Nieraz jest tak, że trafiamy na wyjątkowe dla nas dzieła przypadkiem. Często wiele lat po ich wydaniu. Dlatego tak ważne jest wznawianie takich komiksów jak „Blankets” Craiga Thompsona. Ta autobiograficzna historia o dorastaniu do podejmowania samodzielnych decyzji i szukaniu własnego głosu po raz kolejny została u nas wydana przez Wydawnictwo Timof.
Opowiedz mi o tym
Craig wychowuje się w bardzo religijnej rodzinie, z młodszym bratem dorasta w małym miasteczku w Wisconsin. Razem uciekają w świat fantazji przed surowym ojcem, biedą i niełatwym życiem ‒ ich kreatywne zabawy pozwalają stworzyć krainę, gdzie wszystko staje się możliwe. W szkole chłopak jest wyrzutkiem, nie odnajduje się wśród rówieśników. Wszystko się zmienia, gdy na religijnym obozie zimowym poznaje Rainę ‒ dziewczynę, z którą codzienność staje się łatwiejsza. Młodzi zakochują się w sobie, ale koniec obozu oznacza rozstanie, pozostają im telefony. Craig przyjeżdża na dłużej podczas przerwy w nauce i może poznać jej bliskich. Razem z nim i my możemy spotkać rodzinę różniącą się od jego, poznać perspektywę większego liceum czy innego miasta. Powrót do domu nie będzie łatwy i okaże się, że czeka go wiele trudnych decyzji. Religia, coś, co było bardzo ważne i stanowiło istotę życia – jednak staje się przeszkodą w zrozumieniu świata i wydarzeń, które go spotykają.
Narzuta ze skrawków różnych tkanin, którą Raina uszyła dla Craiga, jest materialnym symbolem jej uczucia. Później staje się przypomnieniem o przeszłości, z którą bardzo trudno się rozstać. W wielu amerykańskich filmach i książkach znajdziemy ten motyw. Patchwork ze skrawków staje się tam symbolem różnorodności życia, mądrości wielu pokoleń, a nawet pewnego rodzaju księgą życia.
Patchwork emocji
Można powiedzieć, że „Blankets”, po raz pierwszy wydany w 2003 roku, należy już do klasyki opowieści biograficznych. Jest często wymieniany obok „Persepolis” Marjane Satrapi czy „Fun home” Alison Bechdel. Wspomnienia autora są pełne czułości dla bohaterów, z uwagą przygląda się ich emocjom i postępowaniu. Jak w patchworku, mieszają się tu chwile radosne z gorzkimi i trudnymi.
Niezwykłe, jak przez to, że dał nam bardzo szczere i osobiste spojrzenie na ten fragment swojego życia – Thompson stworzył historię uniwersalną. Ucieczka w wyobraźnię, pierwsza miłość, poszukiwanie własnej drogi – każdy z nas rozpozna emocje z tym związane. W naszym kocu układają się inaczej, jednak znamy je wszyscy: miłość, strach, niepewność, żal, wielka radość i czasami jeszcze większy smutek. Craig Thompson pokazuje nam własne życie, a jednocześnie możemy się w nim przejrzeć jak w lustrze.
Pod kocem ze śniegu
Komiks jest czarno-biały, jednak dzięki dynamizmowi kreski możemy „zobaczyć” kolory na pledzie uszytym przez Rainę czy zieleń namalowanego przez chłopaka drzewa. Kadry pulsują emocjami. Jednocześnie ten wybór podkreśla przytłaczającą zimę i wszechobecny śnieg. „Blankets” jest dziełem przemyślanym, znajdziemy tu postaci z krwi i kości, wystarczy nam kilka kadrów z rodzicami, by wiedzieć, co nimi kieruje. Jeden kadr z ojcem dziewczyny, aby zobaczyć jego ból, całą gamę emocji, które nim targają.
Nie dostajemy wydania w twardej oprawie, jednak według mnie to dobrze, przy tak potężnym komiksie (prawie 600 stron) mogłaby odstraszać. Ta historia powinna być czytana, a nie tylko prezentować się dobrze na półce.
Opowieść Thompsona została doceniona na świecie i zdobyła wiele nagród (m.in. Eisnera, Prix de la critique). Warto do niej zajrzeć, albowiem jestem pewna, że każdy odnajdzie w niej coś dla siebie.
Dziękujemy wydawnictwu za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Scenariusz: Craig Thompson
Rysunki: Craig Thompson
Wydanie: III poprawione
Data wydania: luty 2019
Tytuł oryginału: Blankets
Rok wydania oryginału: 2004
Wydawca oryginału: Top Shelf Productions
Tłumaczenie: Joanna Kniaź-Hawrot
Druk: czarno-biały
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 175 x 250 mm
Stron: 592
Cena: 99 zł
Wydawnictwo: Timof Comics
Brak twardej oprawy to dobrze? W jaki sposób twarda oprawa przeszkadz w czytaniu? Przy tej liczbie stron komiks powinien być oprawiony w twardą oprawę. Z przyczyn czysto praktycznych. Niestety, wydawnictwo zdecydowło, że da czytelnikom klejoną „cegłę”. I spróbuj ją teraz otworzyć, tak żeby nie złamać grzbietu albo nie rozkleić bloku. Ech… Rozumiem, że trzeba było zrobić ukłon w stronę wydawnictwa, które sprezentowło egzemplarz do recenzji i tak oto z wady Recenzentka zrobiła zaletę ;)
Autorka recenzji odpowiedzieć teraz nie może, więc będzie od naczelnego ;) Kwestia twardej czy miękkiej okładki to jest trochę indywidualna preferencja. Ja, podobnie jak autorka, wolę w miękkiej. Z wielu różnych przyczyn, m.in. zajmuje mniej miejsca na półce i często wygodniej się czyta. Kwestia „ukłonu w stronę wydawnictwa” w ogóle tu nie wchodzi w grę, to czysto indywidualne kwestie :) Mamy w ekipie także zwolenników twardych okładek, być może dla nich to byłby minus :)