„Konflikt Q” to trzeci tom z serii „Star Trek” wydany przez Egmont. Tym razem będziemy śledzili losy nie jednej, a czterech kultowych już załóg z tego uniwersum. Do turnieju zorganizowanego przez potężną istotę zwaną Q przystąpią bohaterowie z oryginalnego serialu, „Następnego pokolenia”, „Stacji kosmicznej” i „Voyagera”. Czy uda im się ocalić wszechświat przed zniszczeniem?
Wojna w Kontinuum Q
Q ‒ potężna istota o niewyobrażalnych mocach ‒ toczy wojnę z innymi sobie podobnymi. To sprawia, że w naszym wszechświecie dochodzi do zjawisk, których racjonalnie nie da się wyjaśnić. Giną przy tym planety i ich mieszkańcy. Kapitan Jean-Luc Picard domyśla się, że to Q jest przyczyną tych tragedii. Namawia go do zakończenia konfliktu. Ten zaś postanawia, że to ludzkość rozstrzygnie toczoną przez niego wojnę. Przenosi ich do innego wymiaru i organizuje turniej. Cztery strony konfliktu reprezentować będą czterej najznakomitsi dowódcy Gwiezdnej Floty ‒ wspomniany już kapitan Jean-Luc Picard, komandor Benjamin Sisko, kapitan Kathryn Janeway i prawdziwa legenda ‒ kapitan James T. Kirk, a także ich załogi. Jakie wyzwania przygotował dla nich Q i czy zakończy wojnę, jeżeli to nie on wygra turniej?
Cztery kultowe załogi i jeden konflikt
Uniwersum „Star Trek” kocham od dziecka, jednak do tej pory nie miałem wielkiej styczności z komiksami tej franczyzy. Dzięki Egmontowi mogę wreszcie zapoznać się z tymi kultowymi już tytułami i prawdę mówiąc, nie mogę wyjść z podziwu, jak dobre są to komiksy. Oczywiście nie zapeszając, ale „Konflikt Q” to jeden z lepszych tytułów, jakie czytałem w tym roku, i nie ma to nic wspólnego z sympatią do uniwersum. Pomysł zebrania najpopularniejszych bohaterów znanych z filmów i seriali i umieszczenie ich w jednym komiksie? Tutaj wszystko mogło pójść nie tak.
Na szczęście scenarzyści David Tipton i Scott Tipton (tak, panowie są braćmi) stworzyli tytuł z ciekawą i angażującą fabułą, która trzyma w napięciu od początku do końca. Relacje pomiędzy załogami z różnych ram czasowych, nieznających siebie nawzajem, a także sprzętu i wrogów, sprawiają, że komiks czyta się strona po stronie z uśmiechem na twarzy. Bo nie ukrywajmy, że najwięcej radości z lektury będą mieli fani uniwersum. To naprawdę świetny komiks, ale obawiam się, że dla zwykłego czytelnika część wątków może być trochę niezrozumiała. Owszem posłowie Kamila Śmiałkowskiego, które znajduje się na końcu tomu, wyjaśnia wiele rzeczy i z pewnością sprawi, że część osób zechce bardziej zanurzyć się w to uniwersum. Osobiście mam nadzieję, że tak się stanie, bo to naprawdę świetne tytuły.
Rysunki, które mogłyby być ładniejsze
Jedyne uwagi, jakie mam, dotyczą rysunków, które moim zdaniem nie są najładniejsze. Odpowiada za nie duet Silvia Califano i David Messina. Najgorzej wypadły niestety twarze, które na zbliżeniach przypominają aktorów znanych z seriali, jednak na dalszym planie prezentują się tak, że niekiedy ciężko odróżnić, kto jest kim. Czasami mają też dziwny grymas, a drugi plan momentami nie istnieje. Na szczęście na końcu albumu znajdują się okładki alternatywne, a niejedna z nich mogłaby być plakatem. Komiks wydany został w miękkiej oprawie ze skrzydełkami i ma 152 strony.
„Star Trek. Konflikt Q” to świetny tytuł, z którym powinni zapoznać się nie tylko miłośnicy uniwersum, lecz także dobrej lektury SF. Być może osoby, które do tej pory nie miały styczności z przygodami załóg Gwiezdnej Floty, poczują się zagubione, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby dzięki komiksom lepiej poznały to uniwersum.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za przekazanie komiksu do recenzji.