Zmartwychwstanie w komiksie superbohaterskim to chleb powszedni. Kiedy twórcy zdecydują się na uśmiercenie ważnej postaci, wiadomo, że prędzej czy później wróci ona do życia. Podobny los spotkał właśnie najsławniejszego członka X-Men, który ożywa w komiksie „Powrót Wolverine’a” wydanym przez Egmont. Jednak czy jego powrót należy do tych wartych zapamiętania? Zdecydowanie nie.
Wolverine powraca…
Wolverine umarł już jakiś czas temu. Wskutek intryg utracił swoją moc gojenia ran i oblany płynnym adamantium zakończył swój żywot. Historię tę możecie przeczytać w albumach: „Trzy miesiące do śmierci” i „Śmierć Wolverine’a”. Teraz jednak budzi się w zniszczonym laboratorium, zakrwawiony, nie pamiętając, kim jest i co się z nim działo. Późniejsze wydarzenia kierują go ku organizacji Soteira i jej przywódczyni Persefonie. Kim jest tajemnicza kobieta i czy będzie umiała odpowiedzieć mu na pytanie, w jaki sposób powrócił do życia?
…niestety w kiepskim stylu
Wspomniany we wstępie album „Śmierć Wolverine’a” na początku był całkiem udaną lekturą, jednak im bliżej końca, tym bardziej historia stawała się niedorzeczna, żeby nie powiedzieć głupia. Wiadomo było, że taka postać jak Wolverine powróci prędzej czy później, bo przecież Marvel nie pozwoli sobie na zbyt długą nieobecność tego ikonicznego już bohatera. Stało się to w recenzowanym właśnie albumie autorstwa Charlesa Soule’a. Przyznaję, nie spodziewałem się wiele po tym tytule, ale i tak bardzo się zawiodłem.
Scenarzysta wykorzystuje sprawdzone i wielokrotnie eksploatowane motywy, które można określić jako „nie wiem, gdzie i kim jestem ani kim są wszyscy wokół”. Nie jest to oczywiście nic złego, bo nawet ze znanych wątków i motywów można stworzyć naprawdę dobrą historię, jednak tutaj to zwyczajnie nie wyszło. Początek opowieści można uznać za ciekawy, ale kilka stron dalej zapala się czerwona lampka, bo już wtedy możemy domyśleć się, kto jest kim i jakie będzie zakończenie. W moim przypadku domysły potwierdziły się tak w 95%, więc zaskoczenia i przyjemności z lektury nie miałem prawie żadnej. Samo wyjaśnienie powrotu naszego bohatera jest moim zdaniem jednym z najgorszych, jakie można było wybrać. Tutaj autor zdecydowanie poszedł na łatwiznę. Owszem, sposób ma odrobinę sensu, ale cel przywrócenia Wolverine’a do życia ‒ ani trochę. Wszystko to sprawia, że komiks jest nie tylko przewidywalny od samego początku, ale zwyczajnie nudny.
Rysownicy nie podołali
Jeżeli zaś chodzi o rysunki, odpowiada za nie dwóch twórców ‒ Steve McNiven i Declan Shalvey. Niestety tutaj też szału nie ma. Panowie skupiają się głównie na postaci głównego bohatera, a reszta jest rysowana w dość prosty sposób. To dotyczy też drugiego planu, gdzie zwyczajnie brakuje szczegółów i plansz, na których można by chociaż na chwilę zawiesić oko. Zupełnie inaczej jest z okładkami alternatywnymi, które znajdują się w albumie. Są naprawdę piękne, a niektóre aż proszą się o większy format i możliwość powieszenia ich na ścianie.
Podsumowując. „Powrót Wolverine’a” to komiks, który zawiódł mnie praktycznie pod każdym względem. Przewidywalna i nudna historia z bardzo przeciętnymi rysunkami. Taka ikoniczna postać jak Wolverine zasługuje moim zdaniem na dużo lepszy i bardziej zapadający w pamięć powrót. Ten niestety nie jest godny uwagi.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza komiksu do recenzji.
Scenariusz: Charles Soule
Rysunki: Steve McNiven, Declan Shalvey
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Egmont
Data wydania: lipiec 2021
Liczba stron: 152
Format: 167 x 255 mm
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Druk: kolor
Cena: 39,99 zł