Patrząc na opinie w Internecie, wydane przez Non Stop Comics Miasto Wyrzutków Juliena Lamberta kojarzy się większości z Sin City i podobnymi klimatami/schematami noir. Owszem, występuje pewna zbieżność nazw (Miasto Wyrzutków/Grzechu) oraz tematyczna (miejski półświatek), ale w życiu nie postawiłbym tych komiksów obok siebie.
Ugładzone miasto grzechu
Komiks Millera jest mroczny, brudny, rozerotyzowany i brutalny. W komiksie Lamberta tego wszystkiego (zwłaszcza seksu) jest znacznie mniej. Przemoc pomimo realnych konsekwencji jest bardziej kreskówkowa, przesadna, a i bohaterowie są raczej karykaturami noirowych archetypów. Mamy więc mrukliwego detektywa, który nie potrafi rozmawiać z ludźmi, ale za to świetnie dogaduje się z przedmiotami. Rezolutnego dzieciaka z nieodłącznym kotem (Parchatek 4ever!), żyjącego na ulicy wraz z jemu podobnymi. Adwersarzem okazuje się szalony naukowiec, który ma pokrętny plan zawładnięcia światem.
Pierwszy tom raczej nie zapowiadał takiego problemu, przed którym stanie detektyw Jacques Peuplier. Jego umiejętność rozmowy z przedmiotami jest bowiem całkiem niezłym mechanizmem fabularnym, który pozwoliłby generować niezliczone typowe opowieści detektywistyczne o porwaniach, zaginięciach i morderstwach. Wyróżnikiem, który nadawałby powiew świeżości, byłaby wspomniana zdolność bohatera. Czterdzieści tomów później autor odszedłby na zasłużoną emeryturę, nie wnosząc wiele do historii kryminału poza wspomnianym chwytem.
Kreatywna adaptacja schematów
Miasto Wyrzutków może i zaczyna się sztampowo od porwania i prostej sprawy zaginięcia przedmiotu, ale bardzo szybko odrywa się od schematów. Świat zamiast mrocznego i plugawego jest coraz bardziej fantastyczny. Pojawiają się: dziwna technologia, latające zombie i tajemnicze muchopodobne żyjątka, na które poluje młodszy z bohaterów. Jednym z bohaterów jest też miasto. Rozkładające się, zmurszałe. Sprawiające wrażenie zużytego. Najwyraźniej mające okres świetności za sobą. Opuszczone, niszczejące fabryki przypominają to, jak wyglądają dawne centra przemysłu ciężkiego, które jeszcze nie odbudowały się po zmianach wymuszonych postępem technologicznym i przeniesieniem większości takiej produkcji (stali, maszyn) do krajów rozwijających się.
Magiczny realizm Miasta Wyrzutków
Miasto, styl rysunku, niektórzy bohaterowie i magiczny realizm opowieści przypominają mi bardzo Tekkonkinkreet Taiyou Matsumoto. Zwłaszcza rozedrgana, sprawiająca wrażenie niepewnej kreska, która jednak nie zawiera żadnych zbędnych pociągnięć. Z bardziej frankofońskich inspiracji nasuwa się Joann Sfar (Kot Rabina). Zresztą to właśnie ze względu na rysunki zainteresowałem się komiksem.
Dwa tomy Miasta Wyrzutków to bardzo satysfakcjonująca lektura. Punktem wyjścia są może i znane schematy, ale bardzo szybko zostają porzucone i autor zabiera czytelników w inny typ opowieści niż ten, który mogłaby sugerować część wykorzystanych wątków czy archetypów postaci.
Konrad Dębowski
Tytuł: „Miasto wyrzutków”
Tytuł oryginału: „Ville Vermine”
Scenariusz: Julien Lambert
Rysunki: Julien Lambert
Kolor: Julien Lambert
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawca: Non Stop Comics
Data polskiego wydania: styczeń/czerwiec 2020
Wydawca oryginału: Sarbacane
Data wydania oryginału: październik 2018/kwiecień 2019
Objętość: 2 x 96 stron
Format: 230 x 310 mm
Oprawa: twarda
Druk: kolorowy
Cena okładkowa: 49 zł