Dla wszystkich, którzy obawiali się, czy Bendis godnie zakończy swoją przygodę z Jessiką Jones, mam dobrą wiadomość. Wydany przez Muchę Comics tom „Jessica Jones – Powrót Purple Mana” nie tylko nie zawodzi, ale jest chyba najlepszą częścią serii. Stawka jest wyższa niż kiedykolwiek, zaś obserwowanie Jess, zdeterminowanej i skupionej jak nigdy, dostarcza mnóstwo satysfakcji.
Zarówno okładka, jak i tytuł „Jessica Jones – Powrót Purple Mana” zdradza wszystko. Na deser Bendis zaplanował ponowną konfrontację protagonistki z jej najgroźniejszym antagonistą, Killgrave’em. Tym samym, który przed laty uczynił z niej na osiem miesięcy niewolnicę, a potem zmusił ją do zaatakowania Avengers, co dla Jessiki omal nie skończyło się śmiercią. Właśnie te traumatyczne wydarzenia skłoniły Jones do rezygnacji z działalności superbohaterskiej i na trwałe odcisnęły piętno na jej psychice.
W finale serii „Alias” Jones spotyka superprzestępcę ponownie, tym razem jednak z pozytywnym skutkiem. Pokonuje go zarówno w sferze psychicznej (przełamanie woli agresora), jak i fizycznej (pokonanie go w fizycznym starciu), co pozwala wreszcie wyjść z traumy. Teraz Purple Man powraca, aby raz jeszcze zmierzyć się z najbardziej fascynującą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkał. Jessica jest już inną osobą, ale jak zwyciężyć kogoś, kto może zyskać kontrolę nad absolutnie każdym, nawet najbliższymi? Co zrobić, gdy nie jesteś w stanie odróżnić swoich własnych myśli od tych wdrukowanych przez wroga?
„Jessica Jones – Powrót Purple Mana” nie jest typową częścią serii. Nie prezentuje żadnego śledztwa Jones. Ma niewiele akcji i dramatycznych zwrotów, choć te, które są, naprawdę robią wrażenie. Całość głównie opiera się na wielostronicowych dialogach, ale za to jakich! Po ostatnich dokonaniach Bendisa łatwo zapomnieć, że był on prawdziwym mistrzem pisania konwersacji. Ostatni tom „Jessiki Jones” przypomina nam o tym. Jest przejmująco, dramatycznie, przerażająco, jest i ironicznie (jak na niewyparzony język Jess przystało). Wszystko trafione w punkt, budujące tę historię w sposób doskonały.
Jeszcze lepszy finał
W ogóle muszę przyznać, że Bendis dokonał tutaj sztuki niebywałej. Podczas lektury finałowego tomu „Alias” wydawało mi się, że historii Jessiki Jones lepiej skończyć się nie da: protagonistka staje twarzą w twarz ze swym oprawcą, koszmar powraca, ale bohaterka znajduje w sobie siłę niezbędną, aby pokonać agresora i pozostawić za sobą skutki traumy (przypomnijcie sobie piękną ostatnią scenę!). W tej sytuacji powstanie najnowszej serii przygód Jessiki Jones (a zwłaszcza kolejne spotkanie z Purple Manem) rodziło we mnie podejrzenie, że będzie to typowe odcinanie kuponów od popularności postaci, bo nie sposób dopowiedzieć w temacie relacji Jessiki z Killgrave’em nic sensowego.
A jednak okazało się, że się myliłem. „Jessica Jones – Powrót Purple Mana” jest jeszcze lepszym zamknięciem tego wątku niż finał „Aliasu”. Z jednej strony Bendis podnosi stawkę, bo przecież teraz Jessica jest żoną i matką, ma więc znacznie więcej do stracenia, zaś Killgrave zyskuje nowe możliwości, aby skrzywdzić ją bardziej niż kiedykolwiek. Z drugiej strony widzimy, że Jessica Jones jest już zupełnie inną kobietą i ta metamorfoza jest niezwykle satysfakcjonująca. W „Aliasie” jest niepewna siebie, łatwo traci panowanie nad emocjami, widać, że wciąż żyje w cieniu swojej traumy. Kiedy Killgrave ucieka z superwięzienia, reaguje ona autentycznym atakiem paniki, w pierwszej chwili nie jest w stanie zmobilizować się do jakiegokolwiek działania.
W „Powrocie Purple Mana” Jessica też się boi, ale strach (w pełni przecież uzasadniony) już jej nie paraliżuje. Przeciwnie, staje się paliwem do działania, czymś, co mobilizuje w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Jones tym razem jest pewna siebie, skoncentrowana, wie, co i jak chce osiągnąć. Do maksimum wykorzystuje swą największą supermoc – siłę woli i umiejętność przełamywania własnych słabości. Znamienne, że w obliczu ostatecznej konfrontacji z Killgrave’em Jones wysyła Luke’a Cage’a na drugi koniec świata, żeby nie pętał jej się pod nogami i nie odciągał uwagi od celu. A przecież zgodnie z kulturowymi schematami to męski bohater zawsze ratuje swoją ukochaną z opresji… Tu jest inaczej. Jessica wie, że unieszkodliwienie Killgrave’a jest jej misją i najlepiej wykona ją sama.
List miłosny
Znów fantastyczną robotę wykonał Michael Gaydos, znakomicie ilustrując tę opowieść. To także dzięki niemu wielostronicowe wymiany zdań nie nużą. Montaż kadrów jest znakomity, kreska bardzo staranna, tła jeszcze bardziej dopracowane. Wszystko to są atuty znane z poprzednich tomów, jednak mamy też pewną nowość: dwa dwustronicowe panele otwierające oryginalny numer siedemnasty. Dowodzą one, że Gaydos nie tylko doskonale sprawdza się w opowieściach kameralnych, ale równie dobrze poradziłby sobie w komiksie akcji, napakowanym spektakularnymi scenami. Czytając ten fragment, zwróćcie uwagę na mnogość detali i poukrywane smaczki nawiązujące do innych komiksów Bendisa i osoby samego scenarzysty.
Główna historia tomu uzupełniona jest jeszcze ostatnim zeszytem – czymś w rodzaju listu miłosnego Bendisa do swojej ulubionej kreacji. Widzimy tu jeden dzień z życia bohaterki, w którym wszystko po prostu układa się dobrze. „Uznałem, że jestem to winny Jessice – pisze Bendis w posłowiu. ‒ Jeden doskonały dzień.” I taka jest ta historia, pogodna, ciepła, trochę zwariowana, jak to często w życiu Jess bywa. Dodatkowym smaczkiem komiksu są nawiązania do innych tytułów, które scenarzysta przez lata pisał dla Marvela, między innymi „Ultimate Spider-Man”, „Niezwyciężony Iron Man” czy „Defenders”. Przyjemność odszukania postaci z tych i innych komiksów pozostawiam już wam.
Podczas pracy nad ostatnimi zeszytami „Jessiki Jones” Bendis i Gaydos wiedzieli już, że to finał ich przygody nie tylko z tą postacią, lecz także z Marvelem. Być może dlatego obaj wspięli się na wyżyny swoich możliwości, przygotowując najlepszy i najrówniejszy tom serii. Dalsze perypetie Jessiki Jones kontynuuje w Marvelu już nowy tandem twórców. Z dobrze poinformowanego źródła wiem, że Jones należy do ulubionych postaci decydentów wydawnictwa Mucha Comics. Oznacza to, że z pewnością nie jest to ostatni komiks z jej udziałem, który przeczytamy po polsku. A czy Bendis wróci kiedykolwiek do pisania przygód Jess? Póki co podpisał lukratywny (i zapewne długoletni) kontrakt z DC Comics. Ale cóż, nic przecież nie trwa wiecznie…
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Michał Siromski
„Jessica Jones. Powrót Purple Mana, tom 3”
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Michael Gaydos
Okładka: David Mack
Wydawca: Mucha Comics
Tłumacz: Marek Starosta
Data wydania: 2019
Tytuł oryginalny: „Jessica Jones Vol. 3: Return of the Purple Man”
Wydawca oryginalny: Marvel Comics
Rok wydania oryginału: 2018
Liczba stron: 136
Format: 168 x 257 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolor
Cena: 59,00 zł