Kolekcjoner Sergia Toppiego to kolejny komiks wydawnictwa Lost In Time w ramach kolekcji zbierającej wszystkie dzieła tego włoskiego twórcy. W tym zbiorze opowiadań, w kontraście do poprzednich tomów, wspólnym mianownikiem nie jest miejsce akcji.
Poszukiwacz egzotycznych artefaktów
Czwarty tom serii również zbiera kilka krótszych historii, ale bohaterem każdej z nich jest tajemniczy Kolekcjoner. Podróżuje po świecie, zbierając różne przedmioty. Najczęściej są to na poły legendarne magiczne artefakty, istotne dla ludzi lub społeczności, które nimi dysponują. Nie wiadomo do końca, w jakim celu je kolekcjonuje. Jednak, jak sam lubi powtarzać, jeśli upatrzy sobie jakiś obiekt, to nie ma siły we wszechświecie, która powstrzyma go przed jego zdobyciem.
Oczywiście przedmioty są rozrzucone w różnych egzotycznych lokacjach. Bohater podróżuje do Tybetu, Etiopii, Irlandii, Nowej Zelandii, na Borneo i w wiele innych miejsc. To daje autorowi okazję do rysowania ludzi, strojów i rekwizytów z rozmaitych kultur, ale też krajobrazów specyficznych dla danego regionu. Wszystko to w niesamowitym stylu rysunku Toppiego. Rozpływałem się już nad nim wystarczająco dużo w recenzji poprzedniego tomu. Dalej nie wiem, jak autor to robi, że z plątaniny kresek i abstrakcyjnych kształtów tworzy wrażenie realistycznych obrazów. Wiem tylko, że wygląda to fenomenalnie. W niektórych odcinkach przygód Kolekcjonera widać nawet ślady ołówka, którym autor szkicował, zanim wykorzystał tusz.
Gdyby Corto Maltese był kolonizatorem
Jeśli chodzi o same historie, poza głównym bohaterem nie odbiegają zbytnio od tego, co widzieliśmy w poprzednich tomach. To dalej mistyczne, baśniowe klimaty. Ten tom jednak momentami przywodził na myśl inny włoski komiks przygodowy, Corto Maltese. Możliwe, że to tylko przez egzotyczne lokacje i fakt, że większy nacisk niż w innych komiksach Toppiego kładziony jest na przygodę, akcję. Można jednak wyczuć podobną melancholię za pewnym utraconym czasem ostatnich awanturników i podróżników sprzed ery globalizacji.
Z drugiej strony Corto nie ma raczej zapędów kolonizatorskich. Podróżuje, obcuje z innymi kulturami, ale nie ma względem nich żadnych złowieszczych celów. Kolekcjoner jest jednak postacią kolonizatora, którzy przybywa i zabiera to, co w jego mniemaniu mu się należy. Wystarczy popatrzeć na zbiory europejskich muzeów historycznych, żeby obejrzeć artefakty z całego świata. Najczęściej nie były one przejmowane w dobrej wierze. Gospodarka rabunkowa na odkrytych i „zdobytych” terenach jest podstawą kolonizacji i ze skutkami tejże kraje rozwijające się muszą zmagać się do dziś. Nie jest to jakiś szczególny przytyk względem tego komiksu. To tylko echa dawnego sposobu myślenia, które, zapewne podświadomie, autor przedstawił w swojej opowieści. Zresztą praktycznie każda podobna historia ma jakieś kolonialne zabarwienie (patrz: przygody Indiany Jonesa). Nie znaczy to, że dane dzieło jest złe i nie należy go czytać czy oglądać. Wręcz przeciwnie, bo to świetny komiks. Warto jednak zdawać sobie z tego sprawę.
Bezwzględny i nieustępliwy bohater
Kolekcjonerowi zresztą daleko do krwawego konkwistadora. Najczęściej nie dopuszcza się bezsensownych aktów przemocy. Nie morduje właścicieli i nie wydziera przemocą upatrzonych przedmiotów, ale jednocześnie jest bezwzględny i nieustępliwy. To, czego nie może zdobyć po dobroci, przejmuje podstępem. Jednak nie jest to do końca negatywna postać zdobywcy i rabusia. Miewa przebłyski ludzkich uczuć. Nie mówiąc już, że na tle znacznie gorszych oponentów często wygląda na całkiem porządnego człowieka.
Ostatecznie nie dowiadujemy się o nim zbyt wiele, bo jego pojawienie się jest najczęściej pretekstem do opowiedzenia historii danego przedmiotu i pokazania zmagań o niego. Tom to kilka opowieści, ale można je czytać osobno. Pojawia się tylko jedna drugoplanowa postać, którą spotykamy częściej niż w jednej historii ‒ powraca w ostatniej opowieści w tomie, która powstała w 2006 roku. Ponad 20 lat po poprzednich z serii. Wydaje mi się, że Kolekcjoner nigdy nie był planowany jako jakaś bardziej spójna seria, a właśnie jako zbiór luźno powiązanych ze sobą opowiadań.
Komiksy Toppiego są świetną lekturą. Miłośnicy przygodowych opowieści, podróży oraz interesujących rysunków powinni już dawno mieć całą serię na półce. Cieszy, że pierwszy tom dość szybko doczekał się dodruku. Oznacza to, że polski czytelnik, który w 2009 roku wzgardził Opowieściami Szeherezady, dorósł już do komiksów narysowanych bardziej nieszablonowo.
Dziękujemy wydawcy za przekazanie egzemplarza do recenzji.
Konrad Dębowski