawie trzysta stron, a to naprawdę sporo miejsca na zbudowanie ciekawej, wiarygodnej postaci. Na dodatek autorem jest nie byle kto. Ed Brubaker to przecież jeden z najlepszych i najbardziej cenionych obecnie scenarzystów amerykańskich, ma na koncie nie tylko mnóstwo znakomitych serii autorskich, lecz także wartościowy dorobek w komiksie superbohaterskim („Kapitan Ameryka, vol. 5” czy „Gotham Central”, że ograniczę się do tych najlepszych). Tutaj można odnieść wrażenie, że albo nie za bardzo mu się chce, albo nie czuje tych postaci i nie ma nic ciekawego do powiedzenia na ich temat. Jedynym wyjątkiem jest Darwin, postać bardzo interesująca nie tylko ze względu na nietypowe moce i ich kreatywne wykorzystanie w fabule.

Mroczna kreska

Przyzwoicie prezentuje się warstwa graficzna komiksu autorstwa Billy’ego Tana i Claytona Henry’ego. Ten drugi to raczej typowy wyrobnik, który po prostu nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu. Tan dysponuje ciekawszą, bardziej szczegółową, ale też mroczniejszą kreską, która dobrze pasuje do poważnego tonu komiksu. Malezyjski rysownik jest zresztą znacznie bardziej doświadczonym twórcą, z bogatym dorobkiem w Marvelu, a wcześniej w Image. Trochę szkoda natomiast, że żaden z rysowników nie zadbał o ciekawszą scenografię.

Główna część historii dzieje się przecież na obcej planecie. Aż się prosiło, żeby zaprezentować jakąś oryginalną architekturę i przejawy kultury obcej cywilizacji.

Polskiemu wydaniu trudno cokolwiek zarzucić; zarówno tłumaczenie Tomasza Sidorkiewicza, jak i edytorska strona publikacji wyglądają dobrze. A ponieważ komiks ma aż trzysta stron, całkiem ładnie prezentuje się na półce. Szkoda jedynie, że w porównaniu do twardookładkowego oryginalnego wydania zbiorczego zniknęły z dodatków interesujące wywiady z Brubakerem i Tanem.

Komiksu „Uncanny X-Men – Powstanie i upadek Imperium Shi’ar” z pewnością nie można umieścić pośród najlepszych dzieł Brubakera. Jednak mimo wszystko nawet słabszy komiks tego autora mieści się powyżej superbohaterskiej przeciętnej. „Powstanie” broni się, choć pozostaje wrażenie, że można było z tej historii, a zwłaszcza z postaci, wycisnąć znacznie więcej. Jeśli jesteście miłośnikami mutantów oraz/lub interesuje was kosmiczna część uniwersum Marvela, wreszcie jeśli lubicie orientować się w istotnych wydarzeniach tego uniwersum, to z pewnością nie będziecie rozczarowani. Jeśli nie należycie do żadnej z tych grup, spokojnie możecie sobie ten tytuł odpuścić.

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.

Michał Siromski

„Uncanny X-Men ‒ Powstanie i upadek Imperium Shi’ar”
Scenariusz: Ed Brubaker
Rysunki: Billy Tan, Clayton Henry
Okładka: Billy Tan
Wydawca: Egmont
Tłumacz: Tomasz Sidorkiewicz
Data wydania: 2019
Tytuł oryginalny: „Uncanny X-Men: Rise & Fall of the Shi’ar Empire”
Wydawca oryginalny: Marvel Comics
Rok wydania oryginału: 2008
Liczba stron: 300
Format: 170 x 260 mm
Oprawa: twarda
Papier: kredowy
Druk: kolor
Cena: 99,99 zł