Bloom autorstwa Kevina Panetty i Savanny Ganucheau to, o ile mi wiadomo, pierwsza komiksowa propozycja z imprintu Młody Book! wydawnictwa Sonia Draga. Jest on przeznaczony głównie dla nastolatków i zapewne z tego względu omawiany komiks stał się jego częścią, a nie został wydany przez Non Stop Comics, również związany z tym wydawcą.
Dominacja komiksów dla młodych czytelników
Jeśli śledzicie rynek komiksu w Stanach Zjednoczonych, to zapewne wiecie, że komiks dla młodego czytelnika to obecnie jego najmocniejsza gałąź. W komiksach dla dzieci króluje Dav Pilkey (Dogman, Captain Underpants). Pozycje Rainy Telgemeier o problemach nastolatków sprzedają się w setkach tysięcy egzemplarzy. Nie dziwi więc, że pojawiają się kolejne pozycje dla tych odbiorców. Powinniście kojarzyć choćby takie jak Lore Olympus czy Heartstopper, które ukazały się również u nas, są bardzo popularne i trafiają też do osób, które na co dzień nie są czytelnikami komiksów. Wydaje mi się, że do tego segmentu można zaliczyć też komiksy sióstr Tamaki (Pewnego lata, Moje rozstania z Laurą Dean) czy Tillie Walden (Załoga Promienia, Zawirowania) wydawane przez Kulturę Gniewu.
Bloom solidnym przedstawicielem gatunku
Nic więc dziwnego, że kolejny polski wydawca sięga po komiks, który wpasowuje się w ten segment. Bloom jest romansem osadzonym w nadmorskim amerykańskim miasteczku. Ari to syn greckich imigrantów i chciałby wraz ze znajomymi z zespołu wyprowadzić się do Baltimore, żeby tam spróbować zrobić karierę. Z drugiej strony jego rodzice woleliby, żeby został i pomógł im w prowadzeniu podupadającej piekarni. Sprawa się komplikuje, gdy w piekarni pojawia się Hector. W przeciwieństwie do Ariego uwielbia piec, więc może zająć jego miejsce i pozwolić mu na realizację marzeń o wyjeździe. Jednak pomiędzy chłopcami pojawia się uczucie, co sprawia, że już nie ma prostego wyjścia, które satysfakcjonowałoby wszystkich.
Czytam niewiele romansów. Jeszcze mniej z udziałem osób nieheteronormatywnych. Spodziewałem się więc czegoś bardzo sztampowego. Najprostszym pomysłem na konflikt w fabule byłoby to, że jeden z chłopaków jest homoseksualny, a drugi nie, albo się waha co do swojej orientacji. Do tego dodać jakiś opór konserwatywnego otoczenia i mamy przepis na najbardziej sztampową fabułę wszech czasów. Tego cały czas się spodziewałem. Z ogromną ulgą przyjąłem, że ta kwestia w ogóle się nie pojawia. Nikt nie sprzeciwia się związkowi dwóch chłopaków. Nikogo on nie dziwi. Nie ma jakiegoś wielkiego coming outu. Kwestia ich orientacji w ogóle nie jest poruszana. Po prostu zakochują się w sobie, a typowe dla romansów perturbacje utrudniające bohaterom bycie parą wynikają z zupełnie innych kwestii.
Odejście od nudnego stereotypu
To, że bohaterowie są przedstawieni jako kochający się ludzie, bez wskazywania, czy są hetero, czy nie, jest według mnie bardzo dobre. Chciałbym, żeby powstawało więcej komiksów o przedstawicielach mniejszości seksualnych czy etnicznych, które pokazywałyby ich nie przez pryzmat ich rasy czy orientacji, ale po prostu jako ludzi z normalnymi ludzkimi problemami. Dostępne są dziesiątki cierpiętniczych pozycji LGBT i pewnie kilka razy więcej takich, w których jedyną cechą danej postaci jest bycie gejem lub czarnoskórym. Głównie spod szyldu wielkich korporacji, które próbują się pozycjonować jako progresywne. Nie sądzę, żeby kolejna stereotypowa postać z problemami stereotypowymi dla danej rasy czy orientacji zapewniła nam rozwój czy porywającą lekturę.
Mocną stroną komiksu są rysunki. Wszystko jest utrzymane w ciepłych barwach żywej zieleni. Różne poziomy szarości Savanna Ganucheau uzyskuje przez nawarstwianie cyfrowych rastrów oraz kilka odcieni zielonego. Kreska jest uproszczona. Wydaje się inspirowana współczesnymi animacjami. Sądzę, że jedną z inspiracji może być manga. Szczególnie podobały mi się nieme sekwencje, gdy postacie piekły razem chleb. Fantazyjne kompozycje przypominały mi wówczas mangi shojo, w których często skrajne emocje przedstawiane są w sposób bardziej abstrakcyjny. W Bloom praktycznie każda scena pieczenia jest wyrażeniem miłości. Zarówno rodzicielskiej, gdy Ari pracuje z rodzicami, jak i tej rodzącej się pomiędzy głównymi bohaterami. Widać też, że rysowniczka w niejednym piecu chleb piekła. Wszelkie sceny dotyczące prac w kuchni miały sens i wyglądały, jakby można było je odtworzyć w rzeczywistości. Przepis na bułeczki dodany na końcu komiksu tylko utwierdza mnie w tym przekonaniu. Dodatkowe punkty przyznaję za wspomnienie i pokazanie kadru z kultowego filmu Night of the Comet.
Ciepły, pozytywny komiks
Tak jak bohaterowie pieką z uczuciem, tak i twórcy tego komiksu zrobili go z sercem. Właściwie oboje debiutują w samodzielnej pozycji. Wcześniej pracowali tylko nad pomniejszymi komiksami na licencji. Mamy tu pozytywną energię początkujących twórców, którzy chcą zawojować świat. Przy tym jeśli chodzi o komiksowe rzemiosło, jest to bardzo przyzwoita pozycja. Opowieść jest przedstawiona w przejrzysty i zrozumiały sposób. Postacie można bez problemu rozróżnić ‒ odmienne są nie tylko rysy twarzy, lecz także budowa ciała. Czyta się bardzo szybko i płynnie. Nawet osoba niezaznajomiona z komiksowymi konwencjami nie powinna mieć problemów z lekturą.
Bloom jest bardzo ciepłym, pozytywnym komiksem o miłości i poszukiwaniu własnej drogi w życiu. Wydaje mi się, że podobnie jak wspomniany Heartstopper czy komiksy Tillie Walden to bardzo dobra propozycja dla nastolatków. Zwłaszcza o bardziej otwartych głowach i niebojących się tematyki LGBT.
Konrad Dębowski