Czarna Wdowa autorstwa dwóch zaprawionych w boju twórców, scenarzysty Marka Waida i rysownika Chrisa Samnee, jest jedną z kwietniowych propozycji Egmontu. Jedną z ciekawszych w gatunku, zwłaszcza na tle masy przeciętnych komiksów superbohaterskich, jakie wychodzą obecnie, tak w Polsce, jak i w Stanach Zjednoczonych.
Wszechobecne wyrobnictwo
Muszę się przyznać, że nie czytam zbyt wielu współczesnych komiksów superbohaterskich. Za duży próg wejścia. Odrzucają mnie niepotrzebnie zagmatwane uniwersa i fabuły. Szkoda mi czasu na śledzenie tego wszystkiego. Jest zbyt wiele komiksów i innych dzieł popkultury pod każdym względem lepszych, żeby tracić na to czas. Jednak jeszcze bardziej zniechęca mnie wszechogarniające wyrobnictwo i przeciętniactwo. Głównie w kwestii rysunku i sposobu prowadzenia opowieści. Trzeba wydać przykładowo sześć nijakich komiksów o Spider-Manie miesięcznie i ktoś je musi zrobić, więc powstają barachła, których się nie da czytać. To, że nie czytam wielu komiksów Marvela czy DC, nie oznacza, że nie śledzę ich oferty. Bo od czasu do czasu trafia się jakaś ciekawsza lektura.
Czarna Wdowa zainteresowała mnie ze względu na ekipę twórców. Głównie Chrisa Samnee, który znany jest z pracy nad Daredevilem, Kapitanem Ameryką i Rocketeer: Cargo of Doom. W każdym z wymienionych rysował scenariusze Marka Waida. Tak częsta współpraca zaowocowała bardzo dobrym zrozumieniem i wzajemnym zaufaniem. Ściśle współpracowali nad tworzeniem fabuły (rysownik jest wymieniony jako współscenarzysta). Jej zarys Samnee zamieniał na szkice stron z bardzo szczątkowymi dialogami. Celem rysownika jest według niego jak najlepsze i możliwie najpełniejsze opowiedzenie historii przy użyciu rysunków. To, że można je właściwie czytać bez dialogów, jest ogromną zaletą komiksów rysowanych przez Chrisa. Dopiero gdy ten cel został osiągnięty, Mark Waid nanosi dialogi, które wzbogacają fabułę.
Wyróżniają się rysunki Chrisa Samnee
Dzięki tej metodzie, która nie jest niczym nowym, ale odwołuje się do marvelowskiej tradycji, komiks jest bardzo dynamiczny. Nie ma zbędnej gadaniny. Zwłaszcza w scenach akcji, które w dużej mierze są pozbawione dymków. Do tego dochodzą inne środki. W scenie pościgu na parkingu często zmienia się perspektywa (wewnątrz samochodu, w którym siedzi Natasza, i na zewnątrz), co potęguje napięcie i wraz z niejednolitymi panelami, skosami pogłębia wrażenie gwałtowności całej sceny i gorączkowość działań bohaterki. Poza tym nietypowe podziały i punkty widzenia powodują, że ta i inne sceny akcji są ciekawsze wizualnie, niż gdyby pokazać je z jednego miejsca. Co ciekawe w tym chaosie nie umyka zrozumienie biegu wydarzeń.
Samnee świetnie operuje też zarysami postaci. Szczególnie widać to w pojedynku pomiędzy Czarną Wdową, Zimowym Żołnierzem i Pustelnicą oraz gdy Czarna Wdowa musi się zmagać ze swoimi młodszymi kopiami pod koniec tomu. W tym pierwszym bohaterowie walczą na tle ciemnej piwnicy (ciemność zastąpiona plamami czerwieni i pomarańczu) oraz śniegu. Sylwetki, poza tym, że różne dla każdego z bohaterów, mają minimalną liczbę szczegółów, które pozwalają widzieć, kto jest kim. Rude włosy Nataszy, czerwona gwiazda na ramieniu Zimowego Żołnierza i stalowe elementy kostiumów (pas, ręka, naramienniki) umożliwiają błyskawiczne rozpoznanie, nawet gdy widzimy jedynie fragment postaci. W tej drugiej scenie szczególnie ciekawy jest fragment pojedynku na schodach. Barierki i balustrady służą jako podział strony na panele.
Chwyty narracyjne
Jest też kilka innych interesujących zabiegów formalnych. Panele z motywem labiryntu, gdy Natasza wkrada się przewodami wentylacyjnymi do nowej Mrocznej Komnaty. Montaż pokazujący, jak Mini-Wdowy rozprawiają się z Płaczącym Lwem. Scena przyrównująca grację, z jaką Natasza rozprawia się z wrogami, do baletu, który oczywiście ćwiczyła, będąc dzieckiem. Gdy Czarna Wdowa pokonuje swoje następczynie, symbolicznie pokazane jest, że to też ostateczne rozprawienie się z jej własną przeszłością.
Pozostaje tylko pytanie, czy rzeczywiście ostateczne, bo na tyle na ile znam opowieści o tej bohaterce, zawsze gdzieś w tle przewija się jej przeszłość jako agentki rosyjskiego/radzieckiego wywiadu. Choćby wydany przez Egmont w 2017 Powrót do domu. To zresztą bardzo ograny motyw. Podobnie jak radzieckich superagentów i tajnych badań. Pomimo tego, że zimna wojna skończyła się ponad 30 lat temu, powraca w popkulturze do dzisiaj. Podobne wątki porusza film Czerwona Jaskółka z Jennifer Lawrence. Nie tak dawno recenzowałem Hucka, w którym po uciekinierów z ZSRR upomina się przeszłość.
Kolory Matta Wilsona
Po trailerze Czarnej Wdowy wnioskuję, że w podobnych klimatach osadzono kolejną część filmowego uniwersum Marvela. Pewnie to zadecydowało o wydaniu komiksu w Polsce. Niestety pandemia popsuła ten niecny plan i na film musimy jeszcze poczekać kilka miesięcy. Mamy za to komiks, który może i bierze na warsztat ograną historię oraz korzysta z wszelakich motywów opowieści szpiegowskich (tajne akta, pościgi, strzelaniny, podwójni agenci, zdrady), ale realizuje ją w ciekawy sposób. Złoczyńcy są momentami jedynie zbyt bondowscy. Napawają się swoim zwycięstwem, zamiast wykończyć bohaterkę, a ich buta zawsze obraca złowieszcze plany wniwecz.
Warto też wspomnieć o kolorach Matta Wilsona. Zachwycałem się nimi już przy okazji Paper Girls. Wilson pracował też nad Wonder Woman z rysunkami Cliffa Chianga. Z Chrisem Samnee współpracował już przy przygodach Daredevila. To jeden z moich ulubionych kolorystów. Głównie dlatego, że unika dosłowności i realizmu. Kolory stosuje bardziej w celu podkreślenia emocji danej sceny. Głównymi barwami Czarnej Wdowy są czerń i czerwień. Za cienie odpowiada Samnee, który nie żałuje tuszu. Czerwień jest stosowana w znacznie ciekawszy sposób. Właściwie wszelkie wydarzenia, które bezpośrednio są związane z Nataszą i jej przeszłością, wykorzystują odcienie tego koloru i kolory pokrewne. Retrospekcje pokazane są na jasnoczerwono, różowo i pomarańczowo. Z kolei działania agentki, zwłaszcza te związane z przemocą, są punktowane eksplozjami silnie nasyconej czerwieni, która potęguje ich brutalność.
Odrębność od uniwersum
Bardzo podobało mi się też, że komiks nie jest szczególnie mocno związany z resztą uniwersum. Czy to Marvel 2.0? 1.0? 5.0? Czy ma miejsce przed drugą wojną domową? Czy też po niej, a może jest wprowadzeniem do jakiegoś innego wydarzenia? Nie wiem i nie muszę tego wiedzieć. Szczerze mówiąc, nawet nie chcę. Czarna Wdowa jest dobrą samodzielną historią, do której zrozumienia wystarczy zawartość komiksu i ogólna znajomość świata komiksów lub filmów Marvela. Chętnie czytałbym więcej komiksów superbohaterskich, jeśli byłoby to częściej spotykane i gdyby były tak dobrze narysowane jak ten.
Dziękujemy wydawcy za przekazanie egzemplarza do recenzji.
Konrad Dębowski
Tytuł: „Czarna Wdowa”
Tytuł oryginału: „Black Widow”
Scenariusz: Mark Waid
Rysunki: Chris Samnee
Kolor: Matt Wilson
Tłumaczenie: Weronika Sztorc
Wydawca: Egmont
Data polskiego wydania: kwiecień 2020
Wydawca oryginału: Marvel Comics
Data wydania oryginału: 2016
Objętość: 268 stron
Format: 167 x 255 mm
Oprawa: miękka
Druk: kolorowy
Cena okładkowa: 44 zł