„Invincible” to niezwykła seria superbohaterska. Niezwykła dlatego, że w tym, co do tej pory dostali polscy czytelnicy, czyli przeszło 50 zeszytów na przestrzeni 5 tomów, wciąż zachowuje stały, całkiem wysoki, poziom. Na sklepowych półkach jest już szósty i chociaż jeszcze się z nim nie zapoznałem, to podejrzewam, że pod tym względem nic się nie zmieniło. Wow, po prostu wow.
Kirkman się nie patyczkuje. Piąty tom serii o najsłynniejszym superbohaterze ze stajni Image zaczyna się z grubej rury. Paskudny przestępca, z którym mieliśmy do czynienia wcześniej w trakcie serii, wydostaje się z więzienia i w wyniku sprytnego planu łapie w swoje sidła praktycznie wszystkich superbohaterów. W tym naszego głównego śmiałka – Marka Graysona aka Invincible. Na pomoc przybywa im Cecil wraz z oddziałem ożywionych zwłok i Darkwingiem, którego poznaliśmy wcześniej. Bohaterom udaje się wyjść cało z opresji, ale nie obyło się bez problemów. O nie, ta jedna akcja będzie miała wpływ na resztę serii.
Rozłam w świecie superbohaterów
Dostajemy dosyć duży zwrot akcji, chociaż nie powinien być on zbyt zaskakujący dla uważnych czytelników serii. Do gry powracają bowiem złowieszczy żołnierze z ożywionych zwłok, za które odpowiedzialny jest D.A. Sinclair ‒ dostał on ofertę nie do odrzucenia od Cecila, kierującego rządową komórką do kontroli działań superbohaterów. Tym razem stoją po właściwej stronie, ale gdy Mark widzi, że jego szef zagonił do pracy złoczyńcę, który w jego ocenie powinien siedzieć, ogarnia go wściekłość. Nic dziwnego, czuje się zdradzony, poniekąd wykorzystany, bo nic nie wiedział. Jest niczym trybik w wielkiej machinie. Do tego Darkwing, który powinien siedzieć, jest nagle równy jemu i innym superbohaterom. Ludzi, którzy mają krew na rękach, nie spotkała żadna kara. Czy tak to ma wyglądać?
Mark po raz pierwszy mierzy się z faktem, że świat nie jest czarno-biały, a rządowa organizacja, dla której pracuje, stara się mieć szerszą perspektywę w postaci ochrony całego świata i nie waha się korzystać z tego, co do zaoferowania mają ci źli. Gdy nasz główny bohater ujawnia to reszcie jego superkolegów, dochodzi do rozłamu. Część z nich ma z tym problem, a część rozumie, że kwestia bezpieczeństwa świata to dosyć skomplikowana kwestia. Nawet jeśli im pewne rzeczy przeszkadzają, to przymykają na nie oko.
Zmiany w życiu prywatnym Marka Graysona
Kolejną nowością w „Invincible”, która pojawia się w wyniki rozłamu, jest dosyć istotna zmiana w życiu prywatnym Marka Graysona. A nawet dwie. Tu już pozwolę sobie na zachowanie nieco tajemnicy, by uniknąć spoilerów, ale zaznaczę, że przynajmniej jedna z nich jest zmianą intrygującą. Powracamy też co nieco do wątku Allana kosmity i ojca Marka. Także, tak jak wcześniej, od czasu do czasu Kirkman zasiewa ziarno, zapowiedź tego, co będzie dalej.
Delikatnie kontynuuje wątki z poprzednich zeszytów, które w przyszłości mają stać się pełnoprawnymi elementami fabuły. Scenarzysta robi to jak zawsze bardzo sprawnie, wręcz świetnie. Takie rzucanie okruszków wychodzi mu momentami lepiej niż rozwijanie pewnych wątków fabularnych, które czasami, ale czasami, wydają się przeciągane.
Dla miłośników gatunku superhero
Od strony wizualnej nic się nie zmienia wobec poprzednich tomów. Nic dziwnego, odpowiadają za nią wciąż Ryan Ottley i Jason Howard. Cały czas jest tak samo dobrze, wciąż jest „przejrzyście, schludnie, ale jednocześnie z odpowiednim poziomem szczegółów” ‒ jak pisałem przy okazji recenzji 4 tomu. Tak jak w przypadku poprzednich tomów dostajemy 12 zeszytów w twardej, lakierowanej oprawie, a do tego masę dodatków. Okładki, szkicownik itp. Dla fanów pozycja obowiązkowa. Ciekawą rzeczą, o której może powinienem wspomnieć wcześniej, jest fakt, że 5 tom „Invincible” to pierwsza okazja do szerszego poznania świata bohaterów ze stajni Image, nie tylko z tej serii. Na dłużej pojawia się na przykład Wolf-Man. Superbohater, którego dotknęła tragedia i jest oskarżony o jej spowodowanie. Klasyczny motyw wyjętego spod prawa („Ścigany”, „Monster”), który pomimo kłopotów z prawem wciąż stara się być po tej właściwej stronie.
Jeśli jesteście miłośnikami, czy też nawet tylko fanami, superhero, a jakimś cudem do tej pory nie mieliście do czynienia z „Invincible”, to powinniście jak najszybciej naprawić swój błąd. To seria, w której w świetny sposób są wykorzystywane klisze gatunku z odpowiednią dozą świeżości. Jakimś cudem, pomimo 50 zeszytów, wciąż jest wciągająco. Nawet mimo pewnych dłużyzn w przypadku jednego czy dwóch wątków.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Wydanie: 2019
Seria/cykl: INVINCIBLE
Scenarzysta: Robert Kirkman
Ilustrator: Ryan Ottley, Jason Howard
Tłumacz: Agata Cieślak
Typ oprawy: twarda