Sara to kolejna propozycja od Mucha Comics ze scenariuszem popularnego w Polsce Gartha Ennisa (Punisher Max, Chłopaki). Za rysunki i kolory odpowiadają kolejno Steve Epting i Elizabeth Breitweiser. Jest to też pierwszy wydany u nas komiks z TKO Studios.
Nowy wydawca
TKO to bardzo ciekawa inicjatywa scenarzysty Tze Chuna. Wydaje on głównie zamknięte, pojedyncze historie autorstwa uznanych twórców. Od razu są dostępne w kilku formatach (zestaw lekko powiększonych zeszytów w etui, wydanie zbiorcze w miękkiej oprawie). Sara i Sztuczna Inteligencja Lemire’a niedawno doczekały się też wydań w twardej oprawie. U nas Mucha od razu wydaje w standardowych dla siebie formacie i oprawie.
Jeśli ktoś śledzi bliżej twórczość Gartha Ennisa, to zapewne dobrze wie, że są to głównie przygody samotnych twardzieli (Punisher, Hellblazer), parodie superbohaterów (Chłopaki, Hitman), ale też bardzo często komiksy wojenne, których też już kilka u nas wydano (Opowieści frontowe, Opowieści wojenne, Drogi Billy, World of Tanks, Punisher – Born). Wojna jest sytuacją ekstremalną, w której rzeczywistość często sprawdza charakter człowieka, co ułatwia skonstruowanie interesującej opowieści. Chociaż bardziej prawdopodobne jest, że wynika to z jego młodzieńczych fascynacji brytyjskimi magazynami komiksowymi, gdzie drukowano rozmaite historie tego typu (chociażby Battle). Bohaterowie Ennisa najczęściej są weteranami konfliktów zbrojnych. Dodatkowo często w jego komiksach o grupach bohaterów przewija się temat męskiej przyjaźni czy wspólnoty, która wykształca się właśnie wśród żołnierzy.
W Rosji ciągle wojna trwa
Jednak tym razem bohaterkami są dziewczyny z oddziału snajperek z tytułową Sarą na czele ‒ niezrównaną w tym, co robi, chociaż nie jest to chwalebne zajęcie. Zapewne tylko dlatego tolerują ją oficerowie polityczni przydzieleni do oddziału. W każdej interakcji z nimi widać, że ewidentnie z jakiegoś powodu nie jest przykładną obywatelką Związku Radzieckiego. Wiele wyjaśniają retrospekcje, bowiem cały czas przeplatają się różne momenty w życiu Sary i jej towarzyszek. Podoba mi się też, że najczęściej Ennis wybiera istotne wydarzenia. Często konkretne elementy snajperskiego szkolenia (np. dobór celów, stosowanie pułapek) widzimy kilka stronic dalej zastosowane na polu walki. Takie przeplatanie znacznie też dynamizuje akcję, która w przypadku samotnych snajperskich pojedynków mogłaby być serią wewnętrznych monologów bohaterki. Oczywiście wciąż takie się pojawiają, bo śledzimy sytuację z jej perspektywy, ale są rozdzielane rozmaitymi innymi scenami.
Niektórzy mogą się zżymać, że bohaterkami komiksu są Rosjanki. Nie tylko ze względu na obecną sytuację polityczną, ale ogólne historyczne relacje naszego kraju ze wschodnim sąsiadem. Jednak nie ma tam raczej gloryfikacji żadnej z ideologii. Sara, wzorem innych dobrych komiksów wojennych, pokazuje losy jednostki na tle zmagań mocarstw. Bohaterka stara się po prostu przetrwać w otaczającym ją wrogim środowisku. Z kolei jej towarzyszki reprezentują różne postawy wobec konfliktu i ideologii, która jest im wpajana. Czuć też niechęć do hierarchii wojskowej i politykowania. Zarówno oficerowie, jak i członkowie NKWD są pokazani negatywnie. Są tchórzliwi albo karykaturalnie fanatyczni. Ennis kontynuuje też dobre tradycje brytyjskiego komiksu (np. twórczość Pata Millsa), bo ciężko omawiany tytuł nazwać gloryfikującym wojnę czy udział w niej.
Realistyczne, ale ciekawe rysunki i kolor
Rysunki Eptinga i Breitweiser skłaniają się ku realizmowi. Nie jestem specjalistą od uzbrojenia z okresu drugiej wojny światowej, ale wszystko wydaje się wyglądać na dobrze odwzorowane. Pomimo mundurów każda z dziewczyn w oddziale jest łatwo rozpoznawalna przez inny kolor włosów, fryzurę i czasem budowę ciała. Wydarzenia dzieją się o różnych porach dnia i nocy, co znajduje odbicie w kolorze. Szczególnie dobrze wygląda świt albo zmierzch w trakcie jednej z akcji. Poza tym większość wydarzeń toczy się w zimie i jest utrzymana w chłodnej tonacji (biały, niebieski, szary). Natomiast retrospekcje przypadają raczej na lato albo wnętrza, które toną w brązach i innych ciepłych kolorach. Przez to znacznie łatwiej i szybciej czyta się komiks, bo czytelnik od razu widzi, że zmienił się czas i miejsce akcji bez potrzeby doprecyzowywania ramkami z tekstem.
Warto też wspomnieć, że Elizabeth Breitweiser nie trzyma się sztywno realizmu. Pozwala sobie na odrobinę bardziej abstrakcyjnych plam przy kolorowaniu. Dzięki temu rysunki są znacznie żywsze. Można porównać to chociażby z okładkami Eptinga, który stosuje bardziej malarskie techniki i realistyczne cieniowanie. To świetne prace pod względem technicznym, ale zazwyczaj takie podejście nie wygląda dobrze na stronach komiksu. Czasem wydaje się sztuczne i upozowane.
Dobry komiks wojenny
Nazwiska na okładce zwiastowały, że jest to porządny komiks i lektura to tylko potwierdza. Ennis po raz kolejny udowadnia, że jest świetnym scenarzystą i chociaż ma ograniczone pole zainteresowań, to w nim nie ma sobie równych. Równie dobrze poradzili sobie rysownik i kolorystka, co nie powinno dziwić, bo oboje są weteranami i laureatami nagród branżowych. Podoba mi się też ograniczony zakres tej historii. Ostatnimi czasy coraz bardziej lubię krótkie, spójne i zamknięte historie. Zwłaszcza tak dobrze opowiedziane.
Dziękujemy wydawcy za udostępnienie komiksu do recenzji.
Konrad Dębowski