Ghost Rider to jedna z tych postaci Marvela, której zawsze brakowało mi na polskim rynku. Owszem, za czasów wydawnictwa TM-Semic wydano kilka komiksów, a nieistniejąca już Mandragora wypuściła miniserię Gartha Ennisa „Droga ku potępieniu” i pierwszy tom komiksu „Essential Ghost Rider”. Były to pierwsze zeszyty przygód Ducha Zemsty w wersji czarno-białej. Na szczęście wydawnictwo Mucha Comics pamiętało, że istnieje ktoś taki jak Ghost Rider.
„W 1990 roku nastała nowa era dla Ducha Zemsty, gdy kolejnym Ghost Riderem został Danny Ketch! W obliczu rodzinnej tragedii antybohater musi zmierzyć się ze złoczyńcami pokroju Blackouta, Deathwatcha, Flag-Smashera, Zodiaka czy władcy piekieł – Mephisto. Na drodze ognistego jeźdźca stają również zwykli gangsterzy, podwładni Kingpina i w końcu były nosiciel Ducha Zemsty – Johnny Blaze – który liczy na porachunki z demonem Zarathosem i nieważne, kto stanie mu na drodze! Pierwsze przygody Danny’ego uświetniły również gościnne występy Punishera, X-Factor, Doktora Strange’a oraz Spider-Mana. Czy jesteście gotowi na ostrą przejażdżkę z Ghost Riderem w jednym z najbardziej odjazdowych i najlepiej wyglądających komiksów lat dziewięćdziesiątych autorstwa piekielnie utalentowanych Howarda Mackie i Marka Texeiry?
Album zawiera materiały opublikowane pierwotnie w zeszytach serii: Ghost Rider (1990) #1–20 oraz Dr. Strange, Sorcerer Supreme (1988) #28.”
Danny Ketch nowym Duchem Zemsty
Jak sam tytuł wskazuje, bohaterem komiksu nie jest Johnny Blaze, który był pierwszym Duchem Zemsty, a Danny Ketch – chłopak, który wraz z siostrą Barbarą pewnej nocy zostaje napadnięty przez bandytów. Uciekając, znajduje na złomowisku motocykl, który przemienia go w Ghost Ridera. Niestety, wskutek zadanych obrażeń siostra Danny’ego zapada w śpiączkę. Co działo się potem? To byłby już duży spoiler, ale z pewnością scenarzysta Howard Mackie nie pozwoli nam się nudzić.
Pomimo bardzo dobrego rozpoczęcia seria rozwija się dość spokojnie, może nawet trochę nudno. Takie uczucie miałem przez kilka pierwszych zeszytów, jednak im dalej, tym historia nabiera tempa, a akcja pędzi naprzód. Komiks powstał w 1990 roku i tak samo jak inne tytuły z tego okresu zawiera bardzo dużo tekstu. Naprawdę, jest tutaj co czytać, tym bardziej, że album ma ponad 500 stron. Dialogi momentami są trochę archaiczne, ale z pewnością nie jest to ramotka i nie stwarzają one problemów w odbiorze lektury. Muszę przyznać, że zawsze brakowało mi Ghost Ridera na polskim rynku. Bohater ten od dziecka był jedną z moich ulubionych postaci Marvela i cieszę się, że ktoś wreszcie postanowił sięgnąć po jego przygody. Mam nadzieję, że wydawnictwo Mucha Comics wyda dalszy ciąg tej historii, bo kilka wątków nie zostało do końca wyjaśnionych.
Nostalgiczne rysunki z poprzednich lat
Za rysunki w komiksie odpowiadają Mark Texeira i Javier Saltares, którzy bardzo dobrze wywiązali się ze swojego zadania. Zawsze lubiłem komiksy z okresu lat 80. i 90., bo zazwyczaj warstwa graficzna stała w nich na bardzo wysokim poziomie. Nie inaczej jest tym razem. Kreska jest niesamowicie szczegółowa, co widać zwłaszcza w scenach akcji i po samych postaciach. Wprawdzie rysunki w porównaniu do dzisiejszych tytułów mogą się wydać dość ubogie w kolory, ale tak to wtedy wyglądało i w żadnym wypadku nie można tego uznać za wadę. Taki jest urok komiksów tamtego okresu. Sam album, jak już wspomniałem, ma ponad 500 stron. W materiałach dodatkowych znajdziemy tylko kilka okładek i ilustracji.
„Ghost Rider: Danny Ketch” to komiks z okresu, gdy rysownikom i scenarzystom jeszcze się chciało. Tytuł ten wywołał u mnie sporą nostalgię do czasów, kiedy w kiosku wypatrywałem kolejnych zeszytów od wydawnictwa TM-Semic. Mam nadzieję, że za jakiś czas dostaniemy kontynuację, bo jestem ciekaw dalszych losów Ducha Zemsty.
Maciej Skrzypczak
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.