Potwory - okładka

Potwory – okładka

Przynajmniej trzydzieści pięć lat czekaliśmy na najnowszy komiks Barry’ego Windsora-Smitha pod tytułem Potwory, który pierwotnie miał być opowieścią o Hulku, ale nie ukazał się w tym kształcie. Po latach pracy i rozrośnięciu się do ponad trzystu stron w końcu czytelnicy mogą go wziąć do ręki. W Polsce stało się to dzięki wydawnictwu Mucha Comics.

Skąd wziął się Barry Smith?

Brytyjczyk Barry Smith (który później dodał Windsor po matce, żeby wyróżnić swoje pospolite nazwisko) dostał się do Marvela dzięki stylowi rysunku bardzo przypominającemu to, co robił Jack Kirby. Jednak to nie dlatego stał się rozpoznawalny. W trakcie pracy nad serią Conan jego styl ewoluował w bardziej delikatny, szczegółowy, inspirowany pracami tzw. grupy prerafaelitów (brytyjski nurt artystyczny z epoki romantyzmu) oraz dziewiętnastowiecznymi grafikami. Jego sposób pracy i styl rysunku nie współgrał z terminami narzucanymi przez miesięczny tryb wydawniczy, a sam artysta był zainteresowany bardziej sztuką piękną i poważniejszymi tematami niż superbohaterowie, więc stopniowo drogi jego i Marvela się rozchodziły. Na odchodne zrobił jeszcze Wolverine. Broń X, który do dzisiaj pozostaje jednym z najlepszych komiksów superbohaterskich i jednym z nielicznych marvelowskich evergreenów. Jest to całkowicie autorskie dzieło, napisane, narysowane i kolorowane przez Windsora-Smitha, co nawet dziś stanowi rzadkość w amerykańskim mainstreamie.

Broń X wydawano w ośmiostronicowych odcinkach w miesięczniku Marvel Comics Presents, który był kuźnią talentów wydawnictwa. Tam zaczynali m.in. Mike Mignola i Sam Kieth. Dzięki temu, że zeszyty były zbiorami kilkustronicowych historii, ilustracji i odcinków dłuższych historii, te ostatnie mogły być krótsze. To z kolei pozwalało ich autorom dopracować każdy szczegół. Opowieść ukończono w 1991 roku. Kilka lat wcześniej Barry Windsor-Smith planował historię o Hulku, która eksplorowałaby przeszłość Bruce’a Bannera oraz to, co mogło spowodować i ukształtować schizofreniczny rozdział osobowości u tej postaci. Była roboczo zatytułowana Thanksgiving (Święto Dziękczynienia). Miała być eksploracją traumatycznego dzieciństwa Bannera. Hulk miał być wyobrażeniem jedenastoletniego Bruce’a, który nie mógł się sprzeciwić czy postawić brutalnemu ojcu.

Podkradziony scenariusz

Wątki z tej opowieści porusza Bill Mantlo w Hulk #312 z 1984 roku (z rysunkami początkującego Mike’a Mignoli!). Windsora-Smitha niezmiernie to wkurzyło i zdecydował się ostatecznie nie publikować tego komiksu. O wyciek obwinił ówczesnego redaktora Jima Shootera –pokazywał mu wcześniej praktycznie gotowy komiks, na który trzeba było tylko położyć tusz. Rzekomo kserokopie tej wersji krążyły po biurze i Mantlo w ten sposób miał poznać zarys historii. Tak wspominają to Shooter i Windsor-Smith. Bill Mantlo w 1992 roku został potrącony przez samochód. Rezultatem tego był poważny uraz głowy i znaczne osłabienie zdolności kognitywnych, więc nie może się wypowiedzieć na ten temat.

Po odejściu z wydawnictwa przetworzoną historię pod nowym tytułem Big Red miało wydać Dark Horse. Nie stało się tak ze względu na niesnaski autora z wydawcą, Mikiem Richardsonem. Później próbował przetworzyć historię i wydać ją w DC Comics. Problemem wówczas były wulgaryzmy, których używał ojciec bohatera. Notabene to też było przeszkodą przy pierwotnych próbach wydania w Marvelu i Barry musiał znacznie ugładzić wiele kwestii. Oczywiście pokazanie ojca jako wulgarnego brutala i chama było częścią historii, z której autor nie chciał zrezygnować. Język, z jakiego chciał korzystać, nie przechodził nawet w „doroślejszym” Vertigo.

Potwory - przykładowa strona

Potwory – przykładowa strona

Wydanie po latach

Ostatecznie historia wylądowała w Fantagraphics, które już wcześniej wydało Ad Astra in Africa tego twórcy. Ta opowieść z kolei była przetworzeniem Lifedeath III. Ukazały się dwie części tej eksploracji postaci Storm z X-men, która nagle straciła swoją moc. Trzecia nie doczekała publikacji w ramach serii, więc autor wykorzystał gotowe pomysły w nowej powieści graficznej. W 2021 Monsters ukazało się nakładem tego wydawnictwa. Nareszcie.

Potwory są połączeniem kilku wątków znanych nam z superbohaterskich genez. Jest rok 1964. Mamy tajne rządowe eksperymenty (Weapon X). Młodego chłopaka, Billy’ego Baileya (jakże charakterystyczna komiksowa aliteracja), który próbuje się dostać do armii pomimo uszczerbku na zdrowiu. Jego zapał zostaje ostatecznie doceniony i za pomocą specjalnego serum ma zostać zmieniony w superżołnierza (Kapitan Ameryka). Nikt jednak nie sprawdził dokładnie przeszłości i stanu psychicznego chłopaka. Jego ojciec, tłumacz, po powrocie z wojny terroryzował rodzinę, co spowodowało długotrwałą traumę i uszczerbek na zdrowiu chłopca (Billy stracił oko w wyniku jednego z napadów złości ojca). To oczywiście nawiązuje do pierwotnego pomysłu komiksu o Hulku.

Pesymistyczny pastisz

O ile jednak w tradycyjnych komiksach superbohaterskich postać poddana promieniowaniu, eksperymentom czy innym typowym zabiegom kilka stron później lata w obcisłym trykocie oraz walczy ze złem i występkiem, o tyle w Potworach rezultat eksperymentu przypomina bardziej zapomniany komiks Warrena Ellisa, Cliffa i Terese Nielsen oraz Chrisa Moellera pt. Ruins. To depresyjna, nihilistyczna parodia Marvels Kurta Busieka i Aleksa Rossa. Pokazuje, co by było, gdyby wszystkie przypadki, które doprowadziły do powstania superbohaterów, nie zakończyły się szczęśliwą transformacją. Matt Murdock zginął w wyniku poparzeń radioaktywną substancją. T’Challa został aresztowany za współpracę z organizacją Czarnych Panter. Mutacje X-men zamiast supermocy sprowadziły na nich śmierć, szaleństwo, więzienie i inne nieszczęścia. Peter Parker zmarł w wyniku zakażenia zmutowanym wirusem.

Rick Jones jest podstarzałym hipisem i narkomanem, który wciąż wspomina wypadek na pustyni w Arizonie, kiedy to jakiś doktor osłonił go przed promieniowaniem i w mgnieniu oka zmienił się w rakowego potwora. Żyjący zbiór guzów, który ponoć wciąż utrzymywany jest przy życiu gdzieś w lochu CIA. Z podobnego założenia wychodzi Barry Windsor Smith w Potworach. Billy Bailey jest idealnym królikiem doświadczalnym. Bezdomny, bez pracy, rodziny. Jeśli coś pójdzie nie tak, nikt nie będzie go szukał. Efekt nie jest może tak spektakularny jak u Ellisa, ale serum podane Billy’emu zmienia go w gigantycznego potwora, który niczym dzieło doktora Frankensteina na wpół świadomie próbuje dotrzeć do domu i zapobiec tragediom, jakie go spotkały w dzieciństwie.

Wędrówka „potwora” i próby powstrzymania go przez wojsko są wymieszane z przebłyskami ze wspomnień Billy’ego, w których pomimo tego, że jest dzieckiem, zostaje przedstawiony w swoim obecnym zmutowanym stanie, oraz licznymi reminiscencjami, pokazującymi losy chłopca i całej jego rodziny z różnych perspektyw.

Niewiarygodni narratorzy

Część to pamiętnik jego matki, która zauważa postępujące pogarszanie się stanu psychicznego swojego męża, ale stara się go jakoś zrozumieć i wytłumaczyć. Wypiera najbardziej traumatyczne momenty i krzywdy, które obserwujemy potem z innej perspektywy. Nawet w osobistych zapiskach bohaterka unika pisania wprost o tym, co ją spotyka. Pomija niektóre tematy lub wręcz konfabuluje. Skontrastowanie niewiarygodnej narratorki z prawdziwymi wydarzeniami to bardzo dobry zabieg pokazujący, jak ofiary przemocy próbują sobie z nią radzić oraz jak silnie w psychice potrafią być zakorzenione pewne wzorce społeczne, które na tę przemoc zezwalają.

Przykładowo Janet ślepo wierzy w swojego męża i w to, że gdzieś tkwi w nim dobro, pomimo brutalnych aktów przemocy psychicznej i fizycznej, jakich się dopuszczał względem niej i syna. Innym obiektem złudzeń jest rząd Stanów Zjednoczonych. Tę wiarę w przeciętnym białym obywatelu USA podkopie dopiero Wietnam i afera Watergate. Bohaterka wierzy w pomoc i to, że wszystko będzie dobrze, gdy niespodziewanie przedłuża się pobyt jej męża w Niemczech pomimo tego, że wojna dawno się zakończyła. Sądzę, że on też mógł zostać wówczas poddany jakimś brutalnym zabiegom psychiatrycznym, które zamiast pomóc, tylko spotęgowały jego problemy. Zwłaszcza że w trakcie działań wojennych zdobył tajne informacje dotyczące m.in. ściągania niemieckich naukowców do Stanów (co naprawdę miało miejsce – tzw. operacja Paperclip) niezależnie od etyczności ich przeszłych działań.

Potwory - przykładowa strona

Potwory – przykładowa strona

Trauma wojenna, trauma rodzinna

Symbolem traumy wojennej Toma Baileya jest pistolet marki Luger, który zdobył w trakcie przeszukania jednego z nazistowskich laboratoriów, gdzie prowadzono nieludzkie eksperymenty na więźniach. Przeżycia wzmogły troski trapiące wielu żołnierzy dotyczące wierności żon, które pozostały same w kraju. Są one typowe zwłaszcza dla osobników o niskim poczuciu własnej wartości, którzy za swoje prawdziwe lub urojone niedostatki i niepowodzenia zaczynają obwiniać otoczenie oraz szukać w nim wrogów. Stąd też rosnąca paranoja i brutalność Toma, który ostatecznie staje się wręcz groteskowo przerysowanym złoczyńcą. Jest też drugim niewiarygodnym narratorem, bo wiele wydarzeń z jego perspektywy jest paranoicznymi urojeniami.

Losy tej rodziny dobrze pokazują niedostatki opieki nad weteranami wojennymi w Stanach Zjednoczonych, która kuleje do dzisiaj i to pomimo tego, że praktycznie każde pokolenie tamtejszych żołnierzy ma swoją wojnę. Losy Toma i Billy’ego dobrze demonstrują też pokoleniowy charakter nieleczonych traum i wynikających z nich innych problemów psychicznych.

Ludzie są największymi potworami

Potwory są więc jak najbardziej adekwatnym tytułem, bo jest ich wiele w tym komiksie. Część wpisuje się w stereotypowe rozumienie tego słowa jako właśnie złej, krwiożerczej bestii. W przypadku Billy’ego jest to bardziej zniuansowane podejście, które spotkamy chociażby we wspomnianym już Frankensteinie czy w twórczości Guillermo del Toro, u którego potwór jest najczęściej niezrozumiałym outsiderem. Dziwakiem, odmieńcem, którego zwykli ludzie się boją właśnie ze względu na jego odmienność. W rodzimym Wiedźminie często spotykamy podobne podejście do tej kwestii. W tego typu opowieściach często największymi potworami okazują się „normalni” ludzie.

Komiks to ponad 350 stron szczegółowych czarno-białych rysunków. Wydaje mi się, że autor korzystał tylko z piórka, pędzla, tuszu i białej farby lub korektora. To kulminacja lat pracy, praktyki i znajomości wszelakich technik rysowania. Jest dużo szrafowania oraz innych zabiegów pozwalających uzyskać rozmaite tekstury, cienie o różnym natężeniu oraz rozbłyski świetlne. Korzystając z ograniczonego zasobu narzędzi, otrzymuje naprawdę niesamowite efekty. To oczywiście zupełnie inny Barry Windsor-Smith niż w Conanie czy Weapon X, ale widać pewne charakterystyczne elementy jego rysunku, które pojawiały się już we wcześniejszych dziełach.

Ograniczenia gatunku

Pomimo dojrzałego podejścia do prezentowanej tematyki widać naleciałości gatunku, z którego się wywodzi. Część rozwiązań, wątków czy stereotypowych postaci pewnie nie pojawiłaby się w „poważnej” literaturze. Nie zmienia to faktu, że jest to bardzo dobry komiks. Świetnie napisany i narysowany. Dobrze skonstruowany, bo wszystkie wątki i retrospekcje bardzo misternie się przeplatają, stopniowo odsłaniając nam przerażającą całość.

Pokazuje ona, czym może być komiks superbohaterski, gdy damy twórcom więcej swobody. Gdyby ukazał się w pierwotnej formie, pewnie nie byłby tak dobry i rozbudowany, ale na pewno byłby jedną z ważniejszych opowieści o Hulku, która podobnie jak Broń X do dzisiaj byłaby jednym z najbardziej poważanych komiksów Marvela. Zwłaszcza że jej odprysk w postaci zeszytu napisanego przez Billa Mantlo (co ciekawe, zatytułowanego Monster) wpływa na komiksy o Bannerze do dzisiaj (chociażby na twórczość Petera Davida czy serię Immortal Hulk). Zamiast tego dostaliśmy świetną, dużo dojrzalszą samodzielną opowieść, nieskrępowaną przynależnością do popkulturowej franczyzy czy Kodem Komiksu, co jest znacznie lepszym zwieńczeniem kilkudziesięcioletniej historii tego komiksu.

Dziękujemy wydawcy za przesłanie komiksu do recenzji

Konrad Dębowski