„Blade Runner 2019” to nowa propozycja wydawnictwa Egmont, która z pewnością przypadnie do gustu fanom filmu Ridleya Scotta. Wszystko zaczęło się jednak od powieści Philipa K. Dicka zatytułowanej „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?”. Film stał się tytułem kultowym, więc nic dziwnego, że powstały komiksy rozszerzające to uniwersum. I jak na razie są to całkiem dobre tytuły.
„Blade Runner” na kartach komiksu
Bohaterką komiksu jest detektyw Aahna „Ash” Ashina – najlepsza łowczyni androidów. Pewnego dnia zostaje przydzielona do zbadania sprawy zaginionej żony i córki Alexandra Selwyna, bogatego magnata finansowego i właściciela firmy Cannan Corporation. Zadanie to jednak dość szybko sprawi, że życie pani detektyw wywróci się do góry nogami. Odkryje bowiem spisek, od którego zależeć będzie istnienie replikantów – sztucznych ludzi, których do tej pory tropiła i zabijała.
Powieść i film, które stały się kultowe
Zanim przejdę do opisywania moich wrażeń z lektury, krótko wspomnę tylko o tym, kim są replikanci i tytułowi Blade Runners. Otóż na początku XXI wieku korporacja Tyrell stworzyła roboty praktycznie nieodróżnialne od ludzi, które nazwano właśnie replikantami. Na początku służyły jako siła robocza, jednak kiedy doszło do rebelii replikantów bojowych Nexus 6, ich obecność na Ziemi stała się nielegalna. W celu ich wyłapywania i eliminowania powołano specjalne oddziały policyjne zwane właśnie Blade Runners. Nasza bohaterka jest jednym z pierwszych takich łowców.
Muszę przyznać, że bardzo lubię klimaty SF i cyberpunk, a film „Łowca androidów” darzę dużym sentymentem, jednak z perspektywy czasu bardziej podobała mi się jego kontynuacja, czyli „Blade Runner 2049” w reżyserii Denisa Villeneuve’a. Jednak jak to zazwyczaj z komiksami (i nie tylko) rozwijającymi jakąś franczyzę bywa, nie zawsze są one ciekawe i raczej służą celom marketingowym niż faktycznemu poszerzeniu tytułu. Tutaj na szczęście jest inaczej.
Mroczne Los Angeles widziane oczami dwóch scenarzystów
W albumie znajdziemy trzy powiązane ze sobą historie, za które odpowiadają scenarzyści Mike Johnson i Michael Green. Trzeba przyznać, że obaj panowie od samego początku czują klimat mrocznego Los Angeles. Dostajemy ciekawą i pełną zwrotów akcji opowieść, która trzyma w napięciu od samego początku. Być może motyw porwania żony i córki bogacza, które musi odnaleźć główny bohater (tutaj bohaterka), wyda się niektórym powtarzalny, ale to tylko tło dla wielowątkowej historii. Spisek, który odkryje detektyw Ashina, spowoduje, że będzie musiała zrewidować całą swoją dotychczasową karierę jako jedna z Blade Runner, a wybory, przed którymi stanie, nie będą łatwe.
Klimatyczne rysunki Andresa Guinaldo
Pomimo mrocznej tonacji opowieści całość czyta się bardzo przyjemnie i w miarę szybko. Z pewnością przyczyniają się do tego dialogi między bohaterami, które są ciekawe i zachęcają do dalszej lektury. W odbiorze pomagają też rysunki autorstwa Andresa Guinaldo, które na początku wydały mi się dość proste i pozbawione szczegółów. Po części tak jest, jednak dość szybko zdałem sobie sprawę, że ani trochę nie przeszkadza mi to w lekturze. Jest tutaj całkiem dużo scen akcji, trafi się też kilka plansz dwustronicowych, które robią wrażenie. Na uwagę zasługują bogate materiały dodatkowe na końcu albumu. Oprócz okładek alternatywnych, których jest całkiem sporo, znajdziemy też m.in. szkice i fragmenty scenariusza jednego z zeszytów. Całość wydana została w twardej oprawie i ma 344 strony.
„Blade Runner 2019” to nie tylko komiks rozszerzający uniwersum o replikantach i ich łowcach, ale przede wszystkim świetna lektura SF. Mogę go polecić nie tylko fanom filmu i powieści, lecz także zwykłym czytelnikom lubiącym podobne tematy. Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony poziomem historii i czekam na kolejne tomy.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.